Cudownie jest wiedzieć, że ktoś ma dla nas gotową receptę na to, jak się ubierać, by być lepszym i bardziej na czasie. Tylko co począć, kiedy ten ktoś wymaga od nas, żebyśmy wyglądali jak pajac?
Każdy z nas w mniejszym lub większym stopniu ulega modzie. Nie trzeba wcale prenumerować kolorowych czasopism, żeby wiedzieć, co jest modne, wystarczy po prostu spojrzeć na ulicę pełną ludzi. Charakterystyczną cechą mody jest to, że cały czas ewoluuje, zmienia się, zatacza kręgi, wciąż przyjmuje coś nowego, a coś odrzuca. Jest zależna od pory roku, miejsca i środowiska, i nie ma takiej rzeczy, która by kiedyś, gdzieś, nie była modna.
Moda ma to do siebie, że zwykle jest apodyktyczna i agresywna, co widać choćby w wyrażeniu "ostatni krzyk mody". Moda nigdy nie szepcze, nie proponuje, ale krzyczy "musisz to mieć!". I choć wrodzona nam chęć posiadania własnego zdania zapewne nie pozwoliłaby nam ulec żywej osobie, która by się tak do nas zwracała, z modą zazwyczaj nie potrafimy walczyć.
Ma to swoje dobre strony. Gdyby nie emancypantki masowo palące gorsety po pierwszej wojnie światowej, być może do tej pory tkwiłybyśmy w tych okropnych, ciasnych opakowaniach. Moda dostosowuje się do ludzkiego światopoglądu, cześć zatem i chwała rewolucji seksualnej, która uwolniła nas od przymusu noszenia długich sukien i pozwoliła nam odsłonić nogi czy założyć spodnie.
Czasem jednak moda idzie w kierunku, który niekoniecznie nam pasuje. I tutaj świat dzieli się na dwie grupy: tych, którzy podążają ślepo za tym, co nakażą projektanci i modelki oraz tych, którzy pozostaną przy własnym zdaniu. To pierwsze zwykle bywa łatwiejsze, to drugie może przysporzyć mniejszych lub większych kłopotów, kiedy inni zaczynają patrzeć na kogoś krytycznie, a w sklepach nie można znaleźć niczego dla siebie.
Pamiętam dobrze, co nosiło się w latach 90. w Polsce. Wszystko. Był to okres takich przemian, że mało kto myślał o tym, jak powinno się wyglądać. Spoglądam na zdjęcia ze szkoły i z rozrzewnieniem wspominam czasy trampek, zwężanych dżinsów, kolorowych koszul i bluz dresowych. Potem przyszedł XXI wiek i wszystko nagle zaczęło się zmieniać. Polska nabrała wreszcie śmiałości i dotarły do nas kolorowe pisma o modzie, masowo mnożyły się nowe sklepy i firmy odzieżowe, nagle moda stała się czymś istotnym. Zaczęto stawiać na kobiecość i seksapil, bluzki stały się krótsze i bardziej wycięte, spódnice krótsze, triumfalnie wkroczyły dżinsy biodrówki, obcisłe topy i buty ze szpicami.
Każda szanująca się kobieta, od dziesięciolatek po zaawansowany wiek średni, musiała paradować w dzwonach. Jeśli akurat chodziła do szkoły i miała pecha, bo jej rodzice uważali to za niepotrzebną bzdurę, była narażona na wyśmiewanie i ostracyzm społeczny. Dzieci zazwyczaj traktują poważnie zasady współżycia w grupie i jeśli ktoś bezpardonowo je łamie, wyróżniając się z tłumu, bywają zwykle bardzo okrutne. Tak też bywało w tych przypadkach. Któż z nas nie pamięta tych smutnych twarzyczek, samotnie wyglądających zza ławki, skazanych na wykluczenie z zabawy, z powodu starych bucików i niemodnych spodenek?
Czasy się jednak zmieniły, a moda wraz z nimi. Buty straciły swoje czubki i nagle wszystkim przestały się podobać seksowne szpilki, a kobiety rzuciły się zgodnie na wygodne baleriny z zaokrąglonymi noskami. Obecnie w sklepach można znaleźć i takie, i takie buty, ale modowe czasopisma zgodnie gloryfikują baletkowy trend. Zastanawia mnie, jak to możliwe, że ludzie potrafią tak szybko zmienić swoje zdanie i upodobania. Czy te buty w jednej chwili przestały być ładne? Co wyzwala w ludziach tak silną potrzebę kopiowania i podążania za trendami?
Ktoś mógłby powiedzieć: "A rób sobie, co chcesz, w końcu to twoja sprawa, jak się ubierasz". Niby tak, ale jak przejść obojętnie obok czegoś, co zostało zaliczone w najnowszym magazynie o modzie do kategorii "gorących letnich hitów" i akurat stoi przed oczami na witrynie sklepu? Jeśli jeszcze miała to na sobie jakaś znana gwiazda, o której media wypowiadają się, że "zawsze wygląda stylowo", to 90% kobiet to kupi. I nie będzie już miało znaczenia, czy im się ta rzecz podoba, czy nie. Bo oczywiście, że będzie się już podobać.
Przeglądam sierpniowy numer pewnego czasopisma, które szczyci się opinią magazynu dla odważnych i seksownych kobiet. Widzę kobietę, którą określono mianem "stylowej". Ma na sobie luźną w talii minisukienkę i srebrne legginsy. Do pełni szczęścia brakuje jej tylko balerinek, ale bez problemu znajdę na ulicy osobę, która z radością dołoży je do tego zestawu. Patrzę na to i zastanawiam się, gdzie jest w tym kobiecość, smak i jakikolwiek estetyczny sens. Zaledwie parę lat temu za tak ubraną kobietą obejrzałaby się z niesmakiem większość modomanek, teraz jednak są one pełne podziwu i gotowe brać z niej przykład. A ubranie się przecież nie zmieniło. Jakoś nikogo nie razi ta kombinacja, a ci, którzy w skrytości ducha uważają, że osoba taka do złudzenia przypomina kukiełkę z teatrzyku dziecięcego, wolą się nie odzywać, żeby nie usłyszeć pogardliwego "jesteś passé i się nie znasz".
Co ciekawe, większość znanych projektantów to mężczyźni o homoseksualnej orientacji. Tłumaczy to ich zainteresowanie ciuchami, ale jednocześnie zwraca uwagę na to, jakie modelki zwykle je prezentują. Mało która kobieta z ulicy mogłaby taką zostać, gdyż uzyskanie takiej figury wymaga ogromnego wysiłku, nierzadko kosztem zdrowia. Rzadko heteroseksualny mężczyzna uważa je jednak za seksowne, gdyż większość wykazuje niewielkie podobieństwo do zwykłych kobiet, z powodu pociągłych, kościstych twarzy, braku biustu i nadmiernej, często chorobliwej chudości. Również ubrania często nie podkreślają kobiecości, a czasem wręcz ją tuszują, jak sukienki bez talii i całkowicie płaskie buty. Projektanci wydają się czasem tworzyć ze swoich modelek trzecią płeć, która może wyglądać intrygująco i ciekawie, ale dla przeciętnego, trzeźwo myślącego mężczyzny raczej mało atrakcyjnie.
Do większości kochających modę kobiet moja argumentacja nie trafi. Nawet, jeśli przykładowe nieszczęsne baleriny kiedyś skwitowałyby pogardliwym prychnięciem, i tak będą je nosić, dopóki będą modne. Później zamienią je na rzymskie sandały, jeśli akurat one będą trendy. Przeczytają w numerze z marca, że modne są krótkie fryzury, więc pobiegną co sił do fryzjera, a w kwietniu będą zachodzić w głowę, jak zrobić najmodniejszy tej wiosny warkocz dobierany. Z pewnością jest cała masa osób, którym obecnie lansowany styl odpowiada i wręcz na niego czekały, ale jest też spora grupka kobiet, które podążają ślepo za tym, co dyktują nam panowie o dziwnie brzmiących nazwiskach i czasopisma z uśmiechniętymi sławami na okładkach. Takim osobom życzę, żeby jakiś dowcipniś nie wymyślił nigdy mody na chodzenie tyłem. Pomyślmy tylko, o ile mogłaby wzrosnąć liczba wypadków drogowych...
Emoonia
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!