Chciałam ci podziękować...

architekci, biuro architektoniczne, biuro, praca biurowa, architektura
Nie cierpiałam go. Był dla mnie typowym podrywaczem, Don Juanem dla idiotek. Okazało się, że bardzo się myliłam...
/ 09.01.2009 14:46
architekci, biuro architektoniczne, biuro, praca biurowa, architektura
Są już wstępne wyniki! Wygrały dwa projekty! – rozgorączkowana sekretarka Jola dopadła mnie w drzwiach. – Twój i...
Spojrzałam na nią spod oka, powstrzymując z trudem mordercze instynkty.
– No?! – syknęłam. – Zaczęłaś, to kończ!
– I... Kamila – powiedziała niepewnie.
– No, to pięknie! – rzuciłam z sarkazmem. – Cholera jasna!
– Daria, nie przejmuj się – próbowała mnie pocieszyć. – Masz dużą szansę! Teraz wszystko zależy od decyzji góry, a twój projekt jest podobno rewelacyjny.
– Ale on jest mężczyzną – przerwałam jej. – A ja kobietą, rozumiesz? W tej konkurencji nie wygram. W dodatku połowa zarządu to jego podstarzałe wielbicielki. Swój projekt już mogę spisać na straty!

Z Kamilem pracowałam od lat. I od lat darzyliśmy się wzajemną antypatią. Był dla mnie uosobieniem beznadziejnego samca. Przystojniaczek, bawidamek, śliski podrywacz! Don Juan dla idiotek. Szalały za nim wszystkie, od nieopierzonych stażystek do bab u progu emerytury, chichotały z każdego jego głupawego dowcipu, wpatrzone z zachwytem w gładkie oblicze urodzonego uwodziciela. Swoim zniewalającym uśmiechem śródziemnomorskiego żigolaka doprowadzał mnie do szału. Wiedział o tym i na każdym kroku demonstracyjnie starał się wyprowadzić mnie z równowagi. Naprawdę działał mi na nerwy.
– Czego ty od niego chcesz? – dziwiły się koleżanki z pracowni. – To całkiem fajny facet! Nie dość, że przystojny, to jeszcze dobry kumpel. A że lubi baby... No, z jego prezencją, trudno się dziwić!
– Dajcie spokój, to palant! – protestowałam. – Więc, na co czekacie? Niech się z którąś z was ożeni! Nie? Dlaczego nie? Bo ten typ tak ma. On nie jest zdolny do uczuć wyższych, to zawodowy podrywacz, nic więcej, a wy, frajerki, dajecie takiemu cwaniakowi wodzić się za nos.
– Ty chyba jesteś zazdrosna, przyznaj się, Daria! – pisnęła Ola, szefowa działu projektowania zieleni, jedna z zagorzałych admiratorek Kamila.
– A jużci! – popukałam się w głowę z niesmakiem. – Rzeczywiście! Miałabym o kogo! Mówię wam, że dla niego nawet zakochana koza byłaby do przyjęcia. Osobiście pogoniłam palanta raz, za to skutecznie, i od tej pory nie ma odwagi do mnie podskoczyć. I wam doradzam to samo, dziewczyny.

Zaczęło się od tego, że dawno temu i do mnie usiłował się przystawiać. Nie znosiłam romansowania w pracy, a do tego jego zadowolona z siebie gęba od początku nie wzbudziła mojego zaufania. Poza tym wówczas jeszcze byłam mężatką, zdawało mi się nawet, że szczęśliwą. Dałam mu wtedy ostrą odprawę i od tej pory zaczęła pomiędzy nami narastać wrogość. Z jego strony każda okazja była dobra, by mi dopiec, a z mojej – by mu okazać pogardę. Pech chciał, że również na płaszczyźnie zawodowej przyszło nam ze sobą rywalizować. Zajmowaliśmy równoległe i równorzędne stanowiska – i oboje uchodziliśmy za uzdolnionych architektów, nadzieję i przyszłość firmy.

Gdy kilka miesięcy temu rozpisano konkurs na najciekawszy projekt wielkiego centrum wypoczynkowego, wiadomo było nieoficjalnie, że zwycięzca nie tylko otrzyma wysoką nagrodę i najprawdopodobniej nadzór nad realizacją prestiżowego projektu, ale również awans. A gra była warta świeczki, gdyż chodziło o stanowisko dyrektorskie. Naturalnie pierwsza zgłosiłam się do udziału w konkursie. Nie przewidziałam tylko, choć może powinnam, że w ostatniej fazie przyjdzie mi zmierzyć się właśnie z Kamilem. Teraz dopiero zdałam sobie sprawę z faktu, że jeśli wygra on, to będę zmuszona pożegnać się z ukochaną pracą. Byłby to koniec mojej kariery zawodowej, przynajmniej w tej firmie. I nie chodziło o to, że mnie zwolni, tylko o to, że nie wyobrażałam sobie nawet sytuacji, że mogłabym być jego podwładną! Nigdy! Niedoczekanie.

Z lękiem czekałam na decyzję zarządu, a także z poczuciem beznadziei. Nie wierzyłam, że mogą wybrać mnie. Prawdę mówiąc, nikt w to nie wierzył. Po pierwsze, Kamil był facetem, a wiadomo, że facet zawsze ma większe szanse. Po drugie, miał świetne układy ze wszystkimi, był uwielbiany przez kobiety na wysokich stołkach w firmie, no i – nie będę ukrywać – naprawdę był wybitnie uzdolniony.
Mijaliśmy się na korytarzu bez słowa, bo już od dawna nawet się sobie nie kłanialiśmy. Obrzucał mnie co najwyżej cynicznym uśmiechem. A ja na jego widok odwracałam się tyłem. W przeddzień zebrania, na którym prezes korporacji miał ogłosić decyzję, Kamil zastąpił mi drogę.
– I co? – uśmiechnął się z wyższością i mrugnął. – Jak sądzisz, kto tu zostanie czyim szefem? Szanse są wyrównane...
Usiłowałam go wyminąć, lecz śmiejąc się, zatarasował sobą przejście.
– Nie obawiaj się – powiedziałam hardo. – Wygrasz. Przecież jesteś supermenem! Ale na pewno nie będziesz moim szefem.
– Nie?
– Nie. Zwolnię się natychmiast – odepchnęłam go i poszłam dalej.
– Zaczekaj! – dopędził mnie przed drzwiami mojej pracowni. – Co ty wygadujesz, Daria, zwariowałaś?!
– Odczep się ode mnie – spojrzałam na niego z nienawiścią. – Daj mi spokój! Nie lubię cię i nie zamierzam dyskutować z tobą o swoich planach. A teraz przepraszam, mam dużo pracy! – zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem.

Dopiero na samym zebraniu dowiedziałam się, że Kamil w ostatniej chwili wycofał swój projekt. Nie miałam już konkurencji. Ogłuszona gratulacjami, owacjami i uśmiechami, zasypana kwiatami, nie bardzo rozumiałam, co się właściwie stało. Nie docierało jeszcze do mnie, że to szczytowy moment mojej kariery, sukces, o jakim przestałam już marzyć.
– Przyjmij i moje gratulacje – usłyszałam nagle. Przede mną stał Kamil. Jak zwykle z krzywym uśmieszkiem. – Pani dyrektor...
– Kamil...
Lecz zanim zdążyłam mu odpowiedzieć, odwrócił się i wyszedł z sali bankietowej.
– Słuchaj – złapałam w końcu zawsze najlepiej zorientowaną Jolkę. – Co tu właściwie jest grane? O co chodzi? Dlaczego on wycofał projekt?
Jola obrzuciła mnie dziwnym spojrzeniem.
– A co, martwisz się? – machnęła dłonią. – Ciesz się! Wygrałaś. Należało ci się.
– Jola, gadaj!
– Och, daj spokój. Przyszedł wczoraj do prezesa i wycofał projekt. To wszystko, co wiem. Reszta to tylko plotki.
– Jakie plotki?
– Nie udawaj, że nie wiesz! Przecież wróble o tym na dachu ćwierkają!
– Co takiego?! – zirytowałam się. – Wiesz, masz okropny zwyczaj rzucania takich półsłówek! O co tu chodzi?!

Jola spojrzała na mnie z pobłażliwym zdumieniem.
– Przecież on się w tobie kocha – odparła. – Od lat. Dlatego się wycofał.
Zamurowało mnie.
– Co... Co ty gadasz? – wyjąkałam, gdy odzyskałam mowę. – Oszalałaś. To jakieś idiotyzmy. On mnie nienawidzi!
– Kocha cię jak wariat – powtórzyła z uporem. – No dobra, niech będzie, powiem ci już wszystko do końca. Kiedyś byliśmy razem na imprezie, upił się, rozkleił, i zwierzył mi się z tej swojej beznadziejnej miłości. Na szczęście nie zdążyłam się jeszcze zaangażować, bo by mnie szlag trafił. Miałam nadzieję, że może się załapię, jak wszystkie.
Zrobiło mi się gorąco.
– Czy... – zaczęłam z wysiłkiem. – Czy jego projekt... miał zostać wybrany?
Na jej twarzy pojawił się nieco złośliwy uśmiech.
– Tego nie wiem – wzruszyła ramionami. – Ale to całkiem możliwe. W jednym na pewno miałaś rację – u nas faceci zwykle są górą, szefowo!

Przyznaję, że przez cały dzień łamałam się, czy jednak nie dać się unieść honorem i także się nie wycofać. Rzucić to wszystko w diabły, poszukać sobie nowej pracy. Ambicja nie dawała mi spokoju. Nie chciałam JEGO łaski.
Powoli zaczęło ogarniać mnie coś w rodzaju wzruszenia. Ten twardziel o miękkim – jak się okazało – sercu, zakochany we mnie?! Dopiero teraz zaczęłam sobie przypominać jego zachowanie na przestrzeni lat. Fakt, wydawało się dziwne. Lecz składałam to na karb jego egocentryzmu, męskiej próżności i wad charakteru. No, owszem, sama też nie byłam w porządku. Zawsze mi się podobał, a traktowałam go jak zadżumionego. Mój Boże, oboje postępowaliśmy jak para dzieciaków!

Pod wieczór zdecydowałam się wreszcie. Sięgnęłam po telefon i wykręciłam numer jego komórki, którą wycyganiłam od Joli.
– Kamil? – wyjąkałam. – Cześć... Tu Daria...
– O, witam szefową! – usłyszałam kpiący głos. – Co się stało? Czy już mam pakować swoje manatki?
– Nie wygłupiaj się. Chciałam... Chciałam ci podziękować.
W eterze zapanowała cisza.
– Podziękować? A za co? – zapytał po chwili niefrasobliwie.
– Nieważne – odparłam. – Dobrze wiesz, za co. Fajny z ciebie kumpel. No to... Jeszcze raz dzięki. Zobaczymy się w pracy.
– Zaczekaj! – przerwał mi pospiesznie. – A czy nie moglibyśmy zobaczyć się prędzej? Jeszcze dziś wieczór? Może... Może dałabyś się wreszcie, po tylu latach, zaprosić gdzieś na kolację?

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA