Wzbogacanie żywności (fortyfikacja) praktykowane jest od lat 80-tych, kiedy to zauważono wśród populacji niedobory niektórych składników odżywczych. Wydawałoby się, że działanie owo jak najbardziej uzasadnione, bowiem chodzi przecież o nasze zdrowie. Niestety rzeczywistość jest nieco inna.
Zastanawiam się czasem, czy owe niedobory nie są przypadkiem pretekstem (a nawet wymysłem) do masowej produkcji syntetycznych witamin oraz upychania ich gdzie tylko się da. Jeśli mowa zaś o żywności funkcjonalnej, ta również ma swoje uzasadnienie (póki co bardziej ekonomiczne aniżeli zdrowotne), bowiem cały czas trwają badania nad tzw. substancjami bioaktywnymi, które mają prawdopodobnie dobroczynny wpływ na zdrowie organizmu ludzkiego oraz zapobiegają niektórym chorobom. Do takich substancji zalicza się m.in. błonnik pokarmowy, sterole roślinne, kwasy Omega-3, probiotyki, poliole, kofeina, lecytyna, ale również witaminy i pierwiastki, jako substancje wzbogacające żywność. Problem w tym, że nie określono jak dotąd, jaka ilość danej substancji jest rzeczywiście korzystna i terapeutyczna, a kiedy już szkodliwa. Poza tym w regulacjach prawnych nie ustalono granicy między żywnością „normalną”, a funkcjonalną (producent może użyć znikomą ilość substancji bioaktywnej, a na etykiecie produktu już widnieje napis BIO). Nasuwają się jeszcze dwa inne pytania: w jakim stopniu substancje te mogą wchodzić w interakcje z lekami wydawanymi na receptę oraz w jakiej formie substancje ów mają być włączane do produktów, bo jeśli np. dopuszczalny jest dodatek sztucznych witamin, to ja osobiście dziękuję za taki bio-produkt.
3 warunki do spełnienia
Korzystne oddziaływanie żywności funkcjonalnej na zdrowie człowieka musi być udowodnione badaniami prowadzonymi na ludziach, którzy spożywali badany produkt spożywczy. Badania te powinny:
- obejmować wystarczająco dużą grupę osób
- trwać dostatecznie długo, by wykazać wpływ danych produktów na organizm człowieka
- być prowadzone przez niezależne ośrodki naukowe.
Niestety nie jest to łatwe w realizacji. Pełne badania naukowe w tym zakresie są dotychczas ograniczone do niewielkiej ilości substancji z wielu setek, które mogą być brane pod uwagę. Dlatego mamy tylko w stosunku do niewielu z nich niepodważalne dane potwierdzające pozytywną współzależność między ich działaniem, a zapobieganiem lub łagodzeniem określonej choroby.
Potencjalne zyski dla producentów
Jakie rzeczywiste korzyści odnosi producent z wypuszczania na rynek żywności funkcjonalnej i wzbogacanej? Otóż stwarza mu to możliwość zwiększenia atrakcyjności szeregu produktów. Pomaga też w rozwinięciu działalności innowacyjnej dynamicznych i różniących się produktów. Ponadto zwiększa wartość dodaną produktu a więc zysk, który jest większy, niż w powszechnych produktach żywnościowych. "Funkcjonalna żywność" to poza tym cenne hasło dla promocji rynkowej wielu produktów, a konsumenci są przekonywani, że produkty, które kupują są dla nich zdrowsze.
Miejmy na uwadze, że wytwórcy „biorą nas” psychologicznie
Producenci dobrze wiedzą, że wzrasta zainteresowanie konsumentów zdrową żywnością. Ma to różne przyczyny. Obawiamy się chorób, których powstanie jest kojarzone z niewłaściwą dietą. Wzrasta niezadowolenie z cen współczesnych leków, co powoduje, że interesujemy się coraz częściej alternatywnymi metodami leczenia. Poza tym mamy dziś sporo żywności przetworzonej, podejrzewanej o niepełne walory odżywcze.
Wytwórcy bardzo często starają się zmienić percepcję konsumenta na niektóre produkty uważane powszechnie za niezdrowe czy małowartościowe. Przykładem może być dodawanie np. minerałów do ciastek, czy witamin do słodzonych napojów. W wyniku takich zabiegów, konsument jest w stanie kupić produkt wierząc, że wybiera mniejsze zło.
Szokujący eksperyment
Aby ukazać, że dodawanie syntetycznych witamin i minerałów do żywności nie do końca jest bezpieczne i korzystne, posłużę się wynikami jednego z eksperymentów, który prowadzony był na zwierzętach doświadczalnych. Otóż podawano im wyłącznie biały chleb wzbogacany sztucznymi dodatkami witaminowo-mineralnymi. Dla porównania utworzono grupę kontrolną karmioną chlebem pieczonym z pełnoziarnistej mąki. Dwie trzecie szczurów trzymanych na diecie ze wzbogacanym białym chlebem padło przed zakończeniem eksperymentu.
Z punktu widzenia zdrowotnego i logicznego jest paranoją, aby w wyniku przemian technologicznych najpierw odzierać naturalny surowiec z większości najwartościowszych jego składników, a potem dodawać wytwory przemysłu spożywczego czy chemicznego według swojego uznania. Poprawianie po naturze zwykle nie wychodzi człowiekowi na zdrowie.
Naciąganie faktów
Ogólnie można zaryzykować stwierdzenie, że wzbogacanie produktów żywnościowych służy głównie nabijaniu portfeli producentom i sprzedawcom. Nie ma żadnych dowodów na to, że dodawane do marketowej żywności składniki mają korzystny wpływ na zdrowie, zwłaszcza, że producenci nie raczą zwykle podawać, ile i jakich witamin czy minerałów dodali, a jeśli nawet, to nie wiadomo, w jakiej formie. Pomimo to wytwórcy gorączkują się, aby zdobyć opinie i certyfikaty przeróżnych instytutów czy laboratoriów. Niestety, polskie prawo nie zabrania placówkom naukowo-badawczym współpracy i zawierania umów biznesowych z prywatnymi firmami. Dlatego jedni i drudzy wykorzystują to w wygodny dla siebie sposób. Efektem tego jest, w najlepszym wypadku, naciąganie faktów, ale częściej nastawienie na zysk, bez liczenia się ze zdrowiem konsumentów. W związku z tym bardzo szybko można stracić zaufanie do wielu placówek naukowych, które weszły w „układy” z producentami żywności i zezwalają na wykorzystywanie swojej nazwy i wizerunku. Codziennie mamy możliwość przekonać się o tym z reklam nadawanych w TV, radiu czy zamieszczanych w kolorowych czasopismach.
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!