Węzły chłonne w klatce piersiowej Michała były już na tyle duże, że diagnoza, potwierdzona później badaniami krwi, mogła być tylko jedna: ziarnica. – Uratowało mnie szybkie rozpoczęcie terapii – opowiada Michał, dziś już inżynier z dyplomem. – Przez siedem miesięcy otrzymywałem chemię, którą, wbrew powszechnym wyobrażeniom, zniosłem całkiem dobrze. Włosy oczywiście wypadły, ale nie płakałem po nich, wiedząc, że tylko w ten sposób mogę uratować swoje życie. Już zdążyły odrosnąć, a ja znowu cieszę się zdrowiem.
Niewinny początek
Historia każdego nowotworu zaczyna się od jednej komórki. Tak też się dzieje w przypadku chłoniaków – nowotworów układu limfatycznego (chłonnego). Rolą tego układu jest wytwarzanie i gromadzenie limfocytów – komórek będących podporą naszego układu odpornościowego. Na co dzień chronią nas one przed bakteriami i wirusami. Ale czasem, z niejasnych przyczyn, mogą wymknąć się spod kontroli i zacząć w sposób nieuporządkowany się dzielić. A to oznacza początek procesu nowotworowego. Trudno go zdusić w zarodku, bo komórki są jeszcze tak małe, że ich odnalezienie przypominałoby szukanie igły w stogu siana. Milion komórek nowotworowych jest już w stanie uformować kilkumilimetrowy guzek. Zwykle jednak udaje się go wykryć dopiero, gdy urośnie do jednego centymetra sześciennego i będzie zawierał aż miliard tych komórek.
Ziarnica i inne
W Polsce co roku na nowotwory układu limfatycznego: ziarnicę złośliwą i chłoniaki nieziarnicze zapada ok. 7 tysięcy osób (z tego aż 6 tysięcy na chłoniaki). To, co do niedawna różniło obydwie odmiany niemal identycznej choroby, to wiek pacjentów: ziarnica złośliwa dopadała z reguły ludzi młodych, natomiast chłoniaki atakowały najczęściej dopiero osoby w piątej i szóstej dekadzie życia. Jednak obecnie to się zmienia. Według dr. Janusza Medera z warszawskiego Centrum Onkologii, który przewodniczy Polskiej Grupie Badawczej Chłoniaków, w ostatnim dwudziestoleciu w Wielkiej Brytanii podwoiła się grupa chorych między 20. a 24. rokiem życia. Także w Polsce chłoniaki zaliczane są do ścisłej czołówki chorób nowotworowych – po raku płuca, piersi, prostaty i jelita grubego. I tak, jak w całej onkologii, wczesne postawienie właściwej diagnozy i radykalne rozpoczęcie terapii daje największą szansę na wyleczenie.
Chłoniak jak grypa
Wykrycie początków choroby może niestety być naprawdę trudne. Problem tkwi w tym, że odczuwane dolegliwości są wyjątkowo mało charakterystyczne, a sam nowotwór może umiejscowić się w węzłach chłonnych, o istnieniu których na co dzień nie mamy pojęcia. Sprawa jest stosunkowo prosta, gdy zajęte są węzły chłonne w pachwinach, pod żuchwą lub pachą. Wtedy bez większego trudu sam pacjent może zauważyć ich powiększenie i pójść do lekarza. Gorzej, jeśli choroba dotyka węzłów położonych gdzieś w czaszce, brzuchu lub tak, jak u Michała, głęboko w śródpiersiu. Wtedy może upłynąć sporo czasu, zanim ktoś wpadnie na trop właściwej choroby. Pacjenci z gorączką, swędzeniem skóry i dolegliwościami przypominającymi przeziębienie najpierw długo leczeni są przez lekarzy rodzinnych środkami przeciwzapalnymi oraz antybiotykami. Zwykle nic to nie daje, a węzły chłonne powiększają się nadal. Lekarze zmieniają więc jeden antybiotyk na drugi. Czas mija, a guz rośnie. Onkolodzy apelują: gdy średnica węzła przekroczy 1 cm, czyli ma on już wielkość orzecha laskowego, i nie reaguje na antybiotyki, lekarz powinien zlecić wykonanie biopsji (trzeba nakłuć węzeł specjalną igłą i pobrać z niego fragment tkanki do badania pod mikroskopem). Dopiero wtedy okaże się, co jest właściwym powodem przedłużających się dolegliwości. Jeśli jest to właśnie chłoniak, pozwoli to również określić jego rodzaj i stopień zaawansowania choroby.
Dotyk ratujący życie
Badanie węzłów chłonnych (polegające po prostu na dotknięciu ich palcami!) umyka często lekarzom. Właśnie w ten prosty sposób można sprawdzić, czy węzeł pod żuchwą, pachą lub w pachwinie nie jest powiększony, i dzięki temu uratować czyjeś życie. Może trudno domagać się od lekarza, by zawsze, bez względu na powód wizyty, sprawdził węzły chłonne, ale doświadczenie uczy, że lepiej nie oglądać się na kindersztubę i skłonić specjalistę do dokładniejszego badania. Onkolodzy znają wiele przypadków, kiedy rak nie został wykryty w porę, choć wystarczyło po prostu sumiennie zbadać chorego. Maria na przykład przez dwa lata próbowała usunąć obrzęki na rękach, które pojawiły się nie wiadomo skąd, a lekarz nie obejrzał nawet jej pach, gdzie z łatwością wyczułby powiększone węzły chłonne. Jednak nie zawsze jest to takie proste. Nie można mieć zatem do lekarza pretensji, gdy nowotwór zaatakuje trudno dostępne miejsca. Tak było na przykład u Tadeusza, u którego specjaliści przez kilka lat bezskutecznie poszukiwali przyczyn głuchoty, a chłoniak usadowił się w czaszce i stale uciskał jeden z nerwów.
Trafiony, zatopiony
Dla większości pacjentów lekarze onkolodzy mają optymistyczne wiadomości: aż 90 proc. chorych na chłoniaki udaje się wyleczyć. Jak mówi krajowy konsultant w dziedzinie hematologii prof. Wiesław W. Jędrzejczak, największe szanse mają ci, u których choroba jest wykryta we wczesnym stadium i gdy nie zdarzają się nawroty, które za każdym razem wymagają dodatkowych terapii. Lekarze mają do czynienia z blisko 40 postaciami tej choroby, ale na szczęście chłoniaki o małej złośliwości są w przewadze – stanowią około 70 proc. wszystkich zachorowań. Co dziesiątego chłoniaka można wyleczyć chemioterapią, u połowy pacjentów skuteczne okazują się przeszczepy szpiku. Jest wreszcie najnowszy sposób: tzw. terapia celowana przy użyciu leków nowej generacji, zwanych przeciwciałami monoklonalnymi. Główną ich zaletą jest to, że precyzyjnie trafiają w same komórki nowotworowe, oszczędzając okoliczne zdrowe tkanki. Dzięki takim lekom, jak: Mabthera czy Zevalin można na przykład rozprawić się z komórkami chłoniaków nieziarniczych, wywodzących się z limfocytów klasy B. To leki kosztowne, ale i niezwykle skuteczne.
Zachowaj czujność
Nic nie wskazuje na to, by liczba zachorowań na chłoniaki miała w przyszłości maleć. Żyjemy coraz dłużej, a właśnie zaawansowany wiek jest głównym czynnikiem ryzyka we wszystkich chorobach nowotworowych. Ale, w odróżnieniu od innych rodzajów raka, przed chłoniakami właściwie nie obroni nas zdrowy styl życia, dieta, ruch czy unikanie tytoniu. Pozostaje czujność. Zwłaszcza zwracanie szczególnej uwagi na dolegliwości przypominające typowe przeziębienie, które nie mijają po zastosowaniu klasycznego leczenia. Pamiętajmy też, by nie odkładać badań krwi – wykonujmy je regularnie przynajmniej raz w roku. A jeśli jesteśmy osłabieni i mamy powiększone, choć niebolesne węzły chłonne – nie zwlekajmy ani chwili z wizytą u lekarza.
Kiedy do lekarza?
Zgłoś się do specjalisty, gdy zaobserwujesz u siebie:
- bezbolesne, ale powiększone węzły chłonne na szyi pod żuchwą, w pachwinach albo pod pachami, utrzymujące się pomimo leczenia przeciwzapalnego ponad 2–3 tygodnie;
- trwającą ponad 7 dni gorączkę, sięgającą powyżej 38°C, która nie ma uzasadnienia w żadnej infekcji;
- obfite nocne pocenie;
- niewytłumaczalne, silne swędzenie skóry;
- utratę masy ciała (o ok. 10 proc.) w krótkim czasie;
- uporczywy kaszel (może wskazywać na chłoniaka rosnącego w śródpiersiu).
Tajemnice układu chłonnego
Układ limfatyczny (inaczej chłonny) tworzą: szpik, węzły chłonne, migdałki, grasica, śledziona oraz sieć rozgałęziających się naczyń chłonnych. Łączą one ze sobą nie tylko wymienione narządy, ale również rozsiane lub skupione grudki limfatyczne, obecne tam, gdzie do ustroju mogą przenikać ciała obce: w drogach oddechowych, przewodzie pokarmowym (w żołądku, jelitach) oraz w skórze. Komórki układu chłonnego to przede wszystkim limfocyty. Wywodzą się one z komórki macierzystej znajdującej się w szpiku. Te, których rolę odpornościową „programuje” grasica, noszą nazwę limfocytów T. Pozostałe to limfocyty B. Dojrzewają one w szpiku kostnym. W 90 proc. to właśnie z nich powstają chłoniaki.
Adam Wiejas
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!