Tylko on jeden cudem ocalał

Na wystawę gołębi w katowickiej hali wyruszyli z radością – mama, tato i ich dwóch synów. Do domu wrócił jeden przerażony chłopiec.
/ 06.04.2006 06:43
W ciszy ogromnej, chwytającej za gardło, tonie dom Gabrieli i Jana Knosalów w Polskiej Nowej Wsi pod Opolem. Latami, na ile grosz pozwalał, remontowali go, upiększali, pielęgnowali – dla dzieci. Dla swojej trójki. Teraz dzieci Knosalów – 19-letnia Ewa i 9-letni Marek snują się po pustym domu jak cienie.

W przedpokoju stoją rzędem buty. Mamy, taty, Tomka... Stoją tak, jak je zostawili w tamtą sobotę. W kominku dwa nadpalone polana. Przed kominkiem kosz z drewnem, który tato przyniósł tuż przed wyjazdem na wystawę. Na podłodze w jadalnym kłębki choinkowych lampek. Mama choinkę rozebrała, lampki miała schować po powrocie... Wszystko tu jakby zastygło w oczekiwaniu na domowników.
– Wrócimy o osiemnastej! Najpóźniej! – mama zawołała do Ewy, uczącej się w pokoju na piętrze.
– Wesołej zabawy! – odpowiedziała. I tyle. I już nic więcej. I na próżno by pytać: Panie Boże, dlaczego?

Tam wszystko ku życiu biegło
Za dnia Ewa z Markiem trochę są u siebie, a trochę u dziadków, w tej samej wsi, półtora kilometra dalej. U nich jedzą i u nich zostają na noc. Wrócili już do swoich codziennych zajęć. Ewa jest na pierwszym roku politechniki opolskiej, na kierunku edukacja techniczno-informatyczna. Marek w drugiej klasie podstawówki. W tej szkole ich mama była sekretarką od 17 lat. Nie ukryło się przed nią żadnej gorszej oceny. – Ale też nie było takiej potrzeby, bo dzieci zdolne i dobrze się uczą – chwali wnuków dziadek, Helmut Soppa, ojciec Gabrieli. Rodzice Jana od dawna nie żyją.
I Soppowie, i Knosalowie stąd pochodzą, od pokoleń wrośnięci w śląską ziemię i tradycję katolicką. Mało kto w ich wsi – zadbanej, wypucowanej na zachodnią modłę – utrzymuje się z rolnictwa. Odkąd zabrakło pracy na miejscu, połowa żywicieli rodzin w Niemczech zarabia na coraz ładniejsze domy i meble.
Jan Knosala też od dziesięciu lat w Berlinie jako elektryk pracował. Na każdy weekend był w domu.
– Zięć miał złote ręce i pomyślunek precyzyjny – mówi pan Helmut, demonstrując rozsuwane drzwi z salonu do jadalnego. – Janek sam zrobił...
Gabrysia też nie usiedziała bezczynnie. Ogródek pielęgnowała, zasłony i firany uszyła, sukienkę mamie przerobiła...
– O, ten stół na 30 osób dopiero niedawno kupili – Urszula Soppowa wygładza niewidzialną zmarszczkę na obrusie. – Lubili gości. Każdemu byli przychylni, nikomu nie odmówili pomocy... Tam wszystko u nich ku życiu biegło. Najchudsze lata mieli za sobą, okrzepli finansowo, dzieci odchowali... I po co oni tam pojechali?

Proszę cię, nie pytaj o nic...
Jan kochał gołębie. Dla nich kradł wolne chwile. Karmił, podziwiał, uczył latać. Zarażał uczuciem do ptaków swoich synów. Tomek mógł nie wychodzić z gołębnika. Naśladując ojca, stawał tak jak on i przysłaniając ręką oczy, obaj wpatrywali się w niebo za latającym stadem. Marek wolał naprawiać z tatą auto. Trzymał narzędzia, pomagał wkręcać śrubki... Kiedy taty nie było, opiekował się bratem. Tak jak się należało, bo to starszy pomaga młodszemu, a silniejszy słabszemu. Czasem się z bratem kuksowali i kłócili o zabawki, ale szybko się godzili.
Ewa nie wie, co zmieniło plany rodziców. Słyszała, jak bracia cieszyli się, że jadą na wystawę gołębi, a potem do aquaparku w Tarnowskich Górach. Atrakcje wodne miały być dla Tomka dodatkowym prezentem urodzinowym. Czuł się taki ważny, zaprosił na niedzielne przyjęcie kolegów z zerówki, kuzynów, dziadków...
Ewa wie to, co później opowiedział Marek. Wolno, cedząc słowa. Kiedy jeszcze później chciała usłyszeć więcej, brat powiedział: Proszę cię, nie pytaj mnie o to... I Ewa już nie pytała.
Najpierw pojechali do parku wodnego, a potem na wystawę. W hali było dużo ludzi. Chodzili, oglądali gołębie. Mama mówiła, żeby już wracać, bo robi się późno. Trzymali się razem. Byli już przy wyjściu, ale tato jeszcze się wrócił, żeby kupić Tomkowi gołąbka na urodziny. Tego, który tak mu się spodobał. Tomek poszedł z ojcem.
Marek: – Czekaliśmy na tatę i Tomka... Wszystko się waliło... Zrobiło się ciemno. Ludzie krzyczeli. Mama była ze mną, a potem już jej nie było. Zacząłem uciekać...
– Gdyby zięć się nie wrócił... gdyby córka uciekała... – pani Urszula powtarza po raz kolejny, jakby słowa mogły nabrać mocy sprawczej, jakby miały cofnąć czas.
Czy zabrakło im jednej minuty do życia? Czy to matka krzyknęła: Uciekaj! Pobiegła w ciemność ratować męża i drugie dziecko? Tak mogło być. I tak pewnie było.

Przez całą noc tliła się nadzieja
Znajomi zadzwonili do Ewy po osiemnastej. Czy słyszała o katastrofie? Nie zaniepokoiła się. Sądziła, że rodzice z braćmi są już w drodze do domu. Wiedziała, że na wystawie mieli być za dnia, a tu już całkiem ciemno.
Minęła godzina, nie wracali. Włączyła telewizor i na ekranie zobaczyła... Marka. Dwóch ratowników wyciągało go z czarnej dziury. Boże! Gdzie rodzice? Gdzie Tomuś? Nie docierały do niej informacje o zabitych, o rannych...
Dziadkowie telefonowali po rodzinie i znajomych na Śląsku. Znajomi znaleźli auto Jana na parkingu pod halą. – Już wiedziałem! Oni byli w tym piekle! – 70-letni Helmut Soppa chwyta się za serce. – Ale przez całą noc tliła się w nas nadzieja...
Pod numerem telefonu podawanym przez media nikt niczego nie wiedział. Rodzina i znajomi jeździli po szpitalach. Późnym wieczorem odnaleźli Marka. Miał tylko zadrapania na rękach i nodze. Prosił lekarzy, by odszukali jego rodziców i braciszka. Podał dane i rysopisy. Lekarze nie mieli odwagi powiedzieć małemu chłopcu, że jego najbliższych nie ma już na tym świecie.
W niedzielę rano dziadkowie odebrali Marka ze szpitala. – Tylko on jeden cudem nam ocalał, na pociechę... – mówią teraz przez łzy.
W południe dostali dwa numery telefonów. Pod jednym, w Chorzowie, usłyszeli, że Gabriela nie żyje. Pod drugim, w Siemianowicach, że Jan i Tomek zginęli. A potem trzeba było rozpoznać ciała, podpisać papiery, załatwić formalności... Co można wiedzieć o ich bólu i rozpaczy?
Cała Polska Nowa Wieś pogrążyła się w czarnej żałobie. Ksiądz proboszcz modlił się o siłę, by godnie odprawić ceremonię pogrzebową. Kiedy obok siebie ustawiono trzy trumny, przez kościół przebiegł jeden wielki szloch. Gabriela – 42 lata. Jan – 45 lat. Tomek – 7 lat.


I nie wiemy, co począć dalej
Gabrysia co rano wpadała do rodziców po drodze do pracy. Przywoziła im świeży chleb i pączki do porannej kawy. Radosna, pełna energii, ich podpora i szczęście.
Jan był na każde zawołanie, wspomagał przy cięższych pracach w domu i ogrodzie, przywiózł, zawiózł, pożartował.
Tomeczek miał taki słoneczny uśmiech. Tydzień przed tamtą sobotą, na Dzień Babci i Dziadka, zrobił laurkę, tak jak Marek. – Sam naklejał kwiatki i przyszywał guziczki – wspomina brat. „Najlepsze życzonka, jasnego w życiu słonka, smutków małych jak biedronka i szczęścia wielkiego jak smok życzy wnusio Tomasz”... – babcia czyta łamiącym się głosem to, co przedszkolanka napisała w jego imieniu. – Nie umiał jeszcze pisać...
Dziadkowie martwią się o Ewę i Marka. – Niedługo i nas zabraknie – mówią. – Kto im wtedy pomoże?
Dzieci dostały rentę rodzinną i dodatek z tytułu sieroctwa. Razem 1200 złotych, na dwoje. Na jedzenie, ubranie, książki, miesięczne opłaty... A na samo ogrzanie domu zimą potrzeba 5 tysięcy.
Nie otrzymali obiecywanych przez władze rent specjalnych. Z żadnej akcji charytatywnej nie dostali pieniędzy. Firma Alianz, ubezpieczająca halę, na razie powiadomiła, że wypłaci jednorazowo po 10 tysięcy. – Otrzymuję serdeczne listy i telefony z różnych stron kraju – oznajmia dyrektorka szkoły. – Uczniowie przysyłają po 500, 600 złotych...
Soppowie się nie skarżą, ale nie wiedzą, co począć dalej.
Ewa czasem myśli, że to wszystko to tylko jakiś straszny sen. Że zaraz się obudzi... Że usłyszy śmiech mamy, żarty taty, wrzask braci... Że ich dom znów zacznie żyć.
Marek jest pod opieką psychologa. Rodzice kolegów ciągle zapraszają go do siebie, żeby nie bawił się sam
. Marek mówi: – Na przerwach idę sobie blisko sekretariatu... Mama tam zawsze była... ale teraz drzwi są zamknięte. 90 gołębi Jana Knosali kupili sąsiedzi. Dla wszystkich nie starczyło.

Zdzisława Jucewicz

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!