Moja mama pochodziła z kresów, jej rodzice mieli mały majątek na Wileńszczyźnie, mama skończyła gimnazjum w Wilnie. Na wakacje do bliskich sąsiadów, do ich syna, przyjeżdżał mój tata – wysoki, błękitnooki blondyn, który mieszkał i uczył się w Białymstoku.
Młodzi zakochali się w sobie i zaraz po ukończeniu szkoły postanowili się pobrać. Miał być ślub we wrześniu 1939 roku, ale wybuchła wojna, tata poszedł na front. Na szczęście wrócił cały, zdrowy i ślub wzięli w grudniu, na Boże Narodzenie, w Wilnie. Rodzice zostali w majątku matki, a ja urodziłam się tam w 1944 roku.
Zaraz po wojnie moi rodzice wraz z dziadkami wyjechali do Białegostoku, zostawiając dorobek życia. Granice zostały zamknięte i tereny te należały teraz do Związku Radzieckiego. W Białymstoku niestety nie żyli już rodzice mojego taty. Jego ojciec zmarł, gdy tata miał 15 lat, a matkę wywieźli do obozu w czasie wojny i tam zmarła. To wszystko znam z opowieści rodziców. Ale cóż dziecko obchodzi historia? Miałam dom, rodziców, dziadków, ogród i choć czasy były powojenne, biedne, na swój sposób byłam szczęśliwa.
Tata całymi nocami słuchał radia Wolna Europa. Nigdy nie mówił mi o swojej rodzinie, ani o przeżyciach z czasów wojny. Jedno wiedziałam na pewno – był na bakier z komuną, nie należał od partii i miał poważne problemy z pracą. Ale były to sprawy dorosłych.
Ja dostałam się na prawo do Łodzi, miałam chłopaka. Pewnego razu zostałam zaproszona do jego rodziców. Kiedy się przedstawiłam, zapadła cisza. Ojciec chłopaka (adwokat z zawodu) zapytał:
– Czy jest pani krewną łódzkich fabrykantów? Czy jest pani Żydówką?
Ja? Błękitnooka blondynka? Katoliczka? Ja, Żydówką?
– Nie – zaprzeczyłam. – Mój tata jest Polakiem i katolikiem.
Opowiedziałam historię swojej rodziny, ale wyczułam, że atmosfera jest napięta, a mój chłopak bardzo speszony.
Czułam się tak, jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Były to lata 60., gdy zaczęła się nagonka na Żydów. Po przyjeździe do domu opowiedziałam ojcu całą historię, pytając wprost – czy mamy coś wspólnego z Żydami, fabrykantami z Łodzi?
– Tak, córko – przytaknąłeś tato i opowiedziałeś mi historię swojej rodziny.
Twój dziadek był bogatym żydowskim fabrykantem, a jego syn, a Twój ojciec zakochał się w pięknej, błękitnookiej blondynce, Polce, katoliczce. I dla swej ukochanej wyrzekł się żydowskich korzeni, przyjął wiarę katolicką, ożenił się, wyjechał do Białegostoku. Z tego związku urodziłeś się Ty, błękitnooki blondyn. Twój ojciec został wyklęty, gdyż jego rodzice byli bardzo ortodoksyjni, więzi całkowicie zerwane. Twoi dziadkowie nie byli nawet na pogrzebie swego syna, który zmarł mając zaledwie 52 lata. Nigdy też nie poznali swojego wnuka.
Ale Ty, tato, choć nigdy nie zmieniłeś żydowskiego nazwiska, czułeś się Polakiem. "Jak mogłeś mi to zrobić, jak mogłeś to ukrywać?!" – krzyczałam. Miałam żal, że tamten chłopak mnie rzucił, a ja, mszcząc się na Tobie, rzuciłam studia. Przeżywaliśmy piekło. Boże, minęły lata, zanim poznałam prawdę o Tobie. Matka powiedziała mi, że siedziałeś w obozie u komunistów, że nakłaniali Cię do różnych strasznych rzeczy, że dokopali się do żydowskich korzeni i chcieli to wykorzystać, by mieć w Tobie oddanego komunistę. Ale Ty się nie ugiąłeś. Przeszedłeś piekło, ale uratowałeś nas wszystkich. Mogliśmy stamtąd wyjechać jako Polacy-repatrianci. Ojcze, wybacz mi – ten list piszę do Ciebie do nieba, bo nie ma Cię pośród żywych.
PS. Dopiero po latach odkryłam, że w 1940 roku moją babcię, matkę ojca, wywieźli Rosjanie, gdyż nie chciała wydać, gdzie ukrywa się jej syn. Mnie pozostała tylko modlitwa za zmarłych.
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!