Chcę być z wami

z życia wzięte, nastolatka
Moi rodzice nie pragnęli luksusów, chcieli po prostu zwyczajnie żyć, nie martwiąc się, że brakuje im pieniędzy na podstawowe rzeczy. Niestety, ceną za to był wyjazd z Polski.
/ 30.04.2008 16:13
z życia wzięte, nastolatka
Po raz pierwszy tata wyjechał do pracy sześć lat temu. Chodziłam wtedy do II klasy i miałam iść do pierwszej komunii. Zgodnie z tradycją rodzice chcieli mi wyprawić przyjęcie, ale nie mieli pieniędzy nawet na uroczysty obiad. Wtedy w naszej okolicy bardzo ciężko było znaleźć jakąkolwiek pracę, tak jest zresztą do dziś. Tata wyjechał więc z naszej wioski na Lubelszczyźnie do Warszawy.
Ojciec jest niezłym murarzem, w dodatku jest odważny, nie boi się wyzwań ani życiowych zmian. Szybko znalazł pracę na budowie, do domu przyjeżdżał co trzy tygodnie. Bardzo za nim tęskniłam, było mi smutno i niewiele pomagało tłumaczenie mamy i babci, które powtarzały mi, że tatuś musi zarabiać na życie, bo taka jest rola tatusiów.
Po jakimś czasie firma, w której był zatrudniony, zaczęła wysyłać swoich pracowników na zagraniczne kontrakty. Tata otrzymał propozycję wyjazdu do Norwegii i wkrótce razem z mamą patrzyłyśmy jak wsiada na prom w Świnoujściu. Obie tak bardzo płakałyśmy...
– Natalko, nie płacz, proszę! Tata przyjedzie do nas na święta – pocieszała mnie mama. – Dobrze przecież wiesz, że to dla nas wielka szansa. Wytrzymamy, zobaczysz! – wzdychała, ocierając łzy.

Po kilku tygodniach od rozstania mogliśmy się cieszyć z pierwszych zarobionych przez ojca pieniędzy. Nie musieliśmy już liczyć się z każdym groszem. Dostałam wymarzony komputer, kupiliśmy używany samochód. Mimo to mama wciąż była smutna, miała podkrążone oczy i skreślała w kalendarzu każdy dzień, który dzielił nas od jego powrotu. Kiedy więc przyjechał do domu na święta, wszyscy byliśmy bardzo szczęśliwi. I choć nie byłam już małym dzieckiem, nie schodziłam z jego kolan, za nic nie chcąc uronić ani chwili z czasu, kiedy był z nami. Niestety, tydzień minął nam jak jeden dzień. Tata musiał wracać do pracy, a my z mamą znów przeżyłyśmy ból rozstania.
Dni mijały i powoli przyzwyczajałam się do jego nieobecności. Chodziłam do szkoły, miałam koleżanki, z którymi spędzałam każdą wolną chwilę. O ojcu myślałam z dumą i szacunkiem. Niektórzy jego znajomi do tej pory żyją z zasiłków i dorywczych prac. Klepią biedę, narzekają na wszystko i wszystkich, ale nie pojadą poszukać pracy nawet w sąsiednim mieście. Byłam jeszcze dzieckiem, ale rozumiałam, że ojciec jest daleko, bo chce zapewnić nam byt.

Udało mu się to, bo pod względem finansowym powodziło nam się coraz lepiej. Nie widziałam jednak, aby mama się z tego cieszyła. Rodzice zawsze byli dobrym małżeństwem i bardzo za sobą tęsknili. Pamiętam, że mama, nie chcąc tracić kontaktu z ojcem, płaciła spore rachunki za telefony do Norwegii i że nigdy nie żałowała na to pieniędzy. Pamiętam też, że mamę i mnie na duchu podtrzymywała wtedy myśl o zbliżającej się Wielkanocy, tym bardziej, gdy okazało się, że czeka nas wspaniała podróż.
– Natalko, na święta jedziemy do taty, co ty na to? – powiedziała mi mama. – Naprawdę? Kiedy? Popłyniemy promem czy polecimy samolotem? – wypytywałam uszczęśliwiona. Cieszyłam się, bo podróż do kraju, który znałam tylko z opowieści ojca, była dla mnie wielką przygodą, której zazdrościły mi wszystkie dzieciaki w okolicy.
Niestety, wyjazd do Norwegii mnie rozczarował. Wszystko było tam obce, kultura, zwyczaje i język, którego nie rozumiałam. Najgorsze było panujące tam zimno i śnieg, leżący w wielkich zaspach. Z ulgą wracałam do rodzinnej wsi i naszego domu z ogródkiem, w którym kwitły już tulipany. "Nie mogłabym wyjechać z Polski na dłużej niż tydzień" – myślałam wtedy. Szczęśliwie nie musiałam się specjalnie nad tym zastanawiać, bo mama znów miała dla mnie dobrą nowinę.

Kilka tygodni wcześniej dostała pracę w sklepie i zaczęła namawiać ojca, by wrócił do domu. Udało jej się. – Córciu, tacie kończy się kontrakt i wraca do nas, cieszysz się? – usłyszałam któregoś dnia. Pewnie, że się cieszyłam. I to jak...
Ale rodzinne szczęście i bliskość nie trwało długo. Szybko się okazało, że za 700 zł pensji mamy i 400 zasiłku ojca nie da się żyć. I znów tata wyjechał, tym razem do Irlandii. I znów został nam tylko telefon.
– Kiedy przyjedziesz? – pytałam go za każdym razem, gdy dzwonił. – Nie mogę, Nastusiu. Boję się, że jak wyjadę, nie wpuszczą mnie z powrotem – tłumaczył. My też nie mogłyśmy go odwiedzić, bo pracował na czarno i mieszkał w obskurnym baraku razem z innymi nielegalnymi imigrantami. Dzwonił do nas tak często, jak mógł, ale to nie to samo, co być razem...
Żyliśmy na odległość przez dwa lata, do czasu przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Tęskniłam, ale czas rozłąki zrobił swoje. Gdy tata wreszcie do nas przyjechał z przykrością odkryłam, że czuję się skrępowana jego obecnością. – Ho, ho! Jaka już z ciebie duża panna! – dziwił się, przyglądając mi się bez końca, a ja... Co tu dużo mówić, ojciec wydawał mi się jakiś obcy, niedostępny. Nie potrafiłam, jak kiedyś, swobodnie z nim rozmawiać albo się z nim wygłupiać. On też się zmienił. Zmizerniał, postarzał się i widać było, że jest zmęczony. Mimo to szybko odezwało się w nim przyzwyczajenie do koczowniczego, samotnego życia, bo już po miesiącu nie mógł wysiedzieć w domu.
– Załatwiłem sobie pracę w Anglii, dołączę do ekipy remontowej, wyjeżdżam za trzy dni – zakomunikował nam po prostu któregoś dnia. Tym razem praca była legalna i mama nie czekała długo, by pojechać do niego w odwiedziny i zobaczyć, jak się urządził.

Nawet ucieszył mnie ten jej wyjazd. Zaczęłam wtedy naukę w gimnazjum i miałam mnóstwo nowych przyjaciół. Babcia nie kontrolowała mnie tak skrupulatnie jak mama i wreszcie bez problemu mogłam chodzić na imprezy. "Mama odwiedzi ojca i wróci, a ja tymczasem posmakuję prawdziwej wolności" – myślałam. Stało się jednak zupełnie inaczej.
– Natalko, na razie tu zostanę – powiedziała mi przez telefon. – Znalazłam dobrą pracę, a ty przylecisz do nas na wakacje. Na razie zostaniesz z babcią, tylko bądź grzeczna i rozsądna, proszę – upominała mnie. Moja radość ze swobody prysła jak bańka mydlana. Mama była trochę nadopiekuńcza i nieraz mnie to denerwowało, miałyśmy jednak dobre relacje i mogłam z nią o wszystkim pogadać. Dopiero, gdy zostałam sama z babcią uświadomiłam sobie, jak bardzo ją kocham i jak mi bez niej źle. I choć babcia robiła co mogła, bym nie czuła się samotna i by mnie uszczęśliwić, z trudem przetrwałam do wakacji, które miałam spędzić z rodzicami. Wcale jednak nie było tak przyjemnie, jak sobie na początku wyobrażałam.
– Mogłabyś tu z nami zamieszkać, załatwimy ci szkołę – usłyszałam zaraz po przyjeździe do Anglii. Prawdę mówiąc, jadąc tam miałam nadzieję, że rodzice wrócą ze mną do Polski, a przynajmniej powiedzą, kiedy mają zamiar to zrobić. Moja przeprowadzka do Anglii była ostatnią rzeczą, która mogła mi przyjść do głowy. Zastanawiałam się nad tym dwa miesiące, ale – choć bardzo kocham moich rodziców i straszliwie za nimi tęsknię – nie zdecydowałam się zostać z nimi w Anglii. – Widocznie nie jestem tak odważna i przebojowa jak wy. Boję się nowej szkoły, nie znam tak dobrze języka – tłumaczyłam. Rodzice zrozumieli, że nie jestem jeszcze gotowa na taką życiową rewolucję i że potrzebuję czasu. Wróciłam do Polski, do mojej wsi, szkoły i przyjaciół.

Od półtora roku mieszkam z babcią, która się mną opiekuje, rodziców widzę tylko w święta i ferie szkolne. Jestem bardziej samodzielna i dojrzała niż moi rówieśnicy, ale tylko dlatego, że życie mnie do tego zmusza. Bo tak naprawdę, choć mam prawie szesnaście lat i moje kumpelki śmieją się ze mnie, wciąż tęsknię za mamą...
– Natka, powinnaś się z tego cieszyć, masz kasę i nie musisz codziennie słuchać ich kazań – dziwi się moja przyjaciółka Gośka, gdy mówię jej, jak mi źle.
– Ja też chętnie bym moich gdzieś wysłała. Mogłabym sobie wtedy kupić całą szafę modnych kiecek, zamiast kłócić się z nimi co wieczór – dodaje zaraz Wiola.
A ja?... Cóż, za to, żeby moi rodzice wrócili do Polski i byli tu ze mną, oddałabym wszystkie moje elektroniczne gadżety, modne ubrania i komputer. Wiem jednak, że tu nie będą mieli pracy i że nie ja jedna mam taki problem.
Zdaję sobie też sprawę, że nie możemy dłużej tak żyć, rozmawialiśmy o tym z mamą i tatą wiele razy. Wszystko wskazuje więc na to, że choć się boję, w wakacje przeniosę się do nich i liceum zacznę już w Worcester. Rodzina powinna przecież być razem.

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA