BDD - myślę, że jestem szpetna...

kobieta, lustro, uroda
Nie cieszą pełne podziwu męskie spojrzenia. Mimo swego piękna chcą poprawiać wygląd. A to i tak nie pomoże...
/ 13.05.2008 15:27
kobieta, lustro, uroda
Magda ma 23 lata. Od dwóch lat prawie nie wychodzi z domu. Boi się, jak ludzie zareagują na widok jej zdeformowanej twarzy. Godzinami ogląda swój skrzywiony nos, obwisłe policzki i oczy, z których jedno osadzone jest zdecydowanie niżej od drugiego. Magda ma już za sobą kilka serii zabiegów u najlepszego dermatologa w mieście. Nie stać jej na kolejne kuracje, ponieważ nie pracuje. Po pierwszym roku przerwała studia. Nie była w stanie uczęszczać na zajęcia. Czuła, że wszyscy się na nią gapią. Zamiast robić notatki, spoglądała ciągle w kieszonkowe lusterko i coraz mocniej zakrywała się szalikiem.
Uwaga! Magda jest piękną dziewczyną. Ma twarz o klasycznych rysach. Uroku dodają jej wielkie ciemne oczy. Zawsze miała ogromne powodzenie. I co z tego... Jest chora na BDD.

Fałszywa próżność
BDD (skrót od angielskiego Body Dysmorphic Disorder) jest chorobą objawiającą się zaburzonym obrazem własnego ciała. Jej polska nazwa to dysmorfofobia, czyli "lęk przed brzydotą". Chorzy na BDD są przekonani, że szpeci ich jakiś istotny defekt. W rzeczywistości wady albo nie istnieją wcale, albo są mocno wyolbrzymione, np. zalotny pieprzyk nad wargą postrzegany jest jak znamię pokrywające połowę twarzy. Na nic nie zdadzą się zapewnienia, że to tylko mała urocza kropka. W przypadku BDD problemem nie jest bowiem to, co można zobaczyć w lustrze, lecz myśli chorego.
Wbrew pozorom BDD nie jest wcale rzadkim, egzotycznym zaburzeniem – dotyka jedną na pięćdziesiąt osób. To tylko szacunkowe dane, bo wielu chorych po prostu wstydzi się szukać pomocy u specjalisty. Boją się, że – tak jak otoczenie – uzna ich problem za przejaw próżności. Tymczasem BDD można łatwo odróżnić od kaprysów. Przede wszystkim w przypadku tej choroby problem nie znika wraz z poprawieniem wyglądu. Mimo kolejnych zabiegów czy nawet operacji plastycznych nie udaje się pozbyć "defektów". Chorzy popadają w obsesję. Nie są w stanie na dłużej się nad czymś skupić, bo wciąż analizują szczegóły swojego wyglądu. Nieustanne zamartwianie się wywołuje stres i stany lękowe oraz uniemożliwia prowadzenie normalnego życia.

Lustereczko, powiedz przecie
Chorzy na BDD najwięcej zastrzeżeń mają przeważnie do swojej skóry i włosów. Przejmują się każdym najdrobniejszym pryszczem czy pieprzykiem. Niezależnie od rzeczywistej kondycji cery wydaje się im ona zbyt różowa, cienka, za tłusta, a wyimaginowane zmarszczki doprowadzają ich do prawdziwego obłędu. Dokładnej obserwacji poddawane są także inne części ciała, jak chociażby uda, brzuch, a nawet palce u stóp. Aby sprawdzić, czy "defekt" nie pogłębia się, osoby cierpiące na BDD stale kontrolują swój wygląd. Do typowych zachowań należy nieustanne dotykanie skóry i zadręczanie bliskich pytaniami o własną atrakcyjność. Niestety, żadne pochwały nie są w stanie zmniejszyć obaw.
Chorzy co chwila spoglądają w lustro, a idąc ulicą, przeglądają się w każdej wystawie sklepowej. Zdarza się także, że popadają w drugą skrajność – tak bardzo brzydzą się swoim wyglądem, że nie mogą na siebie patrzeć. Usuwają więc z domu wszystkie lustra, zasłaniają okna i niszczą swoje zdjęcia.

Uroda spod skalpela
Chorzy na BDD są w stanie zrobić wszystko, byle tylko poprawić swój wygląd. Problem w tym, że jakichkolwiek zmian nie dokonaliby w swoim ciele, wcale nie czują się lepiej. Wiele stałych klientek salonów piękności i chirurgów plastyków to właśnie ofiary dysmorfofobii. Niektórzy lekarze, widząc klientkę, która po raz piąty z rzędu zgłasza się na operację nosa, zamiast umawiać się na zabieg, odsyłają ją do psychologa. Niestety, nie wszyscy są tak uczciwi. Dlatego co roku kobiety z zaburzonym obrazem własnego ciała wydają miliony na operacje plastyczne, kuracje u ortodontów, dermatologów, kosmetyczek i fryzjerów.
Tym, których nie stać na wizyty w drogich klinikach, pozostają domowe metody poprawiania urody. I nie chodzi tu bynajmniej o robienie odżywczych maseczek. Nieleczone BDD może prowadzić do poważnych uszkodzeń ciała. Chorzy, nie mogąc znieść swoich wyimaginowanych defektów, nierzadko postanawiają radzić sobie z nimi na własną rękę. Do szpitali co roku przywożone są kobiety, które same próbowały usunąć denerwujące je znamię lub wygładzić zmarszczki, a nawet samodzielnie dokonać liposukcji lub wszyć w piersi implanty. I chociaż do takich zachowań dochodzi bardzo rzadko, to fantazja chorych w kwestii poprawiania własnego wyglądu nie zna granic. Na ostry dyżur przywieziono na przykład kiedyś kobietę z silnym uczuleniem wywołanym kąpielami w samoopalaczu. Do terapeutów coraz częściej zgłaszają się pacjentki, które wytatuowały sobie całe ciało albo ciągle wybielają i tak już bardzo jasną cerę.

Tajemniczy początek
Nadal nie wiadomo, co dokładnie powoduje BDD. Jedna z teorii skłania się ku poglądom Zygmunta Freuda i szuka początków zaburzeń w dzieciństwie. Zdaniem psychoanalityków, jeżeli małe dziecko nękają przez dłuższy czas negatywne uczucia, takie jak np. poczucie winy lub wstyd, to ta osoba później, w okresie dojrzewania, może próbować radzić sobie z nimi na swój sposób. Efekt? Oddziela emocje od ich przyczyn i winy wszystkich problemów doszukuje się we własnym ciele.
Wielu psychologów za zaburzony obraz ciała wini kulturę, w której żyjemy. Kolorowe magazyny, billboardy oraz programy telewizyjne pełne są pięknych, szczupłych i wiecznie uśmiechniętych kobiet. Wiele osób porównuje się ze swoimi idolami, a takie porównanie rzadko wypada korzystnie. To powoduje frustrację. Mało która kobieta bierze pod uwagę fakt, że wygląd gwiazd jest efektem pracy sztabu specjalistów. Widziany na zdjęciu czy w teledysku efekt chcą uzyskać w rzeczywistości. To między innymi dlatego programy typu "Chcę być piękna" przyciągają na castingi tłumy chętnych. W Stanach Zjednoczonych rekordy popularności bił program upodabniający jego uczestników do wybranych gwiazd filmowych. Tysiące młodych kobiet rywalizowało o biust Pameli Anderson czy uśmiech Julii Roberts.
Niby nic dziwnego. Większość z nas ma bowiem swoich idoli. Problem zaczyna się wtedy, gdy kobiety uważają się za nieatrakcyjne i nic nie warte tylko dlatego, że nie mają urody gwiazd.
Coraz bardziej popularna staje się także teoria upatrująca przyczyn BDD w zmianach chemicznych, które zachodzą w mózgu. U chorych na BDD zaburzone jest wytwarzanie serotoniny (hormonu szczęścia). Z tego powodu mogą oni częściej odczuwać negatywne emocje, takie jak smutek, wstyd czy złość. Rozregulowanemu wytwarzaniu serotoniny towarzyszą przeważnie zaburzenia neurologiczne, wtórnie mogą też występować schorzenia skórne o podłożu nerwowym (np. pokrzywki). To zaś jeszcze bardziej nasila chorobę i koło się zamyka.

Po receptę na urodę
Chociaż wśród naukowców wciąż nie ma zgody co do przyczyn BDD, jedno nie ulega wątpliwości – chorobę trzeba leczyć! Dysmorfofobia niszczy bowiem zarówno życie prywatne, jak i zawodowe. Osoby, które wstydzą się własnego wyglądu, bardzo często zamykają się w czterech ścianach. Zajęci rozmyślaniem o każdym, nawet najmniejszym mankamencie swojej urody, nie potrafią skupić się na żadnej innej sprawie. Narastające wyobcowanie, poczucie bezsilności i strach mogą w końcu doprowadzić do samobójstwa.
Dlatego chorzy na BDD powinni jak najszybciej zgłosić się do specjalisty.

Choroby zniekształcające postrzeganie swojego ciała:

- Anoreksja i bulimia – w obu przypadkach chory skupia się na wadze i wymiarach ciała. Uważa, że jest gruby, nieatrakcyjny. Aby schudnąć, ćwiczy ponad siły i stosuje wyniszczające diety. Mogą być one przeplatane napadami obżarstwa. Po nich chory wywołuje wymioty i stosuje środki przeczyszczające.
- Tanoreksja – ci, którzy na nią cierpią, są przekonani, że człowiek atrakcyjny musi być opalony. Tanorektyk, niezależnie od tego, jak byłby śniady, uważa, że jest zbyt blady. By to zmienić, spędza godziny na solarium. Nałóg ten niszczy skórę – staje się słaba, cienka i dużo szybciej się starzeje. Efektem nieleczonej tanoreksji bardzo często jest rak skóry.
- Bigoreksja – dotyczy głównie mężczyzn. To obsesja na punkcie rozbudowywania muskulatury. Bigorektyk ciągle mierzy swoje ciało i porównuje z wymiarami mistrzów kulturystyki. Jeśli przyrost masy mięśniowej nie jest dostatecznie szybki (a przeważnie nie jest), chory przeżywa silny stres i stany lękowe. Naraża swoje życie i zdrowie, aby zwiększyć obwód bicepsów. Przeważnie zaniedbuje pracę oraz życie prywatne i całą energię poświęca ćwiczeniom na siłowni. Sięga też po sterydy anaboliczne. Te zaś prowadzą do zaburzeń hormonalnych, uszkodzeń nerek i wątroby, impotencji, chorób serca, a nawet śmierci. Bigorektyk może rozbudować mięśnie do karykaturalnych wręcz rozmiarów, ale nawet wówczas uważa, że wygląda jak cherlak.

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA