Ciao, Bella!?

italia, włochy, sycylia
To była sensacja na całą wieś. Nasza Luśka wychodzi za mąż za Włocha! Roberto pochodzi z Sycylii i kto wie, może nawet należał do mafii? Wyobraziłam sobie, jak mafijna ośmiornica oplata mackami naszą rodzinę. Musiałam działać...!
/ 11.03.2009 13:19
italia, włochy, sycylia
Pewnej niedzieli w naszej małej Górce gruchnęła wieść.
– Do Ilonki sołtysówny przyjeżdża narzeczony z Włoch! – powtarzały sobie baby pod kościołem.
– No, no, no... Będziemy mieli "makaroniarza" we wsi – komentowały chłopy przy budce z piwem.
Ilona była moją kuzynką, ale traktowałam ją jak siostrę. Od dziecka mieszkałyśmy pod jednym dachem, razem się wychowywałyśmy, i razem chodziłyśmy do szkoły. Za nauką nigdy nie przepadała, więc zaraz po maturze pojechała na zarobek do słonecznej Italii. Opiekowała się tam starszą kobietą. Podobno bardzo bogatą, ale i bardzo samotną. "Praca ciężka i odpowiedzialna, czasami niewdzięczna, jak babcia ma gorszy dzień, no ale pieniądze konkretne" – pisała mi w liście.

Już rok będzie, jak Ilonka wyjechała. Tej wiosny, po raz pierwszy dostała wolne. Pojawiła się w Górce ledwie tydzień temu, a teraz przyjeżdża do niej narzeczony. Czarującego Włocha o słodkim imieniu Roberto poznała u znajomych. Według zapewnień Lusi był on porządnym, trochę nieśmiałym facetem, z zawodu weterynarzem. Twierdziła też, że zakochał się w niej po uszy.
Ludzie w Górce, jak to na wsi, robili z tego nie lada sensację, ale mnie to wcale nie dziwiło. A bo to pierwsza Polka, co zawróciła w głowie Włochowi? Dziewczyny u nas ładne, zgrabne, i co druga blondynka, to i wzięcie mają. Moja rodzina nie była jednak z tego powodu szczęśliwa.
– To już naszych mało, że obcego brać trzeba – biadoliła stryjenka.
– A skąd on? – dopytywał dziadek.
– Z Katanii – ryknęłam mu prosto w ucho, bo biedaczek słabo słyszał.
– Gdzie to? – pogładził w zamyśleniu siwiutką brodę.
– Na Sycylii dziadku – wyjaśniłam.
– Boże Święty, toż to jakiś mafioso najpewniej – przejął się nie na żarty. – Helenka, pamiętasz ten film "Ośmiornica", był tam taki jeden, Catani się nazywał.
Stryjenka tylko załamała ręce.
– To był akurat porucznik dziadku i on walczył z mafią – sprostowałam.
– Walczył, czy nie, wszystko jedno, ale ja wam mówię, nic dobrego z tego nie będzie – machnął ręką.
No i prawie wykrakał.

Na wieść o przyjeździe włoskiego gościa wszystkie kobiety w naszym domu rzuciły się w wir porządków i przygotowań. Ja z Lusią wysprzątałyśmy pokój gościnny na błysk, stryjenka z moją mamą nagotowały rosołu, napiekły ciast. Na stół wjechała najlepsza zastawa i tulipany z ogrodu. Mężczyźni obserwowali tę krzątaninę z rezerwą.
– Po co tyle zamieszania? – skrzeczał dziadek. – Wystrojone jak na święta.
Jak to po co? Dla naszej Lusi. Patrzyłam na moją kuzynkę, jak cała zaaferowana biega po domu. Tak bardzo jej zależało, żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik. Żeby nie musiała się potem wstydzić brudnych kaloszy dziadka na ganku albo podartej słomianki przy wejściu.
Wreszcie nadszedł dzień przyjazdu Roberto. Obie z Lusią pojechałyśmy samochodem na lotnisko do Warszawy, żeby go odebrać. Przywitał się ze mną serdecznie, a Ilonkę porwał w ramiona i obsypał pocałunkami. Na pierwszy rzut oka narzeczony mojej kuzynki wyglądał całkiem sympatycznie. Nie był co prawda tak przystojny jak Roberto Baggio, ani uwodzicielski jak Rossellini, ale nie miałam wątpliwości, że Lusi będzie z nim dobrze. Skąd ta pewność? Nie wiem, ale jak sobie przypomniałam, jakich wcześniej miała amantów w Górce...
Jednak nie wszyscy z naszej rodziny podzielali moje zdanie. Dziadek wodził za przybyszem nieufnym wzrokiem, pewnie wciąż widząc w nim potomka ojca chrzestnego. Zaś stryjenka marudziła, że na powitanie nie ucałował jej w rękę.
– Żeniaczki mu się zachciewa, a kobiet po dżentelmeńsku przywitać nie umie – skarżyła się mojej mamie. – I ja mam takiemu córkę dać?
Na nic zdały się nasze tłumaczenia, że pewnie we Włoszech nie ma takiego zwyczaju. Uraz został.
Jedynie stryj uściskał go serdecznie i dla przełamania lodów zaraz wyciągnął wódeczkę. Nie minęło kilka godzin a już obydwaj kiwali się rytmicznie przy stole, śpiewając bełkotliwie, każdy w swoim języku. Przyjaźń polsko-włoska okupiona została porannym kacem.

Ledwo nasza rodzina otrząsnęła się z wrażeń po pierwszym spotkaniu a już młodzi zafundowali wszystkim następną atrakcję. Przyjazdowi ukochanego Ilony do Polski przyświecał konkretny cel. Oboje postanowili jeszcze tej wiosny wziąć ślub w góreckim kościele. Oczywiście najpierw Roberto miał oficjalnie poprosić o zgodę Lusinych rodziców. Po polsku rzecz jasna, żeby podbić ich serca.
– Prose o reke panstwa dziurki – wydukał speszony, padając na kolana przed stryjostwem.
Dziadek na te słowa aż podskoczył na stołku. Stryjenka spurpurowiała, stryj wytrzeszczył oczy. Tylko my z Iloną ryknęłyśmy śmiechem.
Mimo gafy, oświadczyny zostały przyjęte. Zaczęły się gorączkowe przygotowania do ślubu.
– Wesele będzie huczne jak na sołtysią córkę przystało – zapowiedział ojciec panny młodej i słowa dotrzymał.

Na nic nie żałował pieniędzy. Wynajął remizę, strażacką orkiestrę i białego mercedesa. Lusia nie kryła łez szczęścia, Roberto – zaskoczenia. Chyba nie spodziewał się takiej fety. Wszystko szło jak trzeba aż do dnia poprzedzającego uroczystość. Jako druhna udzielałam się w przygotowaniach. Doradzałam Lusi w wyborze sukienki, pomagałam dekorować salę i samochód. Ostatnim zadaniem zleconym mi przez Ilonkę było wyprasowanie stroju pana młodego. Sama nie miała już na to czasu, bo musieli z Roberto załatwić jeszcze jakieś kościelne formalności.
Zabrałam się do pracy z wielką ostrożnością. Garnitur nie dość, że był ślubny, to jeszcze markowy! Nawet nie chciałam myśleć, co by się działo, gdybym go przypaliła. Na pierwszy ogień wzięłam marynarkę i nagle dokonałam niepokojącego odkrycia. W wewnętrznej kieszeni znajdowała się mała plastikowa torebeczka. W środku był tajemniczy biały proszek.
– Narkotyki! – aż podskoczyłam!

Usiadłam porażona. "A jednak przeczucia dziadka się sprawdziły" – w głowie miałam burzę myśli. Wszystko wskazywało na to, że Roberto jest dilerem. "Zapewne na usługach mafii" – podpowiadała mi wyobraźnia. "Za kilkanaście godzin mafijna ośmiornica oplecie mackami naszą rodzinę" – myślałam z przerażeniem. Musiałam temu zapobiec. Tylko jak? A jeśli Lusia mi nie uwierzy?
Czułam, że moje odkrycie złamie kuzynce serce, mimo to musiałam powiedzieć jej prawdę. Zanim będzie za późno. Z niepokojem wypatrywałam ich powrotu z kościoła. Wreszcie na podwórko zajechał samochód. Wybiegłam na zewnątrz.
– Ciao bella! – przywitał mnie rozpromieniony Roberto.
Obrzuciłam go złowrogim spojrzeniem. "Ja ci dam piękną, oszuście!" – gdybym znała włoski, wygarnęłabym mu.
Chwyciłam Ilonę za rękę.
– Musimy porozmawiać – zawołałam, ciągnąc ją za sobą do pokoju.
Zamknęłam drzwi na klucz.
– Co ty wyprawiasz? – Lusia patrzyła na mnie zdziwiona.
Nabrałam powietrza w płuca...
– Nie możesz za niego wyjść – wyrzuciłam z siebie jednym tchem
– Co?! – Ilona wytrzeszczyła oczy.
– Dlaczego?!
Nagle pobladła.
– Czy on cię podrywał? – w głowie zaświtał jej jedyny powód.
– Gorzej – podałam jej torebkę z białym proszkiem. – Znalazłam ją w garniturze Roberto – wyjaśniłam.
Ilona początkowo przyglądała się paczuszce bez słowa, nic nie rozumiejąc. "Wiedziałam, że będzie w szoku" – pomyślałam z ciężkim sercem. "Biedna Lusia".

Wtem zrobiła rzecz zupełnie niepojętą. Wysypała odrobinę jej zawartości na rękę i... spróbowała.
– Nie jedz tego, przecież to narkotyki! – krzyknęłam.
W odpowiedzi Luśka zaczęła się śmiać. Zanosiła się od śmiechu dobrą chwilę, w końcu opanowując się wychrypiała.
– Głuptasie, jakie narkotyki? To słodzik. Roberto dosładza tym kawę.
"Ależ ze mnie idiotka. Kpiłam z dziadka, że ma bogatą wyobraźnię, a ja to dopiero dałam popis". Było mi wstyd, ale z drugiej strony cieszyłam się, że sprawa się wyjaśniła.
Następnego dnia Ilona i Roberto wzięli ślub w góreckim kościele. Pan młody potknął się na progu. Pewnie na szczęście. Poza tym obyło się bez niespodzianek.

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA