W domu Anny i Sebastiana Koziełów z Radomia, rodziców 14-miesięcznego Kacperka, dziwnie cicho i jakoś tak pusto. Niby jest sporo osób, bo młodzi mieszkają z rodzicami Ani, ale wyraźnie odczuwa się atmosferę przygnębienia. Na podłodze, obok choinki, stoją wielkie pluszowe misie i pieski. Smutne, samotne. – Jak on pięknie tańczył w święta koło tej choinki, jaki był szczęśliwy! – wzdycha babcia Kacperka.
Tragedia rozegrała się 27 grudnia. Przez cały dzień chłopiec zachowywał się normalnie, był wesoły i pełen energii. Przed pójściem do łóżka hasał z tatą na dywanie. Zasnął około 20.00.
Cztery godziny później obudził się z płaczem. Mama zmierzyła mu gorączkę: termometr wskazał 40 stopni. – Bardzo się przestraszyłam – wspomina Ania. – Od razu dałam Kacperkowi czopek przeciwgorączkowy, ale temperatura nadal nie ustępowała.
Ojciec chłopca zadzwonił więc po pogotowie. – Usłyszałem od dyspozytorki, że karetka nie przyjedzie – relacjonuje Sebastian Kozieł. – Połączyła mnie z lekarzem, który polecił nam wykąpać synka w letniej wodzie.
Prosiłam, żeby zabrali go do szpitala
O czwartej nad ranem zdenerwowany Sebastian jeszcze raz zadzwonił po karetkę. Tym razem bardzo stanowczo domagał się, aby jednak lekarz przyjechał i zobaczył dziecko.
– Lekarz osłuchał Kacperka i zajrzał mu do gardła. Stwierdził, że to „gorączka trzydniowa” (dziecięca choroba wirusowa). Kazał iść rano do lekarza rodzinnego.
– Prosiłam doktora, żeby zabrał naszego synka do szpitala na badania – płacze Ania. – Odparł jednak, że nie ma takiej potrzeby. Nawet nie zajrzał do jego książeczki zdrowia...
Rodzice są pewni, że gdyby lekarz z pogotowia przejrzał tę książeczkę, wydarzenia potoczyłyby się inaczej. Był tam bowiem wpis, że chłopiec zaraz po urodzeniu chorował na zapalenie płuc i związaną z nim posocznicę. Fakt ten mógł mieć wpływ na ponowne zachorowanie dziecka na sepsę.
– Żaden z lekarzy nie poinformował nas wcześniej, co to za choroba i jakie mogą być jej następstwa – mówi Ania. – Nie miałam pojęcia, że posocznica może jeszcze kiedyś zaatakować...
Z samego rana poszli z Kacperkiem do przychodni. Pani doktor początkowo potwierdziła diagnozę lekarza z pogotowia, ale w trakcie wizyty, kiedy dziecko zaczęło mieć odruchy wymiotne i pojawiła się biegunka, zmieniła zdanie. Stwierdziła, że to zatrucie pokarmowe i przepisała leki. Skierowała dziecko na badania i zaleciła, by w przypadku pogorszenia się jego stanu zdrowia rodzice przyszli wieczorem na kontrolę.
– Nie czekaliśmy do wieczora
– mówi Sebastian. – Kiedy synkowi zaczęły sinieć usta, natychmiast zawieźliśmy go prosto do szpitala. – Już na izbie przyjęć zauważyłam na ciele Kacperka kilka małych czerwonosinych plamek – dodaje Ania.
Lekarka, która ich przyjęła, nie miała wątpliwości: „To sepsa” – stwierdziła od razu.
– Zapytałam panią doktor, co to za choroba, ale ona rzuciła tylko, że najpierw trzeba ratować dziecko, a potem dopiero udzieli mi wyjaśnień – opowiada Ania. – Ugięły się pode mną nogi....
Wyciągał do mnie rączki
Kacperek natychmiast trafił na oddział intensywnej opieki medycznej, gdzie poddano go leczeniu.
– Z początku jego stan nawet trochę się poprawił – wspomina Ania.
– Gdy zajrzałam do sali, w której leżał, zobaczyłam synka stojącego w łóżeczku. Wyciągał do mnie rączki. Uwierzyłam wtedy, że z tego wyjdzie, że wszystko będzie dobrze – szlocha.
Niestety, to był ostatni raz, kiedy matka widziała swoje dziecko przytomne. Wkrótce potem Kacperek przestał samodzielnie oddychać i podłączono go do respiratora.
– Pan doktor powiedział mi, że jeśli przeżyje tę noc, będzie z nami – płacze matka.
O 5.15 doktor wyszedł z sali, w której leżał Kacperek, i stanął w drzwiach, naprzeciw matki Kacpra. – Czy moje dziecko wyzdrowiało? – zapytała Ania. – Niestety... – padła odpowiedź.
– Razem z Sebastianem wbiegliśmy do sali, chwyciłam te rurki, które były już od niego odłączone i zaczęłam je podłączać – opowiada Ania. – Na pewno można go jeszcze uratować! – wołałam w szoku. – Mój malutki... Cały był w plamkach. Wyglądał, jakby spał. Wydawało mi się, że to nieprawda, że nie żyje, że zaraz się obudzi, że go przytulę i pocałuję, jak zwykle, gdy się budził...
Pogrzeb Kacperka odbył się dwa dni później. Zaraz potem rodzice chłopca złożyli do prokuratury doniesienie w sprawie podejrzenia przestępstwa przez lekarzy pogotowia. Zarzucają im, że nie wypełniali właściwie swoich obowiązków i nie zabrali Kacpra do szpitala na badania. – Wiemy, że sepsa to bardzo ciężka choroba – przyznaje Sebastian. – Ale, być może, gdyby Kacperek wcześniej został poddany leczeniu, byłby dzisiaj z nami...
Sprawę bada prokuratura
Doktor Piotr Kowalski, dyrektor Radomskiej Stacji Pogotowia Ratunkowego, nie widzi uchybień w postępowaniu swoich pracowników. – Lekarz zbadał dziecko, poza gorączką nie stwierdził innych objawów choroby – mówi.
– Sama gorączka nie jest wskazaniem do hospitalizacji. Sepsa jest chorobą bardzo trudną do zdiagnozowania, przecież lekarz rodzinny, do którego później zgłosili się rodzice z dzieckiem, również jej nie rozpoznał.
Zdaniem doktora Kowalskiego, przebyta w okresie noworodkowym posocznica może, ale nie musi zaatakować w późniejszym życiu. – Jeśli powodujący ją czynnik został całkowicie wyeliminowany, choroba nie ma przełożenia na przyszłość – mówi doktor. – Jeśli jednak zlikwidowano jedynie ostre objawy choroby, a bakteria nadal pozostaje w organizmie, infekcja może się uaktywnić, gdy pojawią się inne czynniki osłabiające organizm.
Postępowanie w tej sprawie prowadzi prokuratura.
– Przesłuchujemy świadków, zabezpieczyliśmy nagrania rozmów ze stacji pogotowia oraz dokumentację medyczną z pogotowia i przychodni, do której trafił chłopiec – mówi Mariusz Potera, szef Prokuratury Rejonowej w Radomiu. – Jeśli dojdzie do przedstawienia zarzutów lekarzom, sprawą zajmie się sąd. Za taki czyn grozi kara pozbawienia wolności do lat 5 oraz zakaz wykonywania zawodu od roku do 10 lat.
Wszystko, co było nam najdroższe
Ania i Sebastian dwa razy dziennie odwiedzają swojego synka na cmentarzu. Na wielkim kamiennym sercu wyryli złotymi literami: Wszystko co najdroższe nam było, w tym grobie się mieści. Wszystko nam Bóg zabrał, nie zabrał boleści...”
Byli tacy szczęśliwi
Kacperek już wcześniej, zaraz po urodzeniu, chorował na posocznicę. Przez 10 dni przyjmował wtedy antybiotyki, sepsa została wyleczona.
Potem rozwijał się prawidłowo, ładnie przybierał na wadze. Nie chorował, jedynym zmartwieniem rodziców była anemia, z którą się zmagał. – Czasem miewał gorączkę, jak każde dziecko, ale niewysoką – mówi mama chłopca.
Co to jest sepsa?
Beata Nowak z Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Radomiu:
- Sepsa (posocznica, SIRS) jest reakcją zapalną organizmu wywołaną przez bakterie, wirusy, pasożyty lub grzyby. Objawia się gorączką, zaburzeniami pulsu, plamami na ciele. Połowa chorych umiera. Posocznicy nie można zapobiec, można natomiast zaszczepić się przeciw poszczególnym drobnoustrojom, które ją powodują. Ostatnio na naszym rynku pojawiły się dwie takie szczepionki: NeissVac-C i Prevenar.
Monika Wilczyńska
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!