Do wszystkiego miałam dystans
Twardo stąpam po ziemi. Być może dlatego, że jestem księgową. Przeliczam, rachuję, kalkuluję Jeszcze do niedawna tak samo podchodziłam do życia. To, co robiłam, zawsze było racjonalne. Nawet z podjęciem decyzji o wyjeździe nad morze zwlekałam zwykle miesiąc. Dziś potrafię zmienić swoje plany w jednej chwili, jeśli taką mam ochotę.
Studia menadżerskie wybrałam przypadkiem. Właściwie poszłam za przykładem mamy, która też
jest księgową. Potem znalazłam dobrą pracę i czułam się spełniona. Sumienność, opanowanie i dokładność pewnie odziedziczyłam w genach. Może właśnie dlatego potrzebowałam pasji, która uwolniłaby mnie z tego pancerza odpowiedzialności. Odsłoniła kobietę, która czuje i budzi emocje.
Ruch kochałam od zawsze. Ćwiczyłam aerobik, chodziłam na fitness. Najbardziej jednak pragnęłam tańczyć.
Życiowa decyzja
Kilka lat temu wybrałam się z koleżankami do Turcji. Któregoś wieczoru poszłyśmy na pokaz tańca brzucha. Nie obiecywałam sobie po tym zbyt wiele. Ot, jedna z lokalnych atrakcji. Kiedy jednak na scenę wyszła dziewczyna i zaczęła występ, po prostu ścięło mnie z nóg. Patrzyłam na nią jak zahipnotyzowana. Była jak motyl! Była piękna! Była wolna! Tego wieczoru myślałam tylko o jednym: po powrocie do Polski muszę poszukać nauczycielki takiego tańca. Niestety, po przyjeździe do Warszawy zaraz wpadłam w wir pracy i o planach szybko zapomniałam. Minęło pięć lat i znów wybierałam się na urlop. Szukając wakacyjnych ofert, znalazłam informację o warsztatach dla kobiet, organizowanych przez Małgosię Matuszewską z Teatru Tańca w Warszawie. W planie zajęć oprócz jogi, tańca flamenco i hinduskiego znalazłam taniec brzucha. Tym razem nie wahałam się ani chwili. Pojechałam. Okazało się, że podjęłam jedną z najlepszych decyzji w moim życiu.
Początki nie były łatwe
Po pierwsze: szybko zrozumiałam, że taniec brzucha to naprawdę trudna sprawa. By wykonać najprostsze "cięcie biodrem", musiałam ćwiczyć kilka dni. Ale technika to nie wszystko! Wcale nie wystarczy nauczyć się kilku zasad i kroków. Najważniejsza i najcudowniejsza
w tym tańcu jest improwizacja. Kiedy więc układałam sobie przemyślany plan – np. trzy ruchy w prawo, cztery w lewo – efekt bywał zwykle opłakany. Musiałam najpierw nauczyć się swobody, wydobyć z siebie kobiecość, pozwolić na szaleństwo. I wreszcie po kilkunastu dniach stało się!
Z uporządkowanej istoty zaczęłam przeistaczać się w tańcu w zmysłową kobietę. Po powrocie do Warszawy zapisałam się na kolejne zajęcia.
Musisz wsłuchać się w muzykę
Miałam kilka nauczycielek (i jednego nauczyciela). Wszyscy powtarzali zgodnie: "Musisz
wsłuchać się w muzykę, we własne emocje, zapomnieć o kłopotach, zatracić się w tańcu". Starałam się
być im posłuszna. W ciągu dnia siedziałam w słupkach cyfr. A wieczorami biegłam na zajęcia. Albo ćwiczyłam w domu. Mój narzeczony początkowo nie mógł znieść tych arabskich rytmów i konsekwentnie zatykał uszy słuchawkami. A ja, nie zważając na jego miny, konsekwentnie ćwiczyłam przed lustrem ruchy bioder.
Moje brzmi: "Amani" - Inspiracja
Pierwsze efekty zauważyłam po kilku miesiącach: zaczęłam słyszeć każdy rytm bębenka, każdy akord, każdą nutę. I, co ważne, potrafiłam spontanicznie reagować ciałem na dźwięk. Znajomi też dostrzegli we mnie zmiany. Mówili, że poruszam się bardziej miękko, że nabrałam pewności siebie. Chwalili odważny makijaż. Sama także odczuwałam te zmiany. W mojej garderobie było coraz więcej intensywnych kolorów. Z każdym dniem czułam się tak, jakby ktoś powoli zdejmował ze mnie ciężar.
Zyskałam też nową sylwetkę, zmieniły się moje proporcje ciała. Nigdy nie miałam problemów
z tuszą, ale byłam dosyć postawna. I miałam duże piersi. Taniec sprawił, że schudłam (stanik, który zachowałam sobie na pamiątkę, jest parę rozmiarów za duży). Czuję, jak gdzieś głęboko pod skórą pracują mięśnie brzucha. I jestem bardziej spontaniczna. Podobnie jak kobiety Wschodu, które mniej niż my, Europejki, kontrolują własne emocje. Trenowałam więc przed lustrem nie tylko ruchy, ale układ rąk, spojrzenia, uśmiechy. Jakbym na nowo uczyła się chodzić. A co z narzeczonym? W końcu zdjął słuchawki z uszu. Pogodził się też z tym, że występuję w skąpych ciuszkach. Zrozumiał, że taniec brzucha jest sztuką. I naprawdę jest ze mnie dumny.
Na zajęciach także doceniono moje zaangażowanie. Prowadzę już lekcje dla początkujących,
a przecież jeszcze rok temu sama zaczynałam od początku.
Założyłam też własny zespół. Nazywa się "Zahra" – to znaczy rozwijający się kwiat (patrz: www.bell-dance.pl). Każda z nas, tancerek, zaczęła tańczyć już jako dojrzała kobieta i przyjęła arabskie imię. Moje brzmi: "Amani". To po arabsku "inspiracja". Bo wszystko jeszcze przed nami.
Tekst: Katarzyna Bonda
Zdjęcia: Tomek Boniecki/ Mediapunkt.pl
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!