Szczęśliwa stłuczka

komputer, laptop, gadu-gadu, czat, rozmowa, internet, sieć
Uszkodziłam auto. A dlaczego? Bo byłam wściekła po kolejnej scysji z Mirkiem. Cóż, nieszczęśliwy wypadek, ktoś by powiedział. Ale nie ja. Dla mnie to było zrządzenie losu...
/ 24.06.2008 13:29
komputer, laptop, gadu-gadu, czat, rozmowa, internet, sieć
Mirek, kiedy skończysz? Jedzenie na stole! – byłam już zniecierpliwiona ociąganiem się męża.
– Zaraz, zaraz, Moniczko. Muszę tylko zaplanować następny ruch.
Mirek przerwał wreszcie pasjonującą grę komputerową i siadł przy stole. Obiad wystygł, lecz jemu wydawało się to nie przeszkadzać. Po wypiciu herbaty wrócił do swojego komputera. Zagotowałam się ze złości.
– Czy to się nigdy nie skończy? Nawet w niedzielę musisz siedzieć przy kompie? Dlaczego ze mną nie porozmawiasz?
– O czym? Przecież ty się tylko ze mną kłócisz.
– Kiedyś nie brakowało nam tematów. Poza tym od dawna obiecujemy twojej siostrze i jej mężowi, że odwiedzimy ich w nowym mieszkaniu.
– Może w następnym tygodniu. Daj mi teraz spokój.

"Tak, to było kiedyś" – pomyślałam, smętnie wspominając znajomość i początki małżeństwa z Mirkiem. Kiedyś mu się usta nie zamykały. Rozmawialiśmy o swoich planach, o książkach, o filmach, o muzyce. Chodziliśmy do kina i znajomych. Razem urządzaliśmy nasze małe mieszkanko. Rozdzielaliśmy między siebie sprawiedliwie domowe obowiązki. Kładliśmy się spać z niedosytem. Tyle rzeczy chcieliśmy jeszcze omówić i nie zdążyliśmy! Na rocznicę ślubu dostaliśmy od rodziny telewizor plazmowy. Mirek z błyskiem w oku zaczął rozpracowywać nowy sprzęt, lecz wkrótce przestało go to fascynować. "Nic nie ma w tej telewizji, Moniczko". Telewizor stał się szybko jedynie meblem zdobiącym duży pokój. Odetchnęłam z ulgą. Mnóstwo koleżanek skarżyło mi się, że ich mężowie wracają z pracy, włączają telewizor a otoczenie przestaje dla nich istnieć. My żyliśmy do niedawna inaczej, każde z nas miało absorbującą pracę. Ja jako pielęgniarka, Mirek jako informatyk.

Kiedy mąż zaczął dostawać coraz więcej zleceń od firm i prywatnych osób, zainstalował w domu komputer i pracował po południu. Na początku tak planował dodatkowe zajęcia, żeby trzy popołudnia w tygodniu były tylko nasze. Potem dwa. Potem już nie miał w ogóle dla mnie czasu. Robiłam mu wymówki, że się przepracowuje, na czym cierpi również nasz związek, że wolę mieć mniej pieniędzy, a cieszyć się naszym uczuciem. Było już za późno. Przy okazji wykonywania zleceń od klientów Mirek wsiąkł doszczętnie w wirtualną rzeczywistość. Zaczytywał się wiadomościami na różnych portalach. Studiował fora internetowe i wypowiadał się na nich. Grał w dostępne w Sieci gry. Korespondował z poznanymi w sieci osobami. Z błyskiem w oku oznajmiał, że świat roi się od fascynujących osobowości, które dzięki cudownemu wynalazkowi, jakim jest Internet, może bliżej poznać. Z niektórymi ludźmi rozmawiał na gadu-gadu – taki jakby telefon internetowy. Mnie miał coraz mniej do powiedzenia. Wyłączył się z codziennego życia a moje uwagi kwitował na ogół milczeniem i wzruszaniem ramion.

Moje koleżanki przegrały z telewizorem, ja przegrałam z komputerem. Zastanawiałam się, co robić i nic nie przychodziło mi do głowy. Któregoś popołudnia wróciłam do domu i zastałam Mirka ustawiającego laptopa na biureczku w małym pokoju.
–To dla ciebie, Moniczko. Dostałem ten sprzęt jako premię. Sama zobaczysz, jakie to fajne.
"Świat zwariował" – pomyślałam. Miałam Internet w pracy i korzystałam z niego w bardzo umiarkowany sposób. Ot, przeczytanie codziennych wiadomości i korespondencja służbowa. Co więcej potrzeba? Nie miałam siły i ochoty kłócić się z mężem. A niech już sobie stoi ten laptop. Gorzej, że naszego małżeństwa wkrótce nie będzie. W domu panowała cisza, przerywana czasem klikaniem komputerowej myszy Mirka. Nie mając w pobliżu przyjaznej duszy, zainstalowałam sobie gadu-gadu i zaczęłam sprawdzać kontakty. Może chociaż w ten sposób będę mogła wymienić z kimś myśli.

Pewnego razu zainteresował mnie ktoś, kto ukrył się pod pseudonimem "Niezrozumiany". "Efekciarz jakiś. Ale może rzeczywiście ma problemy i chce zwrócić na siebie uwagę". Na małym ekraniku przypominającym kartkę papieru napisałam mu wiadomość i wysłałam. Niezrozumiany odezwał się natychmiast. W pierwszej rozmowie zakomunikował, że czuje się skrzywdzony przez życie. Ukochana żona go nie rozumie, nie podziela jego pasji. "Typowe" – pomyślałam. "No, a moje problemy – dokładnie takie same. Mnie z kolei ukochany mąż nie rozumie. Nie raczy nawet ze mną rozmawiać".
Podzieliłam się tą myślą z Niezrozumianym. Cóż, weszło mi w nawyk, że codziennie po pracy zasiadałam przed komputerem, włączałam gadu-gadu i rozmawiałam z nowym przyjacielem. Pisałam, on zaraz odpisywał. Okazał się człowiekiem bystrym i inteligentnym. Mieliśmy wspólne zainteresowania i poglądy na świat. Te rozmowy pochłonęły mnie całkowicie. Zwierzałam się nowemu znajomemu z wielu spraw, na wszelki wypadek zachowując dla siebie szczegóły i dane osobowe. Przestałam się nawet tak mocno przejmować Mirkiem. Do dnia, kiedy trzeba było zawieźć jego siostrę do szpitala. Szwagier przebywał w delegacji i mogła liczyć tylko na nas. Mój mąż oznajmił lekko, że to ja zawiozę Martę. On ma dzisiaj mnóstwo rzeczy do zrobienia.
– Czy ty sumienia nie masz? Twoja siostra ma zagrożoną ciążę! Rozmowy na gadu–gadu są dla ciebie ważniejsze? Babę sobie przygruchałeś?
– Ja ci twojego gadania przy komputerze nie wypominam! Ciekawe, dlaczego jesteś wtedy taka rozanielona!

Zdenerwowana wybiegłam z domu, wpadłam do garażu. Wsiadłam do nowego opla i... zawadziłam lusterkiem o ścianę. Odłamała się oprawka. Nie mogłam uwierzyć. Przecież jestem dobrym kierowcą! Wszystko to z nerwów i pośpiechu. Podjechałam pod hurtownię motoryzacyjną, kupiłam identyczne lusterko. Pojechałam do serwisu. Uff, Mirek się nie dowie. Samochód to po komputerze jego drugie oczko w głowie. Moje zresztą też. Tylko z kasą będę do tyłu. Trudno. Jego siostrze, Marcie, zamówiłam taksówkę.
– Pani pozwoli, wyniknął problem.
Skruszony kierownik serwisu wyznał, iż cofając mój samochód na stanowisko naprawcze wpadł na auto kolegi i mój opel doznał wgniecenia. Rozpłakałam się.
– Ja bardzo przepraszam, naprawdę ogromnie mi przykro. Droga pani, na koszt firmy zawieziemy autko gdzie trzeba, śladu nie będzie. Za trzy dni dostanie je pani z powrotem. Gładkie i polakierowane. Proszę się nie gniewać.

Na wieść o tym, co stało się z samochodem, Mirek oderwał się od komputera. Nawymyślał mi od znerwicowanych blondynek, zauważył, iż nie bez przyczyny się uważa, że baba za kierownicą stanowi zagrożenie. Przypomniał, że samochód jest nowy i na gwarancji a ja go tak głupio załatwiłam.
– Dlaczego tylko tobie przytrafiają się rzeczy, jak w filmie? Lusterko lusterkiem, ale żeby w serwisie zrobili stłuczkę? Policję chociaż wezwałaś? Zażądałaś spisania protokołu? Wiedziałem... ciesz się, jeśli jeszcze w ogóle zobaczymy ten samochód.
Z płaczem wpadłam do małego pokoju. Włączyłam komputer. Na gadu-gadu był już Niezrozumiany. Napisałam, że dzisiaj nici z rozmowy, mam fatalny dzień. "Nie wiem, kto ma gorszy. Opowiedz, ja też opowiem, razem zawsze raźniej" – odpisał. Opowiedziałam. Wszystko po kolei. Wyżaliłam się na bezdusznego męża. Pisałam jeszcze, gdy drzwi się otworzyły i wszedł Mirek.
– Moniczko, nie zdawałem sobie sprawy... No, chodź, zobacz.
Na jego komputerze widniała na ekranie gadu-gadu cała nasza rozmowa. Mój mąż był Niezrozumianym! Osłupiała zbierałam myśli a Mirek przytulał mnie, całował i prosił, bym się nie gniewała.

Minęło parę miesięcy. Mirek tylko niekiedy siedzi popołudniami przy komputerze. Woli rozmawiać ze mną w cztery oczy. A gdy czasem się pokłócimy, siadamy do swoich komputerów i na gadu–gadu piszemy o tym, co nas poróżniło. Tak jest nam łatwiej zachować obiektywizm.

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA