Wracałem z wieczornego treningu na skróty – przez stare osiedle malowniczych przedwojennych szeregowców z miniaturowymi ogródkami. Zmarzłem strasznie i marzyłem o kubku gorącej herbaty. Przyspieszając kroku, znalazłem się przed jednym z nielicznych domków, w którym świeciło się jeszcze światło. Kolejną oznaką, że ktoś tam mieszka była głośna muzyka. Nagle okno uchyliło się:
– Hej! – usłyszałem dziewczęcy głos. – Z nieba mi spadłeś! Błagam, wejdź na chwilę... Mam straszny problem!
– Ale... co się stało? – wyjąkałem zaskoczony, przystając z wahaniem.
– Zaraz schodzę, nie ucieknij mi tylko! – zatrzasnęła okno.
Ciekawość wzięła górę nad zmęczeniem – pchnąłem furtkę i ruszyłem w stronę ganku. Po sekundzie w progu ukazała się dziewczyna i bezceremonialnie wciągnęła mnie do środka.
– Och – wykrzyknęła. – Przeze mnie zmoczyłeś sobie nogi! Ściągnij te buty, zaraz ci znajdę jakieś kapcie...
– Rzeczywiście, wpadłem w kałużę w twoim ogródku – zauważyłem z lekka ogłupiały. Cała ta sytuacja wydawała się co najmniej dziwaczna. Jednak dziewczyna była bardzo ładna i taka jakaś... wzruszająca. Pomyślałem, że należy do takich, którym nie sposób odmówić.
– No tak – westchnęła ze skruchą.
– Ale wejdź wreszcie, zrobię ci gorącej herbaty... z cytryną!
– Zaraz, czekaj... – powstrzymałem ją. – Wspomniałaś, że masz problem?
– Och, tak, bardzo poważny! – zawołała. – Cieknie mi z kaloryfera! Co ja mówię – leje się na całego... Starszych nie ma w domu, zabiją mnie, jeśli im zaleje mieszkanie!
– To najpierw pokaż ten kaloryfer...
Byłem trochę zdziwiony, że nie bała się zapraszać obcego faceta do domu, ale nie zastanawiałem się nad tym zbyt długo, w końcu, to jej sprawa... Całe szczęście, że trafiła na mnie.
Zaprowadziła mnie do przytulnie urządzonego pokoju. Faktycznie, pod staroświeckim kaloryferem widać było kałużę wody. Lało się spod zaworu. Zakręciłem dopływ wody i kazałem dziewczynie poszukać uszczelki.
– Uszczelka? A... co to? – jęknęła.
– Dobra, gdzie masz jakieś techniczne śmieci? – spytałem.
Zaprowadziła mnie do kuchni, wyciągnęła dolną szufladę staroświeckiego kredensu. Było tam wszystko, uszczelka też. Pięć minut później było po awarii.
– Super! Strasznie ci dziękuję! – zawołała, a koński ogon zatańczył jej wokół twarzy. – Nie wiedziałam, co robić...
– Nie mogłaś poprosić sąsiada?
– E, daj spokój – skrzywiła się. – Tu mieszkają same stare dziadki... Pewnie już śpią o tej porze! A teraz herbatka – zarządziła dziarskim tonem.
– Dzięki, ale... powinienem już iść – zerknąłem na zegarek. – Już późno...
– Ktoś na ciebie czeka? – zapytała.
– No, w zasadzie to nie... – uśmiechnąłem się mimo woli. – Mieszkam w akademiku. Ale powinienem jutro wcześnie wstać, a i ty pewnie...
– Daj spokój! – przerwała. – Zostań choć chwilę... Chcę odwdzięczyć się za pomoc! Mam na imię Marta, a ty?
– Sebastian...
– Och, jak ładnie! – roześmiała się.
Zostałem. Tyle, że nie skończyło się na herbacie... Marta wyjęła z barku różne alkohole: piwo, wino, jakiś koniak... Stwierdziła, że ojciec nawet się nie domyśli, jeśli uszczkniemy trochę dla uczczenia naprawy kaloryfera. Niezłe z niej ziółko – pomyślałem, była jednak tak sympatyczna i urocza, że nie miałem siły protestować. Straciłem głowę. Tańczyliśmy, popijaliśmy, paliliśmy coś...
Marta opowiadała, że rodzice są surowi, że dużo od niej wymagają, a ona tak chciałaby spełniać ich oczekiwania.
– Tyle, że to jest chyba niemożliwe! – zwierzała się. – Są w porządku, kochają mnie, ale trudno się z nimi dogadać...
– Jak to starzy – zbagatelizowałem.
– Kiedy bałam się, że obleję maturę – mówiła dalej, jakby nie dosłyszała – ojciec po prostu szalał! Matka histeryzowała. Żyć się odechciewało...
– Ale udało się?
– Z czym, z maturą? Tak, tak, udało... – odparła, omijając mnie wzrokiem.
– Zależało im tylko na tym, żebym dostała się na studia... W ogóle nie obchodziło ich, co ja czuję... Przez nich nawet przyjaciół nie miałam, ani chłopaka.
– To może lepiej, żebym już sobie poszedł? – zapytałem, ale nie mogłem się powstrzymać, żeby jej nie pocałować.
– Nie! – przyciągnęła mnie do siebie. – Dziś nie wrócą! Wyjechali. Mam wreszcie trochę świętego spokoju...
Dalej już nic nie pamiętam. Chyba film mi się urwał. Dziwne – nie sądziłem nigdy, że mam aż tak słabą głowę...
Ocknąłem się przed domem dziewczyny, siedząc na ganku i trzęsąc się z zimna. Deszcz nadal padał, lecz było już widno. Z sąsiednich domów zaczynali wychodzić ludzie. Jakaś starsza kobieta zerknęła na mnie nieprzyjaźnie. Zerwałem się w obawie, że nakryją mnie rodzice Marty. Ale... co stało się z dziewczyną? A jeśli potrzebuje pomocy? Po chwili wahania zadzwoniłem do drzwi. Cisza. Spróbowałem raz jeszcze. Nic.
– A pan tu czego szuka? – usłyszałem zrzędliwy głos. Za furtką stał starszy mężczyzna i przyglądał mi się podejrzliwie.
– Ja? – usiłowałem wytłumaczyć się niezręcznie – Przyszedłem... z wizytą. Dzwoniłem, ale nikt nie otwiera. Nie wie pan może, czy tu ktoś jest w domu?
– A kto ma być? – burknął starzec. – Nie ma tu, panie, nikogo. Dom pusty stoi! Pan zainteresowany jest?
– Słucham?
– No, chce pan kupić ten dom? – stary wpił we mnie czujne spojrzenie.
– A tak – zreflektowałem się i zgodnie z sugestią staruszka postanowiłem udawać klienta.
– Ja mam klucze – odparł, grzebiąc po kieszeniach. – Pan z ogłoszenia, tak?
– Tak, właśnie...
– To chodźmy – pokuśtykał do drzwi. – Ale ja tam bym nikogo na ten interes nie namawiał. To nie jest dobry dom...
– A dlaczego? – zatrzymałem się, podczas gdy mężczyzna otwierał drzwi. – Do remontu, ale ładny, uliczka spokojna... Co z nim nie tak?
– Co ja tu będę dużo gadał! – machnął ręką. – Nieszczęście tu się stało, że zgroza... Dziewucha młoda powiesiła się w tym domu. Biedne dziecko, podobno maturę oblała i dlatego... Jej rodzice, wkrótce po tragedii, wyprowadzili się, a dom na sprzedaż wystawili. Ale nikt go nie chce! Panu też z serca odradzam. – wymacał kontakt i zapalił światło.
Z niedowierzaniem poszedłem za nim w głąb mieszkania. Rzeczywiście, świeciło pustką. Tylko w pokoju pod kaloryferem widniała wielka, mokra plama.
– O, i jeszcze z kaloryferów cieknie... – zauważył starzec z dezaprobatą.
Wyszedłem stamtąd, jak pijany. I do dziś nie umiem o tym wszystkim zapomnieć. Ani zrozumieć, co się wydarzyło. Jedyne, co mi przychodzi do głowy, to to, że zasłabłem akurat przed tym domem. Możliwe, że przyczyną był zbyt intensywny trening. No i przyśniła mi się dziewczyna... Ale czy to możliwe, że przesiedziałem na ganku całą noc?! Widocznie tak... A cieknący kaloryfer? Stare instalacje się psują. Nic w tym nadzwyczajnego. Nie wiem... Być może czytałem kiedyś w gazecie o tej tragedii, widziałem zdjęcie domu i stąd skojarzenia? Wszystko możliwe. Dom nadal przeznaczony jest na sprzedaż. Jeśli ktoś reflektuje, ale osobiście nie radzę.
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!