Mały Franio prosi o zdrówko
– Codziennie przybywa kilka, kilkanaście nowych aniołków – mówi ojciec Przemysław. – O, właśnie zbliża się kolejny! – odwraca się w kierunku drzwi kaplicy, w których pojawia się mama z synkiem na ręku. 2-letni Franio Sapeta mocno trzyma w rączce białego papierowego aniołka. Zrobiły go dla brata starsze siostry. – Aniołek przyniesie Franiowi zdrówko – mówi mama, patrząc na synka. – Mama, tu kuku... – w odpowiedzi chłopiec pokazuje na swoją nóżkę.
Na lewej stopce Franio ma założony wenflon. Chłopczyk jest w szpitalu od tygodnia i ciągle podaje się mu dożylnie jakieś leki. Choruje na zespół nerczycowy – jego nerki nie filtrują prawidłowo moczu. – Kilka tygodni temu zauważyłam, że Franio rzadziej niż zwykle siusia – mówi mama chłopca, pani Radosława. – Gdy jego ciałko zaczęło się robić dziwnie pulchne i miękkie, poszliśmy do lekarza. Natychmiast skierowano nas do szpitala. Teraz chłopczyk czuje się już dużo lepiej, ale to jeszcze nie koniec leczenia. – Nie wiadomo, jak długo ono potrwa – martwi się mama Frania. – Lekarze nie dają też gwarancji, że choroba za jakiś czas nie powróci. Ale wierzymy, że dzięki temu świętemu Stróżowi nasz mały Franio wyzdrowieje – dodaje z nadzieją.
Niech Anioł Stróż czuwa nad córką
Obok, na innej półce, swojego Anioła Stróża stawia 5-letnia Wiktoria Trzebuniak. Biała figurka z masy solnej jest tak maleńka, że cała mieści się w dłoni dziewczynki. Wiktoria ulepiła ją dzień wcześniej, na zajęciach plastycznych w świetlicy. I całą noc suszyła na kaloryferze przy swoim łóżku. Jest pewna, że gdy tylko jej Stróż stanie na półce w kaplicy, będzie już zdrowa i od razu pojedzie do domu. Do taty i braciszka. – Taka mała, a już tak wiele wycierpiała, serce pęka – szepcze jej mama, Gabriela.
Nowotwór zaatakował ją nagle. Pod koniec stycznia dziewczynka dostała wysokiej gorączki. Badanie USG nie pozostawiło cienia wątpliwości – guz nerki. Walka z chorobą zaczęła się od chemioterapii. Tydzień temu mała przeszła operację usunięcia guza, wszystko przebiegło pomyślnie. – Teraz już tylko modlimy się, żeby nie było nawrotu choroby ani przerzutów – składa ręce matka. – A ten aniołek ma nam pomóc wyprosić łaskę tam, w niebie, u Ojca – uśmiecha się. – Ufam, że będzie czuwał nad moją córeczką i nigdy jej nie opuści.
Bez aniołka byłoby jeszcze ciężej
Pogodny uśmiech rozjaśnia twarz 10-letniej Basi Krysztoforskiej. Jutro wychodzi do domu. Jutro przyniesie swojego Aniołka Stróża, tę ostatnią noc niech jeszcze spędzi przy jej łóżku. – Codziennie z nim rozmawiam. Bez niego byłoby mi o wiele ciężej – mówi dziewczynka. Teraz przyszła do Kaplicy Aniołów, żeby się pomodlić i wpisać do Księgi Pamiątkowej. Basia w szpitalu spędziła pięć tygodni. Lekarze zrekonstruowali jej mięśnie i skórę w okolicy brody i ust po tym jak pogryzł ją pies.
– Byliśmy w odwiedzinach u znajomych – wspomina pani Urszula, mama dziewczynki. – Mają dwójkę dzieci, 4-letnie i roczne. Przez cały dzień maluchy bawiły się razem z Basią i ich psem rasy amstaf. Słyszałam, że te zwierzęta bywają niebezpieczne, ale Maksa znaliśmy od szczeniaka. Nigdy na nikogo z nas nawet nie warknął. A dzieci mogły mu wyjmować z pyska zabawki!
Nie wiadomo, jak to się stało, ale tego dnia, po wielu wspólnych zabawach, gdy cała trójka dzieci w towarzystwie psa leżała na podłodze i oglądała telewizję, Max nagle się poderwał i rzucił na Basię. Chwycił ją za brodę i wyrwał kawałek ciała.
Pan Bóg nie zważa na ortografię
Zarówno przy aniołkach, jak i w Księdze Pamiątkowej jest jeszcze wiele, wiele innych wpisów. Nieraz zdania są niegramatyczne, z błędami ortograficznymi. – Ale przecież nie błędy są tu najważniejsze – uśmiecha się ojciec Przemysław. – Za nie na pewno Pan Bóg się nie obrazi.
Ojciec Przemysław – dziś szpitalny duszpasterz – jest związany z Centrum Zdrowia Dziecka od sześciu lat, od chwili oddania szpitala do użytku. Pamięta początek Kaplicy Aniołów.
– Pewna nastoletnia dziewczyna, która leczyła się na anoreksję, zrobiła trzy anioły, i gdy wychodziła do domu, zostawiła je w kaplicy – opowiada ksiądz. Szybko zaczęły dołączać do nich następne. I wciąż przybywa. Co chwilę montujemy dodatkowe półki, a i tak ciągle brakuje miejsca.
– To wyjątkowe miejsce i wyjątkowa służba – mówi ksiądz. – Gdy chodzę po salach z komunią świętą, staram się zawsze zagadać do tych dzieci, rozweselić je. Cieszą się, jak pogramy w piłkę na korytarzu czy ograją mnie w warcaby. Ale nieraz po prostu nie wiem, co odpowiedzieć. Jak kiedyś, gdy pewien chłopiec z onkologii krzyknął: No i co mi z tego, że wygrałem w warcaby! Przecież ja mogę umrzeć, a ksiądz będzie żył!
– Na szczęście w naszej kaplicy zdecydowana większość to Anioły Radości – uśmiecha się ojciec Przemysław. – Dzieci, które je przyniosły, wróciły do zdrowia. Niektóre z nich, wychodząc ze szpitala, zostawiły nawet w podziękowaniu drugiego aniołka.
Monika Wilczyńska
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!