„Mąż zdradzał mnie przez 10 lat. Miał dziecko z kochanką, a ze mną nigdy nie chciał go mieć”

Kobieta z córką fot. Adobe Stock
Wiedziałam, że nie powinnam jechać. Nie mogło tam czekać na mnie nic prócz smutku. Ale wiedziałam też, że muszę mieć pewność...
/ 07.10.2021 10:56
Kobieta z córką fot. Adobe Stock

Jurata po sezonie ma wiele uroku, choć o tej porze roku mało przypomina letni kurort. Ilu ma stałych mieszkańców? Ale dla mnie to najpiękniejsze miejsce na ziemi. Przynajmniej dzisiaj. Przynajmniej raz w roku, w ostatnim tygodniu września. Pociąg sapnął i zatrzymał się. Było zaskakująco ciepło. Prócz mnie nie wysiadał tu nikt.

Przed dworcem stała taksówka, kierowca spojrzał na mnie wyczekująco, ale minęłam go bez słowa. Do pensjonatu nie było daleko. Wbrew sobie rozejrzałam się, jakbym spodziewała się zobaczyć Adama. Bez sensu. Spotkaliśmy się tutaj 2 lata temu. Ja z nerwami w strzępach po rozwodzie, on... Do dziś nie wiem, co on tu wtedy robił. Mówił, że chce odpocząć od zgiełku Trójmiasta.

Wyjechałam, tylko po to, żeby spróbować oswoić swoją samotność. W pensjonacie prócz nas było tylko dwoje gości. Siedziałam przy stoliku sama, Adam spytał, czy może mi towarzyszyć przy kolacji. Burknęłam niechętnie, że nie jestem najlepszym kompanem, ale się nie zraził. Wieczorem wyciągnął mnie na spacer, a rano, schodząc na śniadanie zapukał do moich drzwi. Trzy dni później byłam już zakochana, a po mojej depresji nie został nawet ślad.

Przy Adamie zapomniałam, że mój mąż oszukiwał mnie przez 10 lat, że miał nie tylko inną kobietę, ale i dziecko, którego ze mną mieć nie chciał. Oczywiście, słowa „nie chcę” nigdy nie padły. Zawsze było: nie teraz, mamy czas. Wszystko było ważniejsze, wszystko trzeba było najpierw. A potem... Nie było już żadnego potem. Kiedy się dowiedziałam, niczego nie tłumaczył, nie chciał naprawiać. Na moje: „Nie umiem tak żyć” odparł, że jutro przyjedzie po rzeczy. I jeszcze, że ma nadzieję, że ze względu na dziecko, nie będę utrudniać rozwodu.

Zapłaciłam za to bezsennymi nocami, godzinami spędzanymi przed lustrem w szukaniu odpowiedzi na pytanie, co jest ze mną nie tak. Dlaczego jestem gorsza. Niż tamta, niż wszystkie inne kobiety. Tak jak chciał, nie utrudniałam rozwodu. Prosto z sądu pojechałam na dworzec. Wsiadłam do pierwszego pociągu, jaki mi się nawinął. Traf chciał, że do Juraty. Przypadkiem trafiłam do tego samego pensjonatu, w którym mieszkał Adam. Zbieg okoliczności niespecjalnie zdumiewający – niewiele pensjonatów tutaj przyjmuje gości poza sezonem. Ale to spotkanie, ta miłość, która spadła tak nagle ustawiły mnie do pionu.

Kochałam go i właśnie dlatego postanowiłam ocalić na zawsze chociaż wspomnienie o tej miłości. Ostatniej nocy, przytulona do Adama pomyślałam, ze właściwie nie chcę od niego niczego więcej. Wiedziałam, że coś przede mną ukrywa. Może jest żonaty? Nie obchodziło mnie to. Byłam zakochana, ale nie snułam marzeń o wspólnym życiu. Moje małżeństwo wyleczyło mnie z romantyzmu. Dobre było i to, co mi, co nam się zdarzyło.

Następnego dnia odprowadził mnie na dworzec. Nie prosiłam o telefon, nie dałam mu swojego, nie spytałam, kiedy się spotkamy.
– Jesteś niezwykłą kobietą – powiedział, gdy staliśmy na peronie. – O nic nie pytasz, niczego nie żądasz, nie chcesz nic wiedzieć.
Rzeczywiście. Nie chciałam. Ten romans mi wystarczał, przegnał moje zmory, ale na nową miłość, na nowe życie chyba nie byłam jeszcze gotowa. Pociąg wjechał na stację. Wsiadłam, Adam podał mi torbę. Stałam w otwartych drzwiach, a on trzymał mnie za rękę.
– Posłuchaj – powiedział. – Jeśli to, co zdarzyło się między nami, to coś ważnego, to nie zapomnimy. Spotkajmy się tu dokładnie za rok.

Pociąg gwizdnął i ruszył. Cofnęłam się w głąb wagonu, podniosłam rękę i pomachałam na pożegnanie.
Pamiętaj. Ostatni tydzień września – zawołał jeszcze.
Kiwnęłam głową, wiedząc, że nie przyjadę. Nie dlatego, że nie chcę. Bardzo chciałam. Ale wyrosłam z marzeń o księciu na białym koniu. I postanowiłam nie dać szansy mojemu złemu losowi. Jeśli za rok mnie tu nie będzie, nie dowiem się, czy Adam przyjechał. A raczej nie dowiem się, że nie przyjechał. Będę mogła wspominać ten romans, jak bajkę, która trwała krótko, ale jednak się zdarzyła.

Miesiąc później zmieniłam zdanie. W dniu, w którym zrobiłam test ciążowy wiedziałam, że pojadę do Juraty. Kochałam Adama i chciałam dać szansę i jemu, i naszemu dziecku. Agnieszka urodziła się w połowie czerwca, a trzy miesiące później, 21 września potrącił mnie autobus. Kiedy na dobre odzyskałam przytomność był już październik. Minęło jeszcze kilka dni, zanim przypomniałam sobie, ze miałam jechać do Juraty. Uznałam, że tak miało być.

Moja córka skończyła rok, gdy zaczęło mnie nosić. Mama widziała, że coś się ze mną dzieje, ale nie pytała o nic. Tak samo zresztą, jak nie pytała półtora roku temu, gdy powiedziałam jej, że jestem w ciąży. Ale teraz czułam, że muszę z kimś porozmawiać. Któregoś wieczoru opowiedziałam jej wszystko.
– Musisz jechać – zaczęła.
– Po co? – wzruszyłam ramionami. – Nawet jeśli on tam był, to rok temu. Nie teraz.
– Gdybyś nam wtedy powiedziała... – westchnęła.
– To co? Co by to zmieniło?
– Jak to co? – mama zdumiała się. – Zadzwoniłabym do pensjonatu i powiedziała mu, co się stało.
– Taka jesteś pewna, że on tam był?

Nie odpowiedziała, ale kiedy tydzień później oznajmiłam jej, że wzięłam urlop i jadę do Juraty, odetchnęła. A ja wiedziałam, że muszę jechać. Podpytam w pensjonacie, czy Adam był w zeszłym roku. Jeśli nie – trudno. Jeśli tak? Cóż... Znam jego nazwisko, wiem, że mieszka w Trójmieście. Teoretycznie mogę spróbować go odnaleźć.

I teraz tu byłam. Szłam w stronę pensjonatu coraz wolniej, a moje serce wywijało coraz dziksze koziołki. „Idiotko, nic się nie zdarzy” – tłumaczyłam sobie.

Zamieszkałam w tym samym pokoju, co dwa lata temu. Następnego dnia poszłam na plażę. Wciąż nie mogłam się zdobyć na to, żeby zapytać o Adama. W końcu zdecydowałam, że tego nie zrobię. Nie chciałam wiedzieć. Kiedy podjęłam decyzję, zrobiło mi się lżej na sercu. Zawróciłam. Teraz mogłam już wracać do domu. Zeszłam nad samą wodę wypatrując bursztynów. Dopiero, gdy potknęłam się o wbity w piach słupek zorientowałam się, że jestem już przy molo. Podniosłam głowę i zamarłam. Na ławce siedział Adam. Wstał, sięgnął do kieszeni płaszcza i wyjął jakiś papier.
Nie było cię tu w zeszłym roku – powiedział spokojnie, jakby to nasze spotkanie było zupełnie oczywiste. – Ale... pomyślałem, że może coś ci wypadło... - urwał. – Teraz przyjechałaś przypadkiem? – zapytał szorstko.

Nagle zrozumiałam, że nie czas na niedopowiedzenia. Jeśli mi na nim zależy, muszę mu to okazać.
– Nie przyjechałam przypadkiem – powiedziałam. – Rok temu miałam wypadek, a teraz chciałam się dowiedzieć, czy tu byłeś, a jeśli tak, to spróbować cię odnaleźć. Chciałam ci coś powiedzieć. Coś bardzo ważnego.
– Ja też chciałem ci powiedzieć coś ważnego – objął mnie i nareszcie poczułam, że jestem tam, gdzie powinnam. – Ale to może poczekać – mruknął, całując mnie tak, jak śniło mi się to przez 2 lata.
– Nie może – wywinęłam się z jego objęć. – Nie zgadzam się na żadne czekanie. Znowu znikniesz mi na dwa lata i umrę z ciekawości – żartowałam, żeby rozładować napięcie, które znowu mnie ogarnęło.
– I kto tu znika na 2 lata? – mruknął, znów przyciągając mnie do siebie. – Zanim zaspokoję twoją ciekawość należy mi się jakaś nagroda.

Puścił mnie po długiej chwili i wręczył papier, który wciąż trzymał w dłoni.
– To jest mój wyrok rozwodowy – dodał niepotrzebnie, bo przecież umiem czytać. – A teraz ty powiedz mi to swoje ważne – uśmiechnął się.
– Agnieszka – powiedziałam. – Czy podoba ci się imię Agnieszka? Bo ja mówię na nią Agusia – coś musiało być w moim głosie, bo nagle spoważniał.
– Przyjechałaś, żeby mnie o to spytać? – powiedział powoli.
– Tak – odparłam, a serce waliło mi jak oszalałe. Patrzył zdumiony i nagle zobaczyłam na jego twarzy błysk zrozumienia i... – nie wydawało mi się, na pewno mi się nie wydawało – to była radość.
– To chyba już za późno na takie pytania. Rocznej... Nie, zaraz – przez chwilę mamrotał coś niezrozumiale. – Piętnastomiesięcznej pannicy nie będziemy przecież zmieniać imienia...

Chcesz podzielić się z innymi swoją historią? Napisz na redakcja@polki.pl.

Więcej listów do redakcji: „Teściowa to hetera, która ciągle mnie krytykuje i poucza. W uszach mam tylko jej ciągły jazgot”„Nasza miłość przetrwała życiowe burze, a pokonały ją drobne nieporozumienia. Mąż odszedł bez wyjaśnienia”„Mąż zdradził mnie z moją przyjaciółką, a ja postanowiłam, że już zawsze będę sama. Życie zdecydowało inaczej...”

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA