Organizatorka pokazu Aleksandra Wiśniewska na pomysł urządzenia imprezy dla puszystych dziewczyn wpadła trzy lata temu razem z przyjaciółką Joanną Merkur podczas wspólnych zakupów.
– Kiedy w jednym ze sklepów usłyszałam, żebym czegoś tam nie przymierzała, bo szwy się rozejdą, nie wytrzymałam i postanowiłam pokazać, że grubi to też klienci i im także należy się prawo do zakupów – wspomina. Dziś takie pokazy Aleksandra z Joanną organizują we Wrocławiu co roku.
Modelek poszukują na ulicach, przez znajomych oraz przez fora internetowe dla grubych. – Oczywiście na samym początku uderzyłyśmy do agencji modelek, ale okazało się, że w Polsce nie ma takich, które by zatrudniały dziewczyny noszące ubrania powyżej rozmiaru 42.
Ola zajęła się nie tylko stroną wizualną pokazów (sama jest artystką), ale także ich organizacją. Namówiła do bezpłatnego wypożyczenia firmy produkujące ubrania w dużych rozmiarach. Znalazła też sponsorów, którzy opłacili wynajęcie sali w hotelu, oprawę muzyczną oraz fryzjerów i makijażystki. Było to konieczne, bo wstęp na pokazy jest bezpłatny, a nazwa imprezy „500 tysięcy karatów” to nie wartość prezentowanej na niej biżuterii, tylko średnia waga modelek. Jeden karat (jednostka stosowana wyłącznie do pomiaru masy kamieni szlachetnych) to 0,2 grama. Jak więc nietrudno wyliczyć, dziewczyny ważą po sto kilogramów. Średnio, bo są lżejsze, ale są i takie, których waga dochodzi do 130 kilogramów.
– Tyle szczęścia naraz! – drobny, starszy pan w szarym garniturze wzdycha, gdy na wybiegu pojawia się Kasia w przezroczystym staniku i zalotnie rozciętej spódniczce.
– To chyba rozmiar G! – 40-latek nie może oderwać oczu od piersi Agnieszki w białym gorsecie.
– Jak prostytutki – nie kryje oburzenia jego sąsiadka.
Z gorsetem, w którym pokazywała się Agnieszka, był spory kłopot. Miała w nim wyjść Monika, ale okazał się na nią za mały. Na szczęście zgodziła się go założyć Agnieszka. Tyle że pierwszą i jedyną przymiarkę trzeba było zorganizować przed samym pokazem. Z gorsetu zaczęły odpadać perełki, a stringi (też obszyte perełkami) okazały się za duże. Modelka, choć odważna, po założeniu całości uznała: – Muszę mojego starego spytać, czy mi w takim czymś wyjść pozwoli.
Pozwolił. Za to Ola, córka Agnieszki, na widok mamy aż jęknęła: – O Boże! Na pokazie będzie dyrektor i przyjdą koledzy z mojej szkoły. Co oni sobie pomyślą?
Obok mnie na pokazie siedziała elegancka pani z jednej z firm produkujących pokazywane ubrania. Konspiracyjnie szepnęła do swojego towarzysza: – Niczego sobie ta płaszczyzna ekspozycyjna.
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że to nie o sali hotelowej, tylko o modelkach, choć płaskimi to ich raczej nie można by nazwać. Wszystkie bardzo kobiece i seksowne. Nawet w cywilu paradowały w dopasowanych bluzkach, spodniach i spódnicach. Makijaż, biżuteria i szpilki. Bez jakiegokolwiek zażenowania mierzyły odważną bieliznę i pokazywały się w niej.
Ola, choć na razie jest tylko widzem, zarzeka się, że za rok będzie już na wybiegu. Oczywiście, o ile nie schudnie. – Nie będę nigdy anorektyczką, jakimś wieszakiem. Koleżanki nazywają mnie "beka", ale się nie przejmuję – zapewnia. Nie do końca jej wierzę, bo ta ważąca 65 kilogramów 13-latka już przeszła jeden sanatoryjny turnus odchudzający.
Im bliżej samego pokazu, tym bardziej dziewczyny wyglądają na zdenerwowane.
– To jest naprawdę spory stres. Po wszystkim to już nawet się nie pamięta, jak to było – opowiada Bernadeta Wasiuta.
Najpierw dyskretnie, potem coraz bardziej otwarcie zaczyna się popijanie soku pomarańczowego z prądem: – Na rozluźnienie – tłumaczą. Podziałało, bo na wybiegu dziewczyny są pewne siebie, przechodzą powoli i utrzymują kontakt wzrokowy z widzami. Publiczność jest zachwycona.
Kształty są trendy
Wydawać by się mogło, że Aleksandra Wiśniewska wstrzeliła się w bardzo przyszłościowy rynek. Oficjalnie właśnie wraca moda na kobiece kształty. Coraz więcej agencji modelek umieszcza w swoich katalogach dziewczyny w rozmiarze size+, czyli jak to eufemistycznie się określa: "niechude". Legendą jest już 21-letnia Amerykanka Crystal Renn, która po trzech latach bycia modelką postanowiła przestać się katować dietami (w wieku 14 lat, by trafić na wybieg, musiała schudnąć blisko 20 kilogramów) i wróciła do swojego naturalnego wyglądu oraz rozmiaru 46. Dopiero wtedy zaczęła odnosić większe sukcesy. Podpisała kontrakty z kilkoma firmami produkującymi ubrania w rozmiarze size+ i wystąpiła na wybiegu na pokazie pret-a-porter Jeana-Paula Gaultiera wiosną 2006 roku.
Obok Crystal do "The Big League" (z angielskiego Wielka Liga), jak nazywa się w Stanach Zjednoczonych najbardziej popularne i rozchwytywane modelki noszące rozmiar 40 i większy, należą jeszcze: Ashley Graham, Kate Dillon i Barbara Bricner.
W świecie modelingu walka z chudością osiągnęła apogeum po śmierci Luisel Ramos, 21-letniej Brazylijki, która w trakcie pokazu dostała zawału serca i zmarła za kulisami. Wtedy to organizatorzy Madryckiego Tygodnia Mody wyprosili z wybiegów dziewczyny ważące mniej niż 56 kilogramów.
W trend walki z anorektyczkami na wybiegach wpisał się również sławny projektant Jean-Paul Gaultier, który entuzjastycznie zarzeka się, że "kobiety, które mają duży biust i zaokrąglone biodra, są ponętne, jeśli tylko same dobrze się z tym czują". Gaultier nie tylko mówi. Od roku organizuje pokazy mody z grubymi modelkami. Za Gaultierem szybko podążyli John Gulliano i marka Gucci Max, która pokazała na jesieni 2006 roku bieliznę w rozmiarach powyżej 46.
W poszukiwaniu informacji o modelkach w rozmiarze XXL dzwonię do znajomej z pisma o modzie i gwiazdach. – Dobrze trafiłaś – cieszy się. – Najnowszy amerykański "Vogue" cały poświęcony jest kształtom ciała i jest tu sporo o tych bardziej bujnych. Przeglądam więc "biblię mody" i okazuje się, że grubym modelkom poświęcono tylko 15 stron. Na pozostałych króluje rozmiar 32/34.
To tyle, jeśli chodzi o polityczną poprawność i umiłowanie kobiecych krzywizn w świecie mody, który przecież kształtuje masowe trendy. Rzeczywistość pozostaje taka, jak była: modelka (czyli kobieta) ma być chuda i basta. Agencje prezentujące size+ zajmują się głównie znajdowaniem hostess, a nie modelek. Crystal Renn sławę zdobyła dopiero po występie w programie Ophrah Winfrey i nadal (podobnie jak inne modelki z Wielkiej Ligi) nie ma najmniejszej szansy na okładkę "Vogue’a" czy "In Style’a".
Gucci chwali się tym, że wybieg (by wytrzymał większe obciążenie) wzmocniono stalowymi szynami. Gaultier po prostu podtrzymuje swoją sławę enfant terrible świata mody. W jego pokazach brali udział już tak niekonwencjonalni modele jak karły i mocno wytatuowani mężczyźni. Więc dlaczego by nie miały być także grube kobiety?
"Modę" na grubych tłumaczą jak zawsze pieniądze. Gdyby nie nagłaśniana plaga otyłości w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, gdzie już blisko 30 procent społeczeństwa ma poważną nadwagę, nikt by się dziewczynami w rozmiarze XXL (ich pieniędzmi) nie zainteresował.
Ale to i tak tylko pozory. Kilka lat temu w Stanach i Europie Zachodniej przeprowadzono badania porównawcze modelek, manekinów i kobiet. Okazało się, że modelki są o 23 procent szczuplejsze niż średnia młoda kobieta w danym kraju, a na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat zaobserwowano ciekawą tendencję – im społeczeństwo tłuściejsze, tym modelki i manekiny chudsze.
"Moda bywa sztuką z najwyższej półki. Czasem trzeba się dla niej poświęcić" – upiera się niemiecki projektant Karl Lagerfeld i zapowiada, że dla niego pracować będą tylko dziewczyny chude. Przytakuje mu Dominika z gazety o modzie: – Ubrania na pokazach naprawdę lepiej wyglądają na tych anorektycznych modelkach. Na kilkunastocentymetrowych szpilkach może i wyglądają na cyborgi, ale za to boskie cyborgi.
Choć kobiety z wrocławskiego pokazu niewiele mają w sobie boskości i nie są cyborgami, za kulisami ich rozmowy nie odbiegają od tego, co można usłyszeć na zwykłych pokazach mody:
– Chyba schudłaś?
– Tylko siedem kilo. A co, widać?
Oczywiście z pewnymi wyjątkami:
– A gdzie jest Jagoda?
– Nie będzie jej. Wyjechała do pracy do Anglii i schudła tam 17 kilo.
– Szkoda. To już jest za chuda na pokaz.
Dziewczyny zapewniają mnie, że zbyt duża waga nie jest dla nich żadnym problemem. – Nigdy nie brakowało mi powodzenia u facetów – zwraca uwagę jedna z modelek Hanna Kmiecik. Pod koniec pokazu Hanna obdarowała kwiatami dystyngowanego i niezaprzeczalnie przystojnego mężczyznę, który siedział w rzędzie przede mną. To był jej mąż.
Na fenomen powodzenia grubych kobiet u mężczyzn mają też wytłumaczenie psycholodzy: "Bujne kształty kojarzą się mężczyznom ze zmysłowością. Pulchna kobieta to dla nich miłośniczka przyjemności – nie ma zahamowań w jedzeniu, nie ma ich w seksie – twierdzi francuska psycholog Maryse Vaillant w swojej książce »Jak kochają kobiety?«. – Za to chuda kobieta często wydaje się mężczyznom narcystyczna, skupiona na sobie, a więc nieskora do seksu".
Kiedy po pokazie wracam do domu, na kolację zjadam tylko sałatkę. Dla siebie nad "cwałujące niebem prosięta obłoków" przedkładam afirmowane przez Szymborską "złote tło trzynastego wieku i srebrny ekran dwudziestego".
Tekst Sylwia: Czubkowska
Zdjęcia: Adam Lach
Współpraca: Damian Szymczak
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!