Strach pomyśleć, jak bardzo życiem rządzi zbieg okoliczności – uśmiecha się Magda Głodek. – Gdybym kilka lat temu nie wzięła do ręki gazety, nie zostałabym stewardesą. A wtedy pewnie nie poznałabym Pettera.
Magda miała 20 lat, studiowała filologię angielską, kiedy przeczytała ogłoszenie o naborze kandydatek na stewardesy. Poszła i od ręki podpisała kontrakt.
Wystarczyło im tylko jedno spojrzenie
Przeznaczenie dało o sobie znać już drugiego dnia pracy. Magda wchodziła na pokład samolotu, z którego właśnie wychodziła załoga z porannego lotu.
– To była dosłownie sekunda. Spojrzałam i... zamarłam. „Ale facet” – trudno nawet powiedzieć, że to pomyślałam. Raczej pomyślało mi się samo. Znam trochę język szwedzki, który jest bardzo podobny do norweskiego, więc przywitałam się z nim po szwedzku. Chciałam być miła i chciałam, żeby mnie zapamiętał.
– Wcale nie byłaś miła. Byłaś bardzo oficjalna i potraktowałaś mnie jak wszystkich – droczy się Petter.
On wypatrzył Magdę już dzień wcześniej, w pokoju odpraw. Zwrócił na nią uwagę, bo... Nawet nie chodzi o urodę. Wśród stewardes nie brakuje naprawdę pięknych dziewcząt.
– Magda była taka... pełna energii, żywiołowa. Wydawało mi się, że ona sama wypełnia sobą całe biuro.
To była pierwsza wizyta Pettera w Warszawie, bo jego bazą jest Oslo, ale po tym spotkaniu na schodkach był już pewien, że nie ostatnia.
Kilka tygodni później jeden z pilotów organizował małe spotkanie towarzyskie. Zaprosił i Magdę, ale ona była już umówiona z koleżankami.
– Gdyby mi powiedział, że Petter tam będzie, odwołałabym „babski wieczór” – śmieje się. – Dziewczyny na pewno by zrozumiały. Wszystkie słyszały już ode mnie o „takim jednym pilocie”. I choć wybijały mi go z głowy, tłumacząc, że on jest w Oslo, a ja w Warszawie, to przecież widziały, co się dzieje.
Petter mimo wszystko miał nadzieję, że Magda przyjdzie na tę imprezę. Kiedy jednak wybiła północ, a jej nie było, nie wytrzymał i wyprosił od gospodarza numer jej komórki. Wysłał SMS-a: „Szkoda, że cię tu nie ma”.
– Od razu wiedziałam, że to on. Odpisałam, że też żałuję. Prosił, żebym przyjechała na tamtą imprezę, proponował, że przyjedzie na naszą. Odmówiłam, bo było już późno. Rano dostałam kolejną wiadomość, że musimy być w kontakcie i że gdy tylko dotrze do Oslo, napisze e-maila.
Listy i telefony to za mało
Przez kilka następnych dni pocztą elektroniczną wysłali do siebie po kilkadziesiąt listów, ale Petter uznał, że taka znajomość, tylko „na piśmie”, mu nie wystarcza. Zaczął dzwonić.
– Zdarzało się, że rozmawialiśmy po sześć godzin dziennie – opowiada Magda. – Starałam się zachować rozsądek, ale z każdą rozmową on podobał mi się bardziej.
Tamtego dnia też zadzwonił z Oslo. Magda miała akurat lot do Barcelony. Zapamięta go do końca życia, choć zaczął się zwyczajnie. Samolot doleciał o czasie. Stewardesy posprzątały kabinę, pasażerowie na rejs powrotny weszli na pokład.
– Mieliśmy niemal komplet, gdy zobaczyłam, że między fotelami prawie biegnie jedna z koleżanek. „Słuchaj, on tu jest” – wołała. „Kto?” – nie wiedziałam, o co jej chodzi. „Jak to kto? Petter. Siedzi w ostatnim rzędzie”.
Dla miłości nie ma zbyt dalekich dróg
Byłam wtedy szefową pokładu i do mnie należało przywitanie pasażerów, ale tak mnie to oszołomiło, że pierwszy raz w życiu pomyliłam zapowiedzi, a potem próbowałam zebrać od pasażerów zamówienia na posiłek, choć nie rozdałam im wcześniej kart z menu. Cały czas miałam w głowie tylko jedno: Jakim cudem on się tu znalazł. Przecież rano nic nie wspominał o Barcelonie.
– To nie było trudne – tłumaczy skromnie Petter. – Jako pilot, mogę sprawdzić skład załogi. No to sprawdziłem. Potem poleciałem z Oslo do Malagi w Hiszpanii, tam wypożyczyłem samochód, przejechałem 167 kilometrów do Granady i dalej lokalnymi liniami doleciałem do Barcelony. Warto było, żeby zobaczyć minę Magdy – dodaje z szelmowskim uśmiechem.
Rozsądek poszedł w kąt. Magda zapomniała o wszelkich argumentach, którymi przekonywała samą siebie, że ta znajomość nie ma szans przetrwania. A i koleżanki były pod takim wrażeniem, że już nie miały zamiaru wybijać jej z głowy pilota, o którym tyle mówiła. Niemal siłą usadziły Magdę obok Pettera i zapowiedziały, że same dadzą sobie radę z obsługą pasażerów.
– To był najdziwniejszy lot w moim życiu – uśmiecha się Magda z rozmarzeniem. – Głównie milczeliśmy, choć przecież przez telefon nie mogliśmy się nagadać. Wieczorem poszliśmy w Warszawie na kolację, ale i wtedy oboje byliśmy... Sama nie wiem – onieśmieleni, skrępowani. Do tej pory nie zdarzyło mi się, żeby ktoś tak bardzo o mnie zabiegał. To było miłe, ale z drugiej strony nie chciałam go rozczarować. Bałam się, że nie sprostam jego wyobrażeniom. Cały następny dzień też spędziliśmy razem. A potem on musiał wyjechać. Zostałam sama i... było mi smutno. Przestałam się zastanawiać nad przyszłością, choć nadal byłam pewna, że to się zaraz musi skończyć. Mówiłam: „trwaj chwilo” i nie myślałam, co będzie potem. Mijały dni i tygodnie i... nic się nie zmieniało. Wszystkie wolne dni Petter spędzał w Warszawie. A wkrótce okazało się, że „przypadkiem” często przydzielają mu loty właśnie z Polski.
– Zawsze może się zdarzyć, że pilot zostanie przydzielony na lot z innego miasta, ale przecież nie bez przerwy – śmieje się Magda. – Szybko przestałam wierzyć, że tak się składa. Petter korzysta po prostu z życzliwości pracowników, którzy układają grafiki.
Magda przyznaje, że żyje trochę jak we śnie. Zawsze była dumna ze swego zdrowego rozsądku, a teraz czuje, że sprawy wymknęły jej się spod kontroli.
Tak piękne, że musi być prawdziwe
– Czasami się boję, że to za piękne. Choć z drugiej strony, musi być prawdziwe, bo nie umiałabym wymyślić czegoś takiego. Przecież to niemożliwe, żeby dobrać się tak idealnie. Moja mama i babcia od razu go polubiły, jego rodzice akceptują mnie bez zastrzeżeń, a i między nami nie ma żadnych nieporozumień. Petter uwielbia jeździć na rolkach i mnie też zaraził tą pasją. Ja nauczyłam się dla niego gotować, a jemu smakuje wszystko, co zrobię. A takiego cudu jak nasze chałki i dżem truskawkowy mojej babci nie ma według niego nigdzie na świecie.
Z miłości do Magdy Petter postanowił nauczyć się polskiego, choć przyznaje, że nie jest łatwo. Zdarzyło mu się na przykład poprosić w sklepie o 4 bałki i jabłonkę (zamiast szarlotki), ale kto by się przejmował takimi drobiazgami. Zwłaszcza że te naprawdę ważne słowa... te słowa rozumieją doskonale.
Co dalej? Magda twierdzi, że Petter jest w stanie nakłonić ją do każdego szaleństwa. Najpierw namówił ją, by razem wynajęli mieszkanie – blisko Okęcia, żeby daleko nie jeździć do pracy. Potem przekonał, że powinni kupić wspólne mieszkanie – już się buduje, oczywiście w Warszawie. Teraz coraz częściej mówi o... ślubie i dziecku. Pierwszy krok już zrobił. Kiedy w styczniu spędzali urlop na Hawajach, znalazł piękny pierścionek i uznał, że to dobry moment, by powiedzieć to, czego nauczył się już dawno: Księżniczko, proszę cię o rękę.
Joanna Kadej-Krzyczkowska
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!