Na chrzcinach u pięcioraczków

Spośród całej prasy polskiej tylko „Przyjaciółkę” szczęśliwi rodzice pięcioraczków zaprosili na niezwykły chrzest swych pociech!
/ 21.03.2007 12:14
Maluchy ze wsi Pławce koło Środy Wielkopolskiej mają już po cztery miesiące, zdrowo rosną i... dają się we znaki rodzicom! Na szczęście dobrzy ludzie pomagają.

Ten wyjątkowy chrzest odbył się 24 lutego w średniowiecznej kolegiacie w Środzie Wielkopolskiej. – To szczególny dzień dla naszej parafii, ale też i dla was, drodzy rodzice – mówił proboszcz do Edyty i Marcina Ziemlińskich. – Bo przed wami trudne zadanie. Łatwiej napisać książkę o wychowaniu niż dobrze wychować choć jedno dziecko. A co dopiero pięcioro!
W oczach mamy pięcioraczków zakręciły się łzy, wzruszenia nie kryli też ojciec i rodzice chrzestni. A było ich aż dziesięcioro! To oni opiekowali się chrześniakami podczas uroczystości w kościele. Mama i tata maluchów „mieli wolne” – razem ze starszym synem, 5-letnim Krzysiem, siedzieli w pierwszym rzędzie i czujnym okiem obserwowali pozostałe dzieci. A te, zupełnie nieświadome powagi sytuacji, spały sobie w najlepsze, ciepło okryte kocykami w fotelikach samochodowych. Były bardzo grzeczne, w ogóle nie płakały, nawet gdy ksiądz polewał ich główki wodą.
– Ach, żeby one takie aniołki były w domu – uśmiechała się ich mama, gdy było już po uroczystości i pięcioraczki wraz z prawie setką gości udały się na przyjęcie do restauracji Turystyczna, które wyprawił im właściciel, Grzegorz Budasz. – Może po chrzcie coś się zmieni i choć raz uda mi się przespać pół nocy – żartowała.

Dzieciaczki w brzuchu rozrabiały na całego
Edyta dowiedziała się, że po raz kolejny zostanie mamą, gdy była w 6. tygodniu ciąży. – Zrobiłam test: dwie kreski. Tak się ucieszyłam! Bo już od dłuższego czasu staraliśmy się z mężem o drugie dziecko – wspomina 29-letnia mama pięcioraczków.
Następnego dnia poszła do prowadzącego ją ginekologa, doktora Marka Rogowskiego. Podczas badania USG lekarz bardzo długo i z wielkim skupieniem wpatrywał się w ekran monitora. „Pani Edyto, będzie pani miała pięcioraczki” – usłyszała w końcu.
Zasłabła. – Nie mogłam uwierzyć – wspomina dzisiaj. – Nikt nie mógł. Ani doktor, ani teściowa, która czekała na mnie pod gabinetem, ani mąż, który był w trasie, bo pracuje jako kierowca.– Pierwsze, co mi przyszło do głowy, to gdzie my się pomieścimy – wspomina Marcin Ziemliński. – Mieszkaliśmy przecież w dwóch pokoikach w zaadaptowanym budynku gospodarczym przy domu mojej mamy – mówi.
Z początku Edyta bardzo dobrze znosiła ciążę, ale od 19. tygodnia leżała w szpitalu – lekarze woleli mieć ją na oku.
– Gdy dzieciaki zaczęły kopać, pulsował mi cały brzuch – wspomina. – Zaczęły się bóle kręgosłupa, puchły mi nogi. Naprawdę nie było lekko...
– Edytka była bardzo dzielna – mąż przytula żonę. – Czasem zagryzała wargi, płakała, ale uparła się, że da radę. I dopięła swego!

Jemy w przelocie i niemal nie śpimy
Sebastian, Bartek, Adam, Natalia i Ola urodziły się kolejno 2 listopada 2006 roku w Poznaniu. To był 29. tydzień ciąży, zrobiono cesarskie cięcie. Przy porodzie uczestniczył zespół kilkudziesięciu lekarzy, położnych i pielęgniarek. Na szczęście wszystkie dzieci były zdrowe, ale ze względu na niską wagę zostały umieszczone w inkubatorach. Edyta i Marcin odwiedzali je codziennie. Szybko przybierały na wadze i już po niespełna dwóch miesiącach pierwsza dwójka opuściła szpital. Wkrótce dołączyła do nich reszta rodzeństwa – 12 stycznia w domu był już cały komplet pięcioraczków.
– No i wtedy się zaczęło – Edyta łapie się za głowę. – Nie wiedziałam, któremu najpierw dać jeść, bo wszystkie razem stawały się głodne i z pięciu małych gardełek wydobywał się płacz. A przewijanie? Każde z dzieci zużywa 7–8 pampersów dziennie. Razy pięć, to jest prawie 40. Kończę zapinać jeden, już innemu dziecku trzeba znowu zmieniać... Nie wspomnę o przebieraniu dzieci, wychodzeniu na spacer, kąpaniu ich czy praniu ubranek. A mam przecież jeszcze 5-letniego syna, nim też trzeba się zająć, przytulić. Jem w biegu, prawie nie śpię. Na szczęście mam dużą pomoc ze strony rodziny, znajomych i szpitala. Gdybym była sama, to nawet jak bym w ogóle nie spała, i tak nie wystarczyłoby mi na wszystko czasu.
W opiece nad pięcioraczkami pomaga Edycie teściowa. – Dzielimy się obowiązkami, na przykład śpimy po pół nocy: ja do trzeciej, a Edytka od trzeciej do ósmej – mówi Urszula Ziemlińska.
Mamę i babcię wspomagają położna i pielęgniarka, które przychodzą co noc, na zmianę. – W ogóle mamy dużą pomoc ze strony różnych osób i instytucji – cieszy się Edyta. – Jesteśmy wszystkim bardzo wdzięczni. Nie wiem, jak sami byśmy sobie poradzili...

Wielka pomoc od szefa
Najwięcej zrobił i ciągle robi dla nich Artur Zys, właściciel Zakładu Usług Komunalnych, w którym pracuje Marcin. To on wpadł na pomysł, żeby wybudować Ziemlińskim... nowy dom!
– Poruszyłem znajomych. Ktoś zrobił projekt domu, ktoś inny dał cegły, ktoś beton, dach, okna. Pomagają też moi pracownicy – mówi pan Artur.
Stary, maleńki domek Edyty i Marcina został wyburzony. Na jego miejscu stoją już fundamenty 160-metrowego domu. Będą w nim osobne pokoje dla chłopców, dziewczynek i dla Krzysia oraz dla rodziców i dla babci, która zamieszka razem z nimi. Plus bawialnia dla dzieci, salon, kuchnia i dwie łazienki (plan domu można zobaczyć na stronie www.ziembinski.com.pl).
– Mam taki cichy plan, żeby cała rodzina mogła zamieszkać w nim już na pierwsze urodziny pięcioraczków – zdradza Artur Zys.
Dzięki jego staraniom firma Pampers zapewniła maluchom przez rok pieluchy, a Johnson kosmetyki do pielęgnacji. Na wysokości zadania stanął też Bank PKO BP, który przekazał na konto pięcioraczków 50 tys. zł.
– Przeznaczymy je na nowy dom – mówi Edyta. – Pieniądze... – uśmiecha się po chwili. – Wciąż ich brakuje. Dzieci piją specjalne mleko, bo są uczulone na zwykłe. Jedna puszka kosztuje 30 zł, nie wystarcza nawet na jeden dzień. A ubranka? A wózki: dla trojaczków i bliźniąt? A łóżeczka?
Na razie chłopcy we trójkę w jednym łóżeczku, dziewczynki w drugim. Ale niedługo już nie będą się mieścić.
– Jakoś sobie poradzimy – pan Artur pociesza Edytę. Został ojcem chrzestnym Natalki. W dniu chrztu znów zaskoczył Ziemlińskich: podarował im 9-osobowego volkswagena.
– Naprawdę nie wiem, jak się odwdzięczę szefowi. Chyba nikt w Polsce nie ma lepszego pracodawcy – cieszy się Marcin.
– Najważniejsze, żeby dzieci zdrowo się chowały – uśmiecha się pan Artur. My też dołączamy się do tych życzeń.

Monika Wilczyńska

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!