Wyobrażam sobie jachty z łopoczącymi żaglami, prujące od boi do boi. Piękny sport to żeglowanie — myślę, jadąc do Nieporętu na piąte zawody z cyklu Rossmann Women Cup. Najważniejsze pytanie w przypadku regat zwykle brzmi: jaka będzie pogoda? I wszyscy bez wyjątku trzymają kciuki, żeby był dobry wiatr. Dopiero w drugiej kolejności myślimy o słońcu. Nad Zalewem Zegrzyńskim rzeczywistość dogania moje myśli.
Jest sobotni ranek, gorąco, pięknie wieje i wszyscy już przygotowują łódki do startu. Pół godziny do pierwszego wyścigu. Przed startem udaje mi się jeszcze porozmawiać z jedyną załogą złożoną z samych kobiet (to zdecydowanie najmłodsza i najładniejsza drużyna tych regat :-)
Magda, Kaja i Ania zapraszają mnie na wypucowany jacht. Dotarły na miejsce jeszcze przed siódmą i są w świetnych humorach, chociaż wstały bladym świtem. Sasanka, na której wystartują, należy do Magdy. Dziewczyny przypłynęły nią do portu Emper Yacht z Jadwisina. Pytam, czy liczą na wygraną?
— Pewnie! Chcemy się pobawić i coś wygrać — śmieje się Anna, pełna zapału.
Magda, która będzie sternikiem podczas tych zawodów, opowiada, jak zwerbowała załogę:
— Pomysł był zupełnie spontaniczny. Dwa dni temu z Anią siedziałyśmy nad Zalewem i zobaczyłyśmy plakat Women Cup. Szybko podjęłam decyzję o starcie, namówiłam Anię, a właściwie postawiłam ją przed faktem dokonanym, mówiąc, że zapisałam nas na regaty. Nie miała wyjścia i musiała tu dziś przyjechać...
— A ja pierwszy raz na żaglach byłam dwa dni temu... — wyznaje Ania, szczuplutka, drobna dziewczyna.
— Potem namówiłam jeszcze Kaję, którą poznałam na morzu i pływałyśmy już razem — ciągnie Magdalena. — W tych regatach wszystko zależy od szczęścia i przeliczników.
Dla Ani Women Cup to będą pierwsze żeglarskie zawody, ale Magda i Kaja, mimo młodego wieku (20 i 23 lata), są doświadczonymi sternikami, brały udział w różnych regatach. Już jako malutkie dzieci były zabierane na łódki przez rodziców — to im zawdzięczają swoją pasję. Magda pływała, będąc jeszcze u mamy w brzuchu, a Kaję tata wsadził na łódkę, gdy miała roczek. Gdy pytam, czy mają jakąś nazwę jako drużyna, śmieją się — "Przedszkole team"!
Regaty Pań i Załóg Mieszanych to wyjątkowe zawody, bo na nich bez kobiety ani rusz... Regulamin Rossmann Women Cup dopuszcza udział w zawodach wyłącznie takich załóg, w których składzie znajdzie się przynajmniej jedna przedstawicielka płci pięknej. Trzeba jednak powiedzieć, że liczba kobiet na Women Cup nie jest w tym roku wyjątkowo duża, i tylko siedem dziewczyn podjęło się zostać sternikami. Jedną z nich jest Eliza z Lublina, która namówiła trzech kolegów, żeby razem z nią przyjechali do Nieporętu. Mówi mi, że informację o tych regatach znalazła w necie na jakimś forum żeglarskim.
— Miałam wolny weekend więc chciałam przyjechać tutaj, chociażby po to, żeby popatrzeć, co się będzie działo, ale za chwilę okazało się, że Grześ jest chętny do wzięcia udziału w zawodach, potem, że możemy wziąć łódkę i samochód, a końcu udało mi się zebrać resztę załogi, Michała oraz Wojtka, komandora naszego klubu. I wszystko wypaliło! — cieszy się Eliza. Grzegorz dopowiada:
— Jesteśmy tu dla zabawy, żeby poznawać nowych ludzi, no i reklamować nasz klub – Yacht Club Politechniki Lubelskiej. Staramy się rozwijać, jeździmy na różne zawody, startujemy na przykład w pucharze Polski, ostatnio pływaliśmy w Siemianówce. Elizka wymyśliła wyjazd na Women Cup, a my uznaliśmy, że to ciekawy pomysł, znaleźć się tutaj. Niestety, nie udało nam się dobrać więcej kobiet, chociaż bardzo chcieliśmy. Ale są wakacje i wiele osób powyjeżdżało.
Tuż przed godziną 12.00. kołyszące się na wodach Zalewu Zegrzyńskiego jachty wyglądają naprawdę malowniczo. W samo południe prawie 50 łódek startuje w pierwszym wyścigu. Na żeglarzy czekają trzy boje, dwa okrążenia i stopa wody pod kilem :-)
Przyglądam się tej rywalizacji razem z grupą dziennikarzy i fotoreporterów (w tym z redakcyjnym kolegą, Tomaszem Pawlakiem, który robi dla was piękne zdjęcia). Podpływamy motorówką do kolejnych załóg — wygląda na to, że wszyscy złapali bakcyla współzawodnictwa. Jest fantastycznie, słyszymy głośne komendy, machamy zawodnikom, żeby uśmiechali się do zdjęć, co rusz ochlapuje nas przyjemnie chłodna woda, a kolega z RDC zdaje słuchaczom relację z samego środka Zalewu. Następnie z szybkiej czarnej motorówki przesiadamy się na niewielki statek, z którego dalej możemy obserwować regaty (zobacz fotorelację). W moim prywatnym rankingu najzabawniejszych nazw łódek wygrywają dwie ex aequo — "Nimfa Błotna" oraz "Szwagra Cień" ;-)
Po zakończeniu trzech wyścigów wszyscy zawijają do portu. W barze czeka na nas (uczestników i dziennikarzy) "zestaw żeglarza", czyli gorąca kiełbaska z grilla, buła i zimne piwo :-)
Przysiadam się do pałaszujących kolację dziewczyn, z którymi rozmawiałam rano. Jestem ciekawa ich wrażeń z pierwszego dnia zawodów, pytam, jak im się pływało?
— Na początku szło nam świetnie — cieszy się Magda. — Ale jak zaczął wiać największy wiatr, to wszyscy porządnie walczyli o pozycję.
— Wyglądało na to, że dobrze się bawicie — nawiązuję do tego, że kiedy podpływaliśmy do nich, wyśpiewywały różne piosenki, "Domowe przedszkole", "Ufoludki" i "Hiszpańskie dziewczyny". — Przeciwnicy drżeli przed waszym głosem... — żartuję.
— Tak na serio, to walczyłyśmy, ale skupiałyśmy się na tym, żeby dobrze płynąć i mieć z tego radość, a nie obserwować naszych przeciwników — mówi Kaja.
— Tym bardziej, że na dobrą sprawę nie było wiadomo, kto jest naszym najgroźniejszym przeciwnikiem — wyjaśnia Magda. — Oczywiście najlepiej być jak najbliżej całego peletonu, ale i tak może się okazać, że te łódki, które płyną za nami, według przelicznika znajdą się przed nami. Dlatego do czasu, aż zobaczymy tablice nic nie wiadomo. Wydaje mi się, że najlepiej nam poszedł drugi wyścig. Przy jednej boi wyprzedziłyśmy chyba 12 jachtów...
Pytam, czy miały jakieś niebezpieczne sytuacje dzisiaj? Odpowiada mi Magda:
— Dwie. Pierwsza, kiedy inny sternik nas nie zauważył i o mało nas nie walnął. A inna to taka, że jedna załoga położyła się przy nas, ale za chwilkę podpłynęły motorówki i wszystko szybko wróciło do normy. Zwykle to na stracie bywa największe zamieszanie, czasami jest bardzo ciasno, są kolizje i przepychanki. Przy trzecim wszyscy na wszystkich krzyczeli. My akurat wtedy miałyśmy bardzo ładny start. Ale potem wiatr nam nie dopisał i musiałyśmy trochę pooddawać miejsce. Mój tata zawsze mówił, że to są szachy na wodzie, musisz patrzeć, co robią przeciwnicy, kombinować, jak najlepiej popłynąć. Jest bardzo dużo czynników, na które należy zwracać uwagę. Trzeba przewidywać, co się stanie za chwilę. Na wodzie, tak jak na drodze, są pewne przepisy, zasady — kontynuuje Magda. — Jeżeli mamy lewy hals musimy ustąpić łódce, która ma prawy. Czasami sternik nie zauważa, że zrobiłeś szybki zwrot i teraz to ty masz pierwszeństwo, wiec trzeba krzyczeć. Czasami widzisz, że na kogoś płyniesz, ale nie odkręcasz od razu, żeby nie stracić dobrego kursu, robisz to dopiero w ostatniej chwili, więc bywa emocjonująco. W tym sporcie najbardziej liczą się strategia i spryt!
Chcę jeszcze wiedzieć, jaka komenda padała najczęściej?
— Podaj mi wodę, podaj mi krem! — śmieją się dziewczyny.
Załoga z Lublina też jest w świetnych humorach, nawet Michał, chociaż utopił okulary przy zwrocie...
— Wiatr był kapitalny — mówi mi Wojtek. — Do takiego typu zawodów to wiało, jak na zamówienie!
— Jesteśmy zadowoleni z naszej łódki i miejsca, które zajęliśmy. Takie zawody to wysiłek non stop. Słońce, wiatr, gorąco, wychylasz się na pasach, musisz się naszarpać ze sznurkami, sporo pracy w to włożyć. Myśleliśmy, żeby dobrze by było wylądować tak w środku stawki, a po ogłoszeniu wyników okazało się, że mamy 12 wynik. Jutro spróbujemy zawalczyć o 10 miejsce — wtrąca Eliza.
Wojtek się z nią zgadza i dodaje: — Patrzymy na łódki ze swojej klasy, Omegi. Bo tak naprawdę możemy powalczyć tylko z tymi, których przeliczniki będą podobne.
W niedzielę mam popłynąć w regatach z dziewczynami jako czwarta załogantka. Pytam więc, czy to dobry układ do poprowadzenia łódki? Odpowiada mi Wojtek:
— Tak naprawdę trzy osoby wystarczają, ale jeśli mocniej wieje i łódka jest bez trapezu, wtedy dodatkowa osoba pomaga wybalastować statek, przydaje się. Poza tym łatwiej na pokładzie pracować, szczególnie jeśli załoga wcześniej razem nie pływała i nie zdążyła się dobrze zgrać, to liczy się, że jest więcej rąk do pracy.
Siedzimy wszyscy nad kuflami złocistego piwa w portowym barze. Powoli robi się coraz ciemniej. Na dużej scenie pojawiają się muzycy z zespołu Smugglers, którzy grają dla nas szanty w wersji heavy (zobacz zdjęcia z koncertu), a przed północą zaczyna się następna impreza — tym razem taneczna — prowadzona przez DJ-a Tao. Zabawa trwa do świtu, ostatni goście wracają do hotelu o 3 nad ranem.
O 8.30 w niedzielę jesteśmy w porcie. Za zgodą sędziego, zostaję dopisana do załogi "Przedszkola". Czeka mnie prawdziwa żeglarska przygoda! Jeszcze tylko kawa, ciacha, pogaduszki z nowymi znajomymi i wzajemne podkręcanie emocji... Kiedy wyprowadzamy łódkę z przystani, wiatr jest całkiem chłodny. Pierwszy wyścig drugiego dnia regat rozpoczyna się punktualnie o 10.00 specjalnym sygnałem startowym. Po wczorajszym ostrym słońcu prawie nie ma śladu. Wszyscy musieliśmy założyć kamizelki z powodu silnego wiatru. Na komendę Magdy przeskakuję z lewej strony łódki na prawą i balastuję, machając gołymi nogami. Obryzguje mnie zimna woda, rękawy bluzy łopoczą. Fan-ta-sty-czne uczucie! Zgrabnie mijamy pierwszą boję i kierujemy się w stronę drugiej. A gdzie jest trzecia? Pokaż boję! — krzyczy do mnie sternik-Madzia. O, Holender (latający...)! To wcale niełatwe, bo muszę robić wszystko naraz — zdjęcia, szybkie zwroty, a jeszcze orientować się, w którą stronę płyniemy i co robią inne łódki. Niełatwe to jest oczywiście dla mnie, bo reszta załogi świetne sobie radzi. Ale staram się jak mogę, żeby nie zepsuć dziewczynom wyniku. Magda z Kajką opowiadają mi zabawne historie, które przeżyły na łódkach. Śmiejemy się wszystkie, jednocześnie dziarsko prując do przodu. Tak pływać mogłabym codziennie! Jednak wiatr cały czas przybiera na sile (jak się później dowiedziałam — wiało powyżej 4 B, a w szkwałach do 20 węzłów). Sędzia podejmuje decyzję o zakończeniu rywalizacji z powodu złych warunków.
W sumie w ciągu dwóch dni zawodów zostały rozegrane cztery wyścigi. Najlepsza ze wszystkich okazała się drużyna Pana Grzegorza Guzowskiego, startująca na jachcie Lida. Podczas rozdania nagród zdobywcy I miejsca otrzymują 4 tys. PLN oraz piękny przechodni puchar i medale (zobacz fotorelację z uroczystego zakończenia regat). W rozmowie dla serwisu polki.pl główny zwycięzca opowiada: - Ścigam się już od 30 lat, a na łódkach kabinowych od 16. Na co dzień pływam w klasie T1. Biorę udział w regatach pucharu Polski, Grand Prix Warszawy i różnych innych. W tym przypadku o zwycięstwie decydował przelicznik (masa, długość łodzi, wielkość ożaglowania), więc każdy jacht miał szansę wygrać, nawet będąc na szarym końcu. Zresztą, regaty to nie tylko woda — to także otoczenie, spotykanie się z ludźmi. Ciągle się odgrażam, że następnym razem nie pojadę na zawody, bo jestem już zmęczony, ale jednak mnie ciągnie...
Pytam, jak się dzisiaj ścigało?
— Warunki były dobre. Wiało co prawda dosyć mocno, ale na szczęście nie szarpało. Najgorzej się pływa, kiedy wieje od zera do czterech, wtedy są uderzenia, zmiany kierunku. Nie spodziewałem się wygranej, bo nigdy nie wiadomo, jakie łódki będą w przeliczniku. Takie regaty zawsze traktuję dość spokojnie. Prawdą jest jednak, że wiele razy startowałem w regatach przelicznikowych i wiele z nich wygrałem.
Płynęliśmy w trójkę z Marysią Kęder i Bartkiem Guzowskim, moim synem, z którym często startuję. Naszymi głównymi rywalami byli koledzy z klasy, która zresztą jest preferowana na takich zawodach, ponieważ ma dobry przelicznik.
Trzeba przyznać, że jak na taką imprezę, wystartowało dużo łódek. Za tydzień odbędą się regaty, które ja organizuję i szczerze mówiąc, nie wiem, czy uda się uzbierać aż 50 jachtów. Ale mam nadzieję, że tak, bo wszystkie klasy z pucharu Polski zapowiadały, że wystartują.
Mimo ogólnego zamieszania po rozdaniu nagród, udaje mi się jeszcze porozmawiać z Panem Romanem Lewandowskim, rzecznikiem prasowym firmy Rossmann Polska. Jestem ciekawa, jak jego zdaniem wypadły tegoroczne zawody?
— To piąta edycja regat i debiut na nowej wodzie, bo poprzednie wyścigi odbywały się na Zalewie Sulejowskim w woj. Łódzkim. Z sukcesem, bo biliśmy wszelkie rekordy. Dwa lata temu, podczas 4. edycji, wystartowały 72 załogi. Mankamentem był jednak brak bazy hotelowej, żeby zrobić większy event, który można oglądać i z wody, i z lądu. Za to ten teren świetnie się nadawał, dlatego zdecydowaliśmy się, żeby przenieść Women Cup nad Zalew Zegrzyński. Impreza się rozwija... kolejne regaty także zrobimy tutaj.
Mówię, że idea jest super, ale może by pójść w stronę "jeszcze bardziej babskich" regat? Tym razem była tylko jedna załoga w 100% kobieca...
— W pewnym momencie to się stanie samo - mówi rzecznik. - Nasz pomysł jest oryginalny, chcemy aktywizować kobiety sportowo, ale na razie jest po prostu mniej pań żeglujących. Mam nadzieję, że jak się wieści o naszych regatach rozniosą, to zacznie przyjeżdżać na nie więcej kobiet. Staraliśmy się, żeby cała impreza była atrakcyjna — zawody, koncerty, ogniska. Specjalnie zaprosiliśmy takie zespoły, które są znane i lubiane. Zależy nam, żeby Women Cup było widowiskowe. A sama idea jest naprawdę fajna, bo nie ma drugich takich regat...
I to fakt. Dlatego, dziewczyny - przyjeżdżajcie za rok nad Zalew Zegrzyński, żeby startujące w zawodach załogi były jeszcze ładniejsze :-)
Maria Tomaszewska-Chyczewska
5. Regaty Rossmann Women Cup odbyły się w Nieporęcie podczas weekendu 25-26 sierpnia 2007 r.
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!