Światowy Dzień Antykoncepcji - chcemy więcej!

Metoda przerywana jest najpopularniejszym "środkiem antykoncepcyjnym" w Polsce…
/ 26.09.2009 13:42
Metoda przerywana jest najpopularniejszym "środkiem antykoncepcyjnym" w Polsce…

Właściwie, w tym momencie można by tylko usiąść i zapłakać, gdyby nie nadzieja, że dni takie jak dziś, przemówią choć kilku kobietom do rozsądku. Ustanowiony 3 lata temu Światowym Dniem Antykoncepcji, 26 września ma być oświecony hasłem: „Przeżyj swoje życie, zanim zaczniesz następne”.

Światowy Dzień Antykoncepcji - chcemy więcej!

Zacznę od faktów pozbieranych w sieci. Co czwarta kobieta uprawiając po raz pierwszy seks, nie stosuje żadnego zabezpieczenia. Statystyki pokazują, że takie nastolatki mają dwa razy większe szanse na zostanie mamą w szkole średniej niż inne. 70% seksualnie aktywnych kobiet nie chce w danym momencie zajść w ciążę, a jeśli weźmiemy pod uwagę, że przeciętnie marzymy o dwójce dzieci, to pozostawia 30 lat okresu płodności, którą trzeba okiełznać.

Według badań profesora Szamotowicza, w ciągu każdego dnia na świecie dochodzi do 100 milionów stosunków płciowych, 1 miliona ciąż, 500 tys. ciąż nieplanowanych, 250 tys. ciąż niechcianych, 25 tys. aborcji, no i na koniec, 500 zgonów kobiet z tytułu powikłań związanych z aborcją. I to tylko jeden dzień…

W Polsce dzieci rodzą nawet dwunasto- i trzynastoletnie dziewczynki! W 2001 roku nastolatki do 19 lat urodziły prawie 26 tysięcy niemowląt, którym musiały zacząć matkować w wieku, gdy ich rówieśniczki chodzą po sklepach, dyskotekach i próbują dostać się na studia. Dramat matki i dziecka prawie nieunikniony. Co trzecie dziecko zostaje poczęte "przypadkiem”, z powodu niewłaściwego stosowania pigułek antykoncepcyjnych lub w wyniku uszkodzenia prezerwatywy.
Co z tego wszystkiego wynika? Dwie rzeczy. Po pierwsze, o antykoncepcji trzeba mówić, informować, dyskutować, zanudzać i to już w szkole podstawowej. Niezależnie od wieku, stopnia edukacji czy miejsca zamieszkania, każda kobieta musi mieć łatwy dostęp do faktów. Bo nawet nam, wykształconym, oświeconym i seksualnie doświadczonym, tej wiedzy nigdy za mało. Kto nie ma koleżanki, która by przypadkiem nie wpadła?

Praktycznie każdego roku na rynku antykoncepcji pojawia się coś nowego – z mniejszymi skutkami ubocznymi, tańszego, bardziej skutecznego. Dlaczego więc mamy się męczyć z bólami głowy, tyciem, stratą ochoty na seks czy ryzykiem całkowitej zmiany lubianego życia na pieluchy i kaszki? Po co cierpieć na przykre infekcje czy tracić radość z miłości z powodu gumy, której nie lubimy czy stresu związanego z koniecznością szybkiego wyjęcia? Każda kobieta ma prawo do ochrony, która zapewni jej komfort, nie tylko życia, ale i współżycia. W końcu czy oprócz jedzenia, picia i oddychania jest bardziej niezbędna fizjologiczna czynność?

Tutaj pojawia się sprawa druga – dostępność. Bo fajnie, jak już wiemy, że są zastrzyki raz na 3 miesiące, że są plasterki, które starczy zmieniać co tydzień, że są pigułki progesteronowe, które nie obciążają nas zbędnym estrogenem, wreszcie, że są tabletki „po”… To wszystko wspaniale, tylko, problem w tym, żeby móc je swobodnie dostać. Tymczasem nie każdy lekarz rozumie zasadę służenia kobiecie pomocą. Bo jest już sponsorowany przez dany koncern, bo jest zbyt wierzący, aby zrozumieć, bo nie ma czasu ani motywacji doedukować się samemu i od 10 lat zapisuje pacjentkom ten sam preparat.

Wreszcie, jako kobieta, która chce dojrzeć do założenia własnej rodziny i dokonać tego w odpowiednim czasie, nie bawiąc się w aborcję, adopcje czy kryzysy rodzinne przez całe życie, chciałabym wiedzieć dlaczego antykoncepcja nie może być w części refundowana? Czy katar sienny jest faktycznie sprawą o tyle istotniejszą?

Agata Chabierska

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA