Ewka, Ewka, widziałaś ciotkę Lucynę? – Aśka aż podskakiwała z podniecenia, wbijając mi paznokcie w ramię.
– Uważaj trochę – odburknęłam, ale zamilkłam naraz widząc karcące spojrzenie mamy. W końcu okazja, dla której znalazłyśmy się tutaj, nie była wesoła. Przyjechałyśmy na pogrzeb ciotecznej babki naszej mamy. Nie wiem, dlaczego zabrała nas ze sobą. Jej rodzina nie utrzymywała ze sobą zażyłych kontaktów. Trochę żałowałam, że tak rzadko mam okazję widzieć moje cioteczne rodzeństwo. Jeśli częściej człowiek widuje obcych ludzi niż własną rodzinę choćby i dalszą to powoli ta rodzina też staje się obca – myślałam ze smutkiem obserwując dwie cioteczne siostry, które przyjechały aż z Niemiec.
– Ja ci chcę coś powiedzieć, a ty nie słuchasz i gapisz się gdzieś, jak sroka w gnat – naburmuszyła się moja młodsza siostra. – Teraz ci nie powiem, nawet jak będziesz mnie prosić.
– No już dobrze mała. Sorki, po prostu zamyśliłam się. Pewnie nie wiesz, co to znaczy – roześmiałam się. – Jak byłam w twoim wieku, to też myślenie nie zajmowało mi dużo czasu – dodałam i przytuliłam ją serdecznie.
Kochałam tę moją młodszą rozrabiakę, choć przyznam, że na wieść o tym, że będę miała młodsze rodzeństwo zareagowałam nieco histerycznie. Miałam sześć lat i rozpoczynałam naukę w zerówce, kiedy rodzice oznajmili, że będę miała braciszka albo siostrzyczkę. Pamiętając opowieści dzieci z przedszkola, które miały rodzeństwo, zwłaszcza młodsze, wiedziałam, że to nie może skończyć się dobrze. Brat i siostra kojarzyli mi się wyłącznie z koniecznością dzielenia się zabawkami, bajkami i słodyczami.
Do tej pory cała uwaga rodziców była skupiona wyłącznie na mnie. Wychuchana jedynaczka, córeczka tatusia i mamusi, która zawsze znajduje się w centrum zainteresowania i świat kreci się wokół niej... Tymczasem teraz miałam być starszą siostrą. Starszą, czyli tą, która zawsze musi ustąpić, bo jest "mądrzejsza" – aż uśmiechnęłam się do tych wspomnień.
Tymczasem, kiedy mama wróciła ze szpitala z małą Asią, oznajmiłam, że to będzie moja córeczka, a ja będę jej mamusią i nagle zapragnęłam opiekować się tą małą słodką istotką. Mama z dumą opowiadała koleżankom, że pomagałam nawet przy kąpieli małej, a jej płacz w nocy budził mnie szybciej niż mamę.
A teraz patrzyłam na nią i nie mogłam uwierzyć, że ma już czternaście lat i jest typową nastolatką z burzą hormonów i zmiennością nastrojów. Ale miała w sobie też coś niezwykłego – potrafiła zjednywać ludzi jednym uśmiechem. Nie znałam nikogo, kto by jej nie lubił.
– Widzisz tego faceta? Tego tam pod drzewem? – Aśka pokazała palcem szpakowatego mężczyznę, który palił papierosa. – Podobno to były kochanek ciotki Lucyny – powiedziała szeptem.
– Co?! – krzyknęłam chyba zbyt głośno, bo kilka osób przerwało rozmowy i spojrzało na nas, a ja poczułam na sobie gniewny wzrok mamy.
– Ciszej bądź. Nie drzyj się tak – moja siostra mało dyskretnie próbowała nauczyć mnie zasad savoir-vivre’u podczas rodzinnego pogrzebu. – Rozmawiałam z Kaśką, pamiętasz ją? To córka tej sąsiadki, co tu obok babci Niny mieszkała. Powiedziała, że do tej pory we wsi krąży legenda, jak babcia Nina wyrzuciła go za drzwi, kiedy zorientowała się, że smali cholewki do jej córki, a ciotkę Lucynę wysłała do miasta – do naszej babci. To dlatego ciotka Lucyna kończyła szkołę razem z nasza mamą. Ale podobno zanim to się stało, uciekła z nim z domu – dodała szeptem.
– Eee, to niemożliwe – zawahałam się. – Przecież coś byśmy o tym wiedziały, mama by nam powiedziała. Albo ojciec. Nigdy jej nie lubił, bo mówi, że to najbardziej oschła baba, jaką w życiu spotkał – konspiracyjnie też ściszyłam głos.
– Ale to prawda. Mówię ci – Aśka biła się w piersi na dowód, że nie kłamie.
– Może teraz, kiedy babcia Nina umarła, oni się zejdą, co? Myślisz, że to możliwe? – spojrzała na mnie, jakby czekała na potwierdzenie.
– Aśka, ale z ciebie dziecko... Nawet jeśli to prawda, to ludzie po tylu latach raczej do siebie nie wracają.
Miłość nie trwa wiecznie – dodałam z westchnieniem na myśl o moim ostatnim "tym jedynym", którego pewnego dnia spotkałam w kinie z koleżanką ze studiów, choć tego samego dnia zapierał się, że złapał grypę i musi leżeć w łóżku.
Niepocieszona Aśka zostawiła mnie samą z tymi rozmyślaniami i pobiegła w stronę swojej rówieśnicy, kuzynki Basi.
Rozejrzałam się dookoła. Ludzie stali w małych grupkach i rozmawiali. Po wczorajszym pogrzebie większość osób przenocowała, korzystając z gościnności rodziny mieszkającej w pobliżu i sąsiadów we wsi. Dzisiaj wszyscy rozjadą się z powrotem do swoich domów i następnym razem pewnie zobaczymy się na czyimś ślubie. Ciekawe na czyim? – pomyślałam. W sumie teraz kolej na mnie, bo jestem najstarsza z ciotecznego rodzeństwa. Ale ja chyba nieprędko wyjdę za mąż. Odkąd Rafał mnie zostawił, postanowiłam zająć się ważniejszymi sprawami niż miłość. A ta, jak ma przyjść to i tak przyjdzie.
Spojrzałam na ciotkę Lucynę. Wyglądała ślicznie w czarnej sukience, choć wiedziałam, że bardzo przeżyła śmierć matki. Była smutna. Właściwie, to zawsze, odkąd sięgnę pamięcią była smutna. Nie miała męża ani dzieci. Stara panna – mówili o niej we wsi mimo, że chętnych do ożenku chyba jej nie brakowało. Ale ona żadnego nie chciała. Żyła skromnie, choć była sekretarką w dużej kancelarii prawniczej i zarabiała całkiem nieźle. Tyle, że dwa razy do roku wyjeżdżała na wakacje – zawsze gdzieś za granicę. Matkę, czyli babcię Ninę odwiedzała rzadko – zazwyczaj tylko na święta. I bardzo rzadko o niej mówiła. Jakby unikała tego tematu. Pamiętam, że czasem podsłuchiwałam jej wieczorne rozmowy z moją mamą.
– Daj spokój Lucynka – prosiła wtedy mama. – To było dawno temu, nie ma co trzymać w sobie urazy. Matka chciała dobrze, tylko inaczej to pojmowała.
– Zawsze będę miała do niej żal – odpowiadała ciotka. – To nie jest tak, że jej nie kocham, ale... – wahała się. – Gdyby ona wtedy nie... – milkła.
– Lucynka, a może powinnaś się z nim skontaktować. Jeśli ciągle czujesz, że ci zależy... A choćby po to, żeby wyjaśnić stare sprawy – radziła moja mama.
Może rzeczywiście ta historia jest prawdziwa – zaczęłam się zastanawiać. Wtedy były jednak inne czasy. Nadal zdarzało się podobno, że dziewczyny na wsi wychodziły za mąż pod presją rodziców – wiedziałam o tym z opowieści mamy.
Babcia Nina była jedną z najbogatszych kobiet w okolicy. Wcześnie owdowiała i została sama z trójką dzieci. Cała wieś podziwiała, jak babcia radziła sobie z gospodarką. Dla nas była co prawda cioteczną babcią – ona i mama mojej mamy były siostrami rodzonymi – ale ze względu na to, że ciotka Lucyna kiedyś u nas mieszkała, utrzymywała z nami bliski kontakt. Lubiłam też spędzać wakacje na wsi. Pamiętam wieczorny udój mleka i niedzielne wyprawy do kościoła do wsi obok. Życie tam wyglądało zupełnie inaczej niż w mieście. A mnie chyba bliżej było zawsze do spokoju i ciszy niż do miejskiego gwaru.
Postanowiłam zapytać mamę przy najbliższej sposobności o sprawę tej wielkiej miłości ciotki Lucyny.
Okazja nadarzyła się szybko, bo właśnie głos mamy wyrwał mnie z rozmyślań: – Ewcia, a co ty tu tak sama stoisz? Idź, pogadaj z Kasią, oni zaraz zbierają się do domu i pewnie nieprędko się znów zobaczycie – zachęcała.
– Mamo, mogę cię o coś zapytać? – zaczęłam niepewnie. – Ale obiecaj, że będziesz szczera.
– Hmm... a cóż to za pytanie. Coś się stało? – mama uniosła brwi.
– Nic się nie stało. Powiedz mi, czy to prawda, że ciotka Lucyna i ten facet, o tam – głową wskazałam w kierunku mężczyzny, który teraz rozmawiał z ciotką Heleną, niespokojnie rozglądając się dookoła – mieli kiedyś romans?
– A kto ci o tym powiedział? – mama zrobiła się czerwona na twarzy i wyczułam w jej głosie lekkie zdenerwowanie. – Ewka, masz mi w tej chwili powiedzieć, skąd o tym wiesz – nie dawała za wygraną.
– Więc to prawda – powiedziałam sama sobie. Wiedziałam, że coś w tym musi być skoro mama tak reaguje.
– Właściwie jesteś już dorosła, więc mogę ci powiedzieć – zaczęła. – Tak. To prawda. Ale nie opowiadaj o tym nikomu. To było dawno temu. Zresztą nikt z nas do końca nie wie, jaka była prawda. Lucyna miała wtedy siedemnaście lat... – mama nagle urwała, rozglądając się, czy nikt nie słucha naszej rozmowy. – Ten chłopak był niewiele starszy od niej. Mieszkał na końcu wsi. Jego rodzina była biedna. Z trudem wiązali koniec z końcem, a ojciec lubił wypić. W domu było pięcioro dzieci. Pomagały matce i chroniły przed pijanym ojcem, który po wódce bywał agresywny. On – Sławek – był najstarszy. Podobno dobry był z niego chłopak, pracowity, uczynny. Zakochał się w naszej Lucynie, a ona w nim. Pewnie, gdyby babcia Nina nie przerwała tej znajomości, to rok czy dwa lata później byliby już po ślubie.
Sławek przychodził często do domu babci Niny. Pomagał w polu, choć sam przecież u siebie ciężko pracował. Może w ten sposób chciał "zarobić" na przychylność ewentualnej teściowej...? – mama zamyśliła się smutno. – Ale to nie wystarczyło. Wiesz, jak to na wsi mówią. Że jak ojciec pije, to i syn za kołnierz nie wylewa. Zresztą tam gdzie była bieda, to była i wódka... – mama zamyśliła się nagle. – Dość powiedzieć, że przerwała tę miłość w ostatniej chwili, a nawet ciut za późno – ciągnęła. – Ciotka Lucyna była w ciąży – jeszcze bardziej zniżyła głos. – Zawiozła ją do szpitala na zabieg, a potem Lucynka zamieszkała u nas.
– Ewunia, weź mamę i chodźcie do środka, obiad czeka – wujek Stefan przeszkodził nam w dalszej rozmowie.
Obiad przebiegał w milczeniu i smutnej atmosferze. Nie lubiłam pogrzebów. Wszyscy byli wtedy tacy zamyśleni i jakby nieobecni. Patrzyłam na ciotkę Lucynę. Było mi jej szkoda. Po tym co usłyszałam, rozumiałam już, dlaczego zawsze była taka smutna i oschła w stosunku do ludzi. Ale nie w stosunku do dzieci. Zawsze przywoziła nam prezenty z wakacji i miała o niebo więcej cierpliwości do zabaw z nami, niż nasi rodzice. Była też matką chrzestną i moją, i Asi. Jakby mama chciała jej wynagrodzić to, co stało się wtedy...
– Ewka, co tak dumasz? – Aśka nachyliła się nade mną. – Zaintrygowała cię ta historia z ciotką Lucyną? Ja ci mówię, jak ktoś się naprawdę kocha to już do końca życia – paplała. No tak, w jej wieku wierzy się jeszcze w miłość do grobowej deski...
Po obiedzie większość gości zaczęła zbierać się do odjazdu. My z mamą miałyśmy jeszcze pomóc cioci Lucynie w uporządkowaniu rzeczy. No i pozostawała jeszcze sprawa sprzedaży domu i ziemi. Ciocia nie chciała ich zatrzymać.
– Po co mi to? Przecież ja i tak tu nie będę przyjeżdżać – wzbraniała się, kiedy mama próbowała przekonać ją, żeby zmieniła zdanie.
Ciocia Lucyna złożyła ofertę sprzedaży w agencji nieruchomości w pobliskim miasteczku. – Teraz dużo ludzi kupuje takie wiejskie "posiadłości", żeby mieć gdzie wpadać na weekend, więc nie powinno być problemu ze znalezieniem kupca – mówiła do mamy. – Zwłaszcza, że domek jest naprawdę zadbany. Pośrednik dzwonił już do mnie i mówił, że ma poważnego klienta.
Po uporządkowaniu rzeczy babci, zabrałyśmy ciocię Lucynę i ruszyłyśmy do domu. Ona miała wrócić tu za parę dni, żeby zabrać resztę rzeczy.
Po tygodniu wpadła do nas zdenerwowana. Słyszałam jak rozmawia z mamą.
– Sławek? To naprawdę on kupił ten dom? Jesteś pewna? – pytała mama.
– Tak, widziałam się z nim... Pojechałam do agencji oddać klucze. Pomyślałam, że nowy właściciel zechce wymienić zamki, ale na początek pewnie przydadzą mu się te, które są. Zwłaszcza, że byłam pewna, że nie mieszka we wsi – mówiła szybko ciocia Lucyna. – Tam go zobaczyłam. Ja... ja chyba nigdy nie przestałam go kochać – głos jej się załamał i zaczęła szlochać.
Co za romantyczna historia. Jak w filmie – przemknęło mi przez myśl. Kiedyś ludzie wiedzieli, co to miłość, a teraz... Wysyła się SMS-a "kocham", albo "już nie kocham" i po sprawie.
Mama pojechała do domu babci Niny razem z ciocią. Po resztę rzeczy, których ciocia nie zabrała. Do dziś nie wiem, czy to był pomysł mamy, czy przypadek. Wiem tylko, że w domu babci czekał na nie pan Sławek i długo z ciocią rozmawiał. On też nigdy się nie ożenił i miał wielki żal do babci, że z powodu biedy i nałogu jego ojca, uznała, że nie jest wystarczająco dobrym kandydatem na zięcia. A on się zawziął i pokazał, że nie miała racji. Skończył studia, został inżynierem, kilka lat pracował za granicą, by w końcu wrócić do kraju. Ale nigdy nie zapomniał.
O tym, że babcia Nina zmarła i dom będzie pewnie na sprzedaż dowiedział się podobno od swojego młodszego brata, który został we wsi. Choć, kto wie... Czułam, że to też mogła być sprawka mojej mamy. I pomyślał wtedy, że teraz, kiedy ostatnia przeszkoda zniknęła, spróbuje jeszcze jeden raz. Bo wcześniej próbował wiele razy skontaktować się z ciocią, ale babcia każda próbę udaremniała.
A za miesiąc znów zobaczę całą naszą rodzinę. Tym razem na weselu. Ale wtedy, kiedy zastanawiałam się kto z nas pierwszy weźmie ślub nie miałam racji, że teraz moja kolej. To była kolej cioci Lucyny.
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!