Nienarodzonej jeszcze córeczce nadała imię Duha, co w języku arabskim oznacza światło, jasność. Bo miała być jej drogowskazem na przyszłość. Jasnym jak wschód słońca w rodzinnym Sudanie, kiedy mułłowie wzywają na pierwszą modlitwę.
Chcę podziękować pasażerom
Sulafa nawet w najśmielszych snach nie przypuszczała, że przyjście na świat Duhy będzie głośne na całą Polskę. Kilka dni wcześniej, podczas ramadanu, modliła się o lekki i łatwy poród. – I go wyprosiłam! Byłam w takim szoku, że nie czułam żadnego bólu! – uśmiecha się triumfalnie.
Tamtego dnia Sulafa jak zwykle pracowała (jest agentką w biurze nieruchomości). Właśnie wracała ze spotkania z klientem i biegła na pogawędkę z przyjaciółką. – Nie czuję się dobrze, coś kłuje mnie w brzuchu, ale herbatę z tobą wypiję – oznajmiła jej przez telefon i wsiadła do tramwaju linii 33. Na drugim przystanku odeszły jej wody. Podróżni natychmiast ruszyli z pomocą. Ktoś wezwał pogotowie, ktoś poprosił motorniczą, by się zatrzymała, ktoś wyprosił pasażerów z tramwaju. – Podeszła do mnie dziewczyna i spytała, czy chciałabym, żeby trzymała mnie za rękę. Tyle dzieci urodziłam, ale nikt wcześniej nie proponował mi czegoś takiego! – mówi Sudanka. Druga z pasażerek pomogła jej rozłożyć na podłodze płaszcz. – Nie wiem, kim były te panie, ale za waszym pośrednictwem chciałam im bardzo podziękować – mówi Sulafa.
Sulafa poczuła dwa skurcze. Przy pierwszym wyszła główka Duhy, po drugim dziewczynka była już na świecie. Kobieta owinęła ją w chustę i podała mamie. Pępowinę odciął już lekarz pogotowia.
Jeszcze tego samego wieczora w szpitalu u obu Sudanek gościł prezydent Marcinkiewicz oraz dziennikarze. Duha dostała prawo do bezpłatnych przejazdów środkami komunikacji miejskiej w Warszawie. Pozostałe dzieci Sulafy też będą podróżować za darmo do 18. roku życia. Prezydent obiecał, że pomoże rodzinie załatwić polskie obywatelstwo i mieszkanie.
Sudańska miłość zaczęła się w Polsce
Z Sulafą i jej rodziną spotykamy się kilka tygodni później. Uśmiechnięta, zabójczo zgrabna mama szóstki dzieci żyje na pełnych obrotach. Jak mówi, w ciągu dnia ma dwie godziny szczytu – rano, gdy dzieci trzeba odprowadzić do szkół i przedszkola, i po południu, kiedy trzeba je stamtąd odebrać, nakarmić i przypilnować, by odrobiły lekcje.
Po narodzinach Duhy zapowiedziała mężowi, że od tej pory będą wspólnie zajmować się szóstką dzieci. Dlatego on musi pracować mniej, najlepiej tylko w weekendy, mimo że jest cenionym kucharzem. I choć Ihaba nie ucieszyła decyzja żony, to zastosował się do niej. – A miałem wyjście? – rozkłada ręce Ihab, przyznając, że w domu ostatnie słowo zawsze należy do Sulafy.
Oboje pochodzą z Sudanu, ale poznali się dopiero w Polsce. 17 lat temu, na studiach medycznych w Łodzi. Na początku byli tylko przyjaciółmi. Sulafa miała chłopaka Sudańczyka, Ihab wolał Polki. – Twierdził, że nigdy nie będzie miał żony z Sudanu, ale los sprawił, że się w sobie zakochaliśmy – śmieje się Sulafa. Po trzech latach wzięli ślub. Rodzice chcieli, by odbył się w Sudanie, oni jednak woleli Polskę. – Stąd imię naszego pierwszego dziecka to Inat, co po arabsku znaczy upór – tłumaczą. Dziś Inat jest już 12-letnim mężczyzną. Dwa lata później przyszła na świat At, czyli obietnica, bo Sulafa obiecała sobie, że już więcej dzieci mieć nie będzie. Chciała studiować, ale ponieważ przerwała naukę, cofnięto jej stypendium. Musiała więc razem z mężem szukać pracy, aby utrzymać rodzinę, która stale się powiększała. Po Inacie i At na świat przyszedł Rat, czyli grzmot, potem Rua – wizja. Trzy lata temu urodził się Muhab – „człowiek od trudnych zadań”.
Macierzyństwo to nic wobec małżeństwa
Nie żyje się im łatwo, ale Sulafa jest optymistką. Jak mówi, najlepiej sprawdza się w działaniu. Nie wyobraża sobie, że mogłaby nic nie robić, dlatego już planuje przyszłość. Przede wszystkim żadnych dzieci więcej. – Sześcioro wystarczy i zrobię wszystko, żeby tak było – mówi stanowczo. W Sudanie nikogo nie dziwią wielodzietne rodziny. – Ale ja nie umiałabym już tam żyć. Nauczyłam się głośno mówić to, co myślę, a tam musiałabym rządzić po kryjomu – żartuje. Uważa, że większym wyzwaniem dla kobiety jest małżeństwo niż macierzyństwo. – Dzieci sama sobie wychowujesz, a jak wychować dorosłego człowieka? – pyta ze śmiechem.
Za rok, kiedy Duha już podrośnie, Sulafa chciałaby zacząć naukę. Najlepiej coś związanego z nieruchomościami, negocjacjami i zarządzaniem. – Uważam, że mama musi być mądra, żeby dzieci były mądre – całuje śpiącą Duhę w czoło. – My, muzułmanie, wierzymy, że skoro Bóg dał nam dzieci, to pomoże nam je utrzymać. Ale tylko pomoże... Po pierwszej chwili zwątpienia uwierzyłam, że poradzimy sobie z szóstką dzieci. Przecież są naszym największym skarbem – Sulafa uśmiecha się do męża.
Anna Grzelak
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!