fot. Fotolia
Maltretowani mężczyźni – czy naprawdę istnieją?
W niektórych krajach, w tym również w Polsce, opinia społeczna nie wierzy w istnienie kategorii maltretowanych mężów. Jednakże psycholodzy, socjologowie i seksuolodzy w swoich badaniach systematycznie dokumentują przypadki mężczyzn całkowicie podporządkowanych prześladowczyniom. Przez wiele lat znoszą oni psychiczne i fizyczne cierpienia, upokorzenia i akty dyskryminacji ze strony żony lub partnerki.
Długie pozostawanie mężczyzn w traumatycznych i niebezpiecznych dla zdrowia związkach jest kwestią trudną do wytłumaczenia. Zazwyczaj bowiem mężczyźni ci nie oczekują wsparcia od innych ludzi, nie zrywają więzi małżeńskich, za to wyrażają niemą zgodę na długotrwałe krzywdzenie ich przez najbliższego człowieka.
Ten fenomen psychologii społecznej próbuje się wyjaśniać, porównując sytuację maltretowanego męża do położenia zakładnika przetrzymywanego przez terrorystów, a zwłaszcza do zachowania osoby, która doznała syndromu sztokholmskiego. Elementem wspólnym jest patologiczna więź ofiar ze sprawcami oraz zbliżone strategie postępowania uczestników obu rodzajów wydarzeń.
Zarówno terrorysta, jak i maltretująca żona starają się izolować ofiarę od jej otoczenia społecznego, a poza tym od czasu do czasu okazują jej gesty „wspaniałomyślności”. Wspólne przebywanie z ofiarą, jej całkowita uległość i sporadyczne wyrażanie wobec niej tak zwanych ludzkich uczuć stwarzają szansę nawiązania interakcji między stronami. Naprzemienność aktów maltretowania i wyrozumiałości, to jest wielokrotnie powtarzająca się gra emocjami osoby krzywdzonej, powoduje u niej głęboką dezorientację i nieumiejętność oceny postępowania dręczyciela.
Zobacz też: Jak rozpoznać syndrom maltretowanego męża?
Nie mogę uciec, więc kocham?
Można w tym kontekście wskazać pewną zasadniczą prawidłowość. Otóż ludzie, a przynajmniej wielu z nich, nie potrafią krzywdzić drugiego człowieka bez wcześniejszej jego dehumanizacji, a więc traktowania go jak przedmiotu.
Inaczej postępuje zagrożony utratą życia zakładnik: pragnie widzieć w swoim prześladowcy pozytywne cechy i racjonalizuje motywy jego postępowania. Również maltretowany mąż próbuje dostrzegać w swojej dręczycielce człowieka z jego charakterologicznymi i egzystencjalnymi trudnościami, usiłując patrzeć na żonę/partnerkę jako na kogoś bliskiego, w gruncie rzeczy podobnego do siebie. W jednej i drugiej sytuacji ofiara, nie mogąc uciec lub pokonać prześladowcy, decyduje się go „pokochać”.
Zbieżność między syndromem sztokholmskim a sytuacją maltretowanego męża oparta jest na poczuciu całkowitej bezradności ofiary. W obu przypadkach osoba krzywdzona żywi przekonanie, że nie może nic zrobić, i jednocześnie za wszelką cenę dąży do zwiększenia szans przetrwania. Jednym z rezultatów tej postawy bywa usłużność wobec napastnika, bezwarunkowe poddawanie się jego woli, czytanie w jego myślach i odgadywanie życzeń, a nawet aktywna jego obrona przed interwencją osób trzecich.
Długotrwale maltretowany mąż, podobnie jak zakładnik porywacza, znajduje się w psychologicznej pułapce, która w jego mniemaniu udaremnia wyjście z krytycznej sytuacji. Separację lub rozwód traktuje jako osobistą katastrofę. Zadaje sobie trud podtrzymywania nieudanego małżeństwa, wyżej ceniąc jego trwanie niż własne zdrowie i komfort psychofizyczny. Nie widzi też możliwości ułożenia sobie życia na nowo. Przede wszystkim dlatego, że nie wierzy, iż trafi na dobrą kobietę, z którą będzie potrafił zbudować spokojny i bezkonfliktowy związek.
Zobacz też: Czy mężczyzna może być ofiarą przemocy domowej?
Fragment pochodzi z książki „Przemoc stosowana przez kobiety” autorstwa M. Cabalskiego (Impuls 2014). Publikacja za zgodą wydawcy.
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!