Wciąż nie lubię pić piwa
– Teraz ma nas obie na oku, i mnie, i swoją nerkę – Katarzyna Rutkowska zerka na męża ciepło, serdecznie. – Paweł zapowiedział mi, że koniecznie muszę polubić piwo, bo jego nerka bardzo jest do niego przyzwyczajona! Od przeszczepu minęły cztery lata i nerka chyba już od piwa odwykła, bo ja się do niego jakoś nie mogę przekonać. Ale inne rzeczy lubię, tak samo jak mąż...
– To może brzmieć śmiesznie, ale od czasu przeszczepu często się zdarza, że jednocześnie mamy ochotę na to samo – rzuca Paweł. – Albo równocześnie zaczynamy mówić te same słowa. Jak bliźniaki – dodaje Kasia. – Wspólna nerka jeszcze bardziej nas zbliżyła. Nerka i dziecko, bo dzięki decyzji Pawła mogłam wrócić do zdrowia i spełnić moje największe marzenie – w sierpniu 2005 r., trzy lata po przeszczepie, urodziłam naszego synka, Wojtusia. Ważył 2,080 kg, przyszedł na świat w 36. tygodniu ciąży, ale lekarka tłumaczyła, że to normalne, że kobiety, które przeszły transplantację, nie mogą donosić ciąży do końca.
Czternastomiesięczny berbeć nie potrafi jeszcze włączyć się do rozmowy, ale cały czas przypomina o swojej obecności. Na kolanach przemierza gładką podłogę, łapie rodziców za nogi i wyciąga rączki, domagając się wsparcia w niekończącej się wędrówce po pokoju. Od kolorowego kosza z zabawkami do telewizora, od telewizora do kanapy, z kanapy do traktora, który piszczy, terkocze, burczy i prowokuje Wojtka do radosnego chichotu.
– Gdyby nie moja choroba, Wojtuś byłby naszym trzecim dzieckiem, bo dwoje poprzednich straciliśmy – mówi Katarzyna. – Ale nie będzie miał rodzeństwa, kolejna ciąża byłaby zbyt ryzykowna.
Mąż postawił na swoim
Kasia nie wie, kiedy zachorowała. – To dlatego, że panicznie boję się wszelkiego kłucia, szczególnie pobierania krwi. Kiedy w 1987 roku robiłam badania okresowe, wszystko jeszcze było w porządku. Dopiero rok po naszym ślubie, w lecie 1993, zachorowałam na anginę, która uaktywniła przewlekłą niewydolność nerek, ostrą nefropatię typu IGA, bardzo wredną w leczeniu. Po dwóch latach kuracji wyniki badań nie pogarszały się. Kasia przyznała się lekarzom, że marzy o dziecku. – Pozwolili mi spróbować, chociaż ostrzegli, że choroba może przyspieszyć i wyląduję na dializach. Bałam się, ale chciałam spróbować. Zaszłam w ciążę. Przez trzy miesiące wszystko było w porządku, a potem... raptowne pogorszenie, doraźne dializy. W 23. tygodniu ciąży urodziłam synka. Ważył niespełna pół kilograma. Żył cztery godziny...
– Strasznie to przeżyliśmy, a choroba Kasi pogłębiła się, potrzebne były regularne dializy – mówi Paweł.
– Lekarze wspominali o przeszczepie, ale... – Kasia zawiesza głos. – Musiałabym czekać pół roku, żeby trafić na koniec listy kandydatów do transplantacji. Wtedy Paweł powiedział, żebym wzięła jego nerkę. Nie chciałam. Bałam się o niego. Ale się uparł, przekonywał mnie, że nie potrzebuje dwóch nerek, tylko potrzebuje mnie.
Szczęśliwy finał długich starań
Operacji podjęli się lekarze z warszawskiego szpitala na Wołoskiej. Dzięki nim ostatnią noc przed operacją małżonkowie spędzili na jednej sali. Cały czas rozmawiali o tym, jak będzie wyglądało ich życie, jak będzie wspaniale, cudownie, i wreszcie – normalnie. Nie brali pod uwagę tego, że coś może się nie udać... Rano pielęgniarki zabrały Pawła na salę operacyjną. Kasia czekała 20 minut na swoją kolej i to były najgorsze minuty jej życia, tak bardzo bała się o męża. Kiedy wybudziła się z narkozy, prawie skakała na łóżku, żeby zobaczyć, jak on się czuje. A on bardzo powoli dochodził do siebie. – Widocznie mojemu organizmowi nie spodobało się, że mam wolne miejsce w środku – żartuje Paweł.
Po roku zaczęli się starać o dziecko. Kasia za zgodą lekarzy odstawiła jeden z leków immunosupresyjnych. Zaszła w ciążę, ale płód obumarł. Lekarze powiedzieli, że po trzech miesiącach mogą znów spróbować. Paweł nie chciał. – Bałem się o Kasię, że się załamie, jeśli znowu nam się nie uda, że jej stan zdrowia się pogorszy. I wtedy... zaszła w ciążę. Po 36 tygodniach urodziła Wojtka.
– Dostałam od męża szansę na nowe życie, największy dar, jaki jeden człowiek może ofiarować drugiemu – mówi Katarzyna. – Przeszczep rodzinny połączył nas jeszcze bardziej.
– To nie była trudna decyzja – uśmiecha się Paweł. – Potrzeba było do niej trzech rzeczy: zgodności tkankowej, dobrej woli i miłości. A miłość... pokona wszystko.
Wszystko zostaje w rodzinie
Dr Marek Pacholczyk, chirurg ogólny, transplantolog kliniczny:
- W Polsce najczęściej przeszczepia się organy pobrane ze zwłok, oczekiwanie na dawcę trwa około roku. Dawcy rodzinni – krewni, bliscy emocjonalnie, zgłaszają się najczęściej w przypadku dzieci. Muszą mieć tę samą, główną grupę krwi, muszą być absolutnie zdrowi, przejść przez wiele dokładnych, bardzo skrupulatnych badań. Narząd pobrany od żywego dawcy jest najlepszy – jest nieuszkodzony, prawidłowo ukrwiony, natychmiast podejmie pracę.
Przeszczepy na wagę życia
Po raz pierwszy przeszczepiono nerkę w USA w 1954 r. (organ pobrano wówczas od brata bliźniaka chorego). W Polsce dokonano pierwszego przeszczepu w 1965 r. (nerka pochodziła ze zwłok). Trzy lata później przeszczepiono pierwszą nerkę pobraną od dawcy żywego. Co roku w Polsce dokonuje się około tysiąca przeszczepów nerek pobranych ze zwłok i niespełna 30 pobranych od dawców żywych. Dawcami są najczęściej krewni osób chorych, rodzice, rodzeństwo, rzadko współmałżonek. Na liście oczekujących jest kilka tysięcy osób.
Agata Bujnicka
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!