Spełniałem marzenia o miłości

Narcyza Kwiatek kwitłaby do dziś, gdyby cudzoziemcom wystarczał korespondencyjny flirt. Ale oni od razu do żeniaczki się rwali.
/ 06.12.2006 16:14
Narcyza Kwiatek vel Bukiet Narcyza, czasem Jani, a niekiedy Biedronka Mirella to ta sama osoba – czyli Jarosław D. Chłop jak dąb, metr dziewięćdziesiąt, rozłożysty w barach, łysiejący blondyn, rocznik 1966. Stan cywilny – kawaler bezdzietny. Z maturą, z fantazją, wyjątkowo inteligentny, jak ocenił psycholog.

Mocno zdziwiłby się Bjorne z Danii aparycją wymarzonej Narcyzy Kwiatek, gdyby miał okazję ujrzeć ją na żywo. Stęskniony Duńczyk doczekać się nie mógł wizyty Narcyzy „w celach towarzyskich” i na podróż posłał jej 500 dolarów. Chytry Reinhard z Niemiec zwlekał z wysłaniem marek Bukiet Narcyzie. Obiecywał złote góry na miejscu. Ale za to romantyczny Franųois posłał Jani na konto 1500 franków. I Bernard wysłał rodzimą walutę, i Udo wysłał, a Jurgen miał taki zamiar...
Narcyza Kwiatek, nim wylądowała w kryminale, zdążyła zbałamucić pół świata. W „jej” niebieskim notesiku policja odcyfrowała adresy i telefony od Japonii przez Europę po Alaskę, od Norwegii po koniec Afryki. Tylko Chińczyków i Hindusów w notesiku brakowało. I, broń Boże, nie z przyczyn rasowych, a raczej barier językowych czy niskiego dochodu na głowę.

Narcyza – sama esencja kobiecości
Życiorys Jarka D. – wiejskiego kawalera, podobny jest do wielu innych z pegeerowskich miejscowości. W jego malutkiej wsi między Białą Podlaską a Włodawą ludzie żyją z czego kto może – z rent, zasiłków, z bliskiej granicy, z pracy dorywczej i zawodowej, ogólnie – z zaradności. Po odprawach z PGR-u nie ma już śladu. Za swoją Jarek D. kupił chałupę z działką w nieodległej miejscowości, ale już zarosła chaszczami, bo rzadko do niej zaglądał. Został w mieszkaniu matki, która za pracą na Śląsk wyjechała. Jego starsi bracia, też z maturami i po kursach zawodowych, dobrze się pożenili w okolicznych wsiach. A dla Jarka dziewczyny zabrakło, mimo że walory miał – niegłupi, niebrzydki, poczciwy, z bogobojnej rodziny, z mieszkaniem, z chałupą, z białym cinquecento i motorem produkcji tajwańskiej. Żony jednak znaleźć nie umiał, choć szukał jej intensywnie i to przez kilka lat. Głównie w gazetowych anonsach.
Siedem lat temu, zniechęcony i wciąż samotny, zmienił taktykę. Zaczął odpowiadać cudzoziemcom na ich matrymonialne i towarzyskie oferty. Jako Narcyza Kwiatek. Stworzył ją w wyobraźni, taką jakiej pragnęli – samą esencję kobiecości. Początkowo dla zabawy, wkrótce dla biznesu. Cudzoziemscy panowie wariowali bowiem na punkcie Narcyzy. Słali czekoladki, kawę, rajstopy i banknoty na kosmetyki... Rysowali dla niej czerwone serca. I marzyli o bliższym poznaniu cudownej Polki. Ale akurat tego Narcyza bała się jak ognia.

Narcyza – obiekt marzeń
Była skromną i miłą dziewczyną. Niezamożną, ale o bardzo czułym sercu, gotową oddać je każdemu. Dobrze gotowała, szyła, robiła na drutach i lubiła zajęcia w ogródku. A przy tym szczera, ufna, oszczędna, wierna. Taka, co to przytuli, utuli, pocieszy i zadba, dogodzi we wszystkim. I kto by nie chciał takiej poznać?! W zależności od potrzeb raz była dziewicą, a innym razem miała pewne doświadczenie seksualne, a nawet córeczkę, którą samotnie wychowywała. Ale co tam seks! Dla Narcyzy liczyła się wyłącznie miłość i ciepło domowego ogniska.
Jednego tylko w listach do potencjalnych kandydatów na męża czy partnera Narcyza przestrzegała, informując wyraźnie – nie ma telefonu, nie ma komputera, nie ma własnego mieszkania i nie może przyjmować gości. Mieszkała to z mamą, to z babcią, siostrą albo na sublokatorce. Adres do korespondencji był zawsze adresem skrytki pocztowej, a konto w banku kontem siostry bądź koleżanki.
My dear Narcyz – Martin z USA zwykle pisał w nagłówku, a na końcu dołączał banknot – sto, dwieście dolarów. Wilhelm z Holandii: Ukochana moja, miłość, jaką do ciebie czuję, wypełnia mnie całego. Nie róbmy tajemnicy z uczuć. Już zaczynam mieć gorączkę podróży, chociaż to ty do mnie przyjeżdżasz...
Michael z Niemiec był zakochany po uszy: Posadziłem już rzodkiewki i kilka lilii. Pierwsze kwiaty już kwitną, hiacynty pachną, a narcyzy rozwiną się za kilka dni... Jestem niecierpliwy, wciąż myślę o tobie i doczekać się nie mogę. Mam nadzieję, że otrzymałaś pieniądze na podróż...
Gerard: Mam więcej radiomagnetofonów, jak przyjedziesz, możesz mieć jeden. Będę cię musiał autem odwieźć do Polski, bo będziesz miała tak dużo bagażu...
Bernard: Podoba mi się małe serce w twoim liście. Potrzebuję kobiety romantycznej, bo sam jestem romantyczny...
Piekarz z Kalifornii: Napisz mi, czy chcesz podwójną, czy pojedynczą kołdrę?... Będziemy jeździć do kina z prażoną kukurydzą i wodą sodową... Wiem, jak ugotować wszystko, czego sobie zażyczysz, Narcyzo...
W miesiącu Narcyza otrzymywała około 50 zagranicznych listów. Tak ją ten biznes wciągnął, że nie tylko odpowiadała na oferty zamieszczane w gazetach, ale też korzystała z różnych agencji, umieszczając w nich własną.

Narcyza – niesłowna, Adolf się wkurzył
Interes kwitł przez dwa lata. Trzeba jednak przyznać, że napracować się Narcyza musiała i koszty ponosiła. Wystarczy policzyć: benzyna, znaczki, koperty, plus słowniki i podręczniki do nauki języków obcych. Narcyza pisała bowiem listy po angielsku, niemiecku, hiszpańsku, włosku. Skrytki pocztowe miała w kilku miastach. Korespondencję utrzymywała do momentu, gdy przysłali pieniądze na podróż albo gdy zapragnęli ją zobaczyć.
Tak jak Adolf W. z Niemiec, z którym umówiła się na Boże Narodzenie. Nie przypuszczała jednak, że okaże się taki zawzięty. Podobno czekał na nią na peronie i strasznie się wkurzył, że nie przyjechała.
Adolf W. wkurzył się istotnie, do tego stopnia, że 23 stycznia 2001 r. złożył pisemne doniesienie na policji w Różance, iż został przez Narcyzę Kwiatek oszukany. Wysłał jej 300 dolarów, mieli miło spędzić święta u niego, a ona okazała się niesłowna. Tym doniesieniem zabił policji klina, bo żadna kobitka w okolicy tak się nie nazywała i nawet nie pasowała na matrymonialną oszustkę. A naczelniczka poczty uparła się, że bez formalnego nakazu nie wyda właściciela skrytki, gdyż prawo zabrania.
Mieli jednak policjanci nosa. Węszyli sprawę i drążyli, żeby wstydu przed zagranicą nie było, i wywęszyli.
Akurat 6 marca jechał sobie Jarek D. swoim cinquecento, gdy go zatrzymali. W niebieskiej torbie miał niebieski notesik i 5 zagranicznych listów. A w mieszkaniu cały arsenał dowodów matrymonialnej przestępczości Narcyzy Kwiatek.

Narcyza jest oburzona na sąd
Jarosława D. aresztowano 9 marca pod zarzutem oszustwa zagrożonego karą do 8 lat więzienia. Sąd Rejonowy we Włodawie areszt zaklepał, żeby podejrzany nie mataczył. Ów zaś najpierw prosił o zwolnienie z aresztu, a potem się oburzał: „Miliony ludzi piszą miliony listów i nie ma w tym nic nadzwyczajnego...”
Sąd nie miał jednak poczucia humoru. Prokuratura dotarła do 11 mężczyzn za granicą, którzy poczuli się oszukani, i wyliczyła, że Narcyza Kwiatek wyłudziła lub usiłowała wyłudzić około 11 tys. złotych. Faktycznie udowodniono – 1600 dolarów i 270 marek.
Obrońcy Jarosława D. argumentowali, że szkoda nieznaczna, że oskarżony dotychczas cieszył się nieposzlakowaną opinią, a ponadto: „Na co liczyli cudzoziemcy wysyłając 200 marek czy 300 dolarów? Czy nie chodziło o wykorzystanie biednej polskiej dziewczyny?” 5 sierpnia 2002 r., po półtora roku aresztu, sąd rejonowy skazał Jarosława D. na trzy lata więzienia. Sąd apelacyjny w Lublinie wyrok utrzymał.
Jarosław D. ciężko przeżył areszt i więzienie. Jest rozżalony na prawo. Nadal twierdzi, że nie naciągał cudzoziemców, bo Narcyza Kwiatek żadnego o pieniądze nie prosiła, sami je wciskali. Złożył skargę do Trybunału w Strasburgu, gdyż czuje się przez wymiar sprawiedliwości pokrzywdzony.
6 lipca 2006 r. Trybunał pochylił się nad przypadkiem „Narcissus Flower”. Orzekł, że pogwałcono art. 5 pkt. 3 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Wytknął prokuraturze i sądom, że bez ważnego powodu przedłużano aresztowanie Jarosława D. Poszkodowanemu przyznał zadośćuczynienie
– 2 tysiące euro i 400 euro na koszty sądowe. Wypłaci je państwo polskie.
– To niewiele jak na moje cierpienia – mówi Jarek D.

Jeśli zostaną naruszone prawa...
...można się zwrócić do Trybunału w Strasburgu. Nie jest on sądem odwoławczym od wyroków sądów krajowych i nie może interweniować w zakresie wydawania orzeczeń. Rozpatruje skargi obywateli europejskich państw wówczas, jeśli zostały naruszone prawa zagwarantowane w Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Przedmiotem skargi do Trybunału mogą być działania lub akty władz publicznych – parlamentu, administracji, sądów. Informacje o procedurze złożenia skargi można znaleźć w Internecie (wystarczy wystukać w wyszukiwarce – Trybunał w Strasburgu). Państwo polskie przegrało przed
Trybunałem ok. 40 spraw wytoczonych przez aresztowanych.

Zdzisława Jucewicz

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!