Pochwała bezczynności

Istnieją znamiona czasu, które swoje piętno odciskają na stylach życia, osobowościach ludzi, rozrywkach, pracy. Nasz Zeitgeist to tempo i pośpiech. W pociągu spotkałam zeszłej soboty studentkę z Łodzi, która jechała do Zawiercia na ślub brata, by tego samego dnia wrócić do Łodzi, bo na poniedziałek musiała skończyć poważną semestralną pracę.
/ 06.11.2008 23:23
Istnieją znamiona czasu, które swoje piętno odciskają na stylach życia, osobowościach ludzi, rozrywkach, pracy. Nasz Zeitgeist to tempo i pośpiech. W pociągu spotkałam zeszłej soboty studentkę z Łodzi, która jechała do Zawiercia na ślub brata, by tego samego dnia wrócić do Łodzi, bo na poniedziałek musiała skończyć poważną semestralną pracę.

Chociaż przez chwilę miło się nam rozmawiało, Kasia - owa studentka - przeprosiła mnie prędko i założyła słuchawki, a do walkmana włożyła taśmę z lekcjami angielskiego (w tej sesji ma egzamin). No pięknie, cóż za wzór pracowitości i ekonomiki czasu.

Przypominam sobie liczne rozmowy z rodzicami, którzy proszą psychologa o radę, jak skłonić nastoletnie dzieci do szczerych rozmów i bliższego kontaktu. "Chcemy wiedzieć, co przeżywają, pytamy je o wszystko przy każdej okazji, a dzieci odpowiadają monosylabami albo w ogóle nie odpowiadają" - skarżą się rodzice. Do psychologa przychodzą na ogół dobrzy rodzice, tacy co naprawdę dbają o swoje dzieci. Od przedszkola posyłają je na dodatkowe lekcje i treningi, oszczędzone pieniądze wydają na komputery i gry dokształcające, zapewniają korepPochwała bezczynnościetycje, gdy stopnie w szkole spadają poniżej średniej, uczą języków obcych, jazdy konnej, gry w tenisa i fundują podróże do światowych mekk kultury. Tylko mało mają dla nich zwykłego czasu wolnego. I nic dziwnego, że nieprzyzwyczajone do rozmów dzieci nie potrafią jako nastolatkowie odpowiedzieć na zainteresowanie rodziców. Oczami wyobraźni widzę te wyedukowane dzieci w wieku akademickim i od razu przychodzi mi na myśl tamta Kasia z pociągu. Na ślub brata miała tylko pół soboty, mus powtórki angielskiej lekcji był silniejszy niż widok budzącej się do życia przyrody za oknem czy pogawędka ze współpasażerami. Co czułam patrząc na nią? Uznanie? Może odrobinę. Smutek? Trochę też. Ale najwięcej czułam obaw. O to, czy gonitwa za osiągnięciami, żeby nie powiedzieć za "sukcesem", nie odbierze Kasi czegoś ważnego. Mianowicie, czy nie oduczy jej skutecznie kontaktu z drugim człowiekiem nie wokół "projektów" i "zadań", lecz wzajemnego zaciekawienia i poznania. Czuję obawę, czy Kasia będzie umiała ze swoimi dziećmi kiedyś rozmawiać, jeżeli między lekcjami angielskiego, stażami zagranicznymi i kolejnymi szkoleniami, a potem pracą w jakiejś super-firmie w ogóle zdąży pomyśleć rodzinie.

Pochwała bezczynności - temat prowokacyjny. Wybieram go jednak nie bez powodu. Jako psychoterapeutka obserwuję u swoich klientów różne odmiany ludzkiej mizerii. Częściej niż inne występuje ostatnio pewna kategoria problemów. Problemy bywają rozmaite, ale ich wspólnym mianownikiem jest tempo życia przejawiające się w gonitwie za czymś albo ucieczce przed czymś.

Gdy człowieka wprawimy w zbyt szybki bieg - wbrew biologicznym rytmom, wbrew naturalnym zmianom pór roku, a podobno też faz księżyca - człowiek w tym biegu zaczyna się potykać, upadać, dostawać zadyszki, gubić drogę i wpadać w panikę. Stara się wtedy bronić jak umie, a raczej jak nie umie, popadając w najrozmaitsze problemy spowodowane nienadążaniem za czasem. One to właśnie powodują stopniowy daltonizm uczuciowy, zanik głębszej komunikacji z bliskimi i osłabienie więzi osobistych, co nieuchronnie pociąga za sobą poczucie samotności.

Oczywiście trzeba wypełniać swoje obowiązki. Ale nie należy dopuścić, aby zajmowały one cały nasz czas. Dobrze znaleźć, a nawet zaplanować czas na bezczynność. Bezczynność często rozumiemy jako nudę. Ta jest niedobra. Obniża poczucie wartości, frustruje, wywołuje głupie myśli, może przerodzić się w depresję. Od słowa bezczynność wolimy inne: wypoczynek, relaks, wakacje i tym podobne. Paradoksalnie jednak, wypoczynek wymaga wysiłku, organizacji, często niemałych pieniędzy, pomysłowości i specjalnych przygotowań. Regeneracja zużytych zasobów energii jest niezbędna, ale wcale niełatwa.

Bezczynność natomiast nie jest specjalnie zaprojektowanym odpoczynkiem po pracy. Jest swoistą profilaktyką przemęczenia. Zabiegiem higienicznym chroniącym psychikę przed nadmiernym stresem, a wydolność fizyczną przed nadwerężeniem. Jest alternatywą dla rozpędzonego tempa i zagęszczonego do niemożliwości planu zajęć.

Od wiek wieków ludzie siadali sobie co jakiś czas na przyzbie i patrzyli w dal. Wychodzili wieczorną porą pogapić się na rozgwieżdżone niebo. Podczas sprzątania domu, ktoś nagle zastygał z miotłą pod brodą i trwał tak sobie przez długą chwilę zasłuchany we własne myśli. Te momenty mogą być drogocennym źródłem wyciszenia i refleksji, których inaczej prawie w ogóle nie sposób w sobie wzbudzić. Zwłaszcza dziś, gdy gęsto wypełniamy swoje kalendarze zadaniami i na każdą godzinę często planujemy kilka zadań do wykonania. Momenty takich przerw w akcji na pewno nie zdarzają się podczas meczu tenisowego ani tańca w hałaśliwej dyskotece. Ani tym bardziej podczas pijaństwa w zadymionym barze. Bezczynność charakteryzuje się ciszą, wydłużonym trwaniem czasu, wolnością wyboru, którego nic nie ponagla. I wcale nie musi być samotna. Bezczynność wspólna, dwuosobowa lub kilkuosobowa, na przykład w gronie rodzinnym, może się stać najcenniejszym brakującym elementem współżycia, dzięki któremu ludzie ze sobą zaczną bez skrępowania rozmawiać nie usiłując niczego załatwić, zaplanować, dokonać lub rozwiązać.

Mama, która potrafi sobie pozwolić na bezczynne popołudnie, może się stać dostępna dla swoich dzieci. One poczują, że zostaną uważnie wysłuchane ich wrażenia ze szkoły, a aktualne niepokoje lub zmartwienia trafią na grunt cierpliwy i przyjazny. W życiu rodzinnym małżonkowie wyczuwają u siebie nawzajem, czy to drugie - choć niby zwyczajnie siedzi w fotelu z gazetą - znajduje się w jakimś wehikule rozpędzonego czasu i wtedy nie ma nawet po co zaczynać opowiadać o nagłej tęsknocie rozbudzonej melodią, mglistą pogodą lub pamiętną datą w kalendarzu. Wszak wiele przeżyć, właśnie tak intymnych, to sprawy zupełnie nieważne. Mogą zaistnieć miedzy ludźmi wyłącznie wtedy, gdy ci się nie spieszą i nie są "zajęci". Bezczynność - ta, którą tu chwalę - jest przeciwieństwem bycia zajętym. Być "niezajętym", to być "wolnym".

Już słyszę głosy oburzenia za tę semantyczną manipulację. Ja tych słów jednak nie skreślę. Pozostawię je pod rozwagę, namysł i refleksję. Oczywiście najlepiej się rozważa, namyśla i reflektuje, gdy nic nas nie ponagla, nigdzie się nie spieszymy i nie mamy aktualnie nic pilnego do zrobienia. Najgłębsza refleksja rodzi się w chwilach bezczynności. Czyż nie dlatego niektórzy medytują? Może po to właśnie, by umysł mógł korzystać ze swej nieograniczonej wolności, potrzebna jest przestrzeń niczym nie zapełniona? Rozważaniu i refleksji najlepiej pomagają dłonie rozwarte jak w buddyjskiej medytacji, wolne od czynności; wzrok uwolniony od wpatrywania się w wyznaczony cel; mięśnie rozluźnione i wolne od wykonywania jakiejkolwiek pracy.

Bezczynności warto spróbować. Nie trzeba się jej specjalnie uczyć. Trzeba sobie tylko na nią pozwolić. Najlepiej wykreślić co pewien czas z planu dnia jakieś pilne zajęcie i w jego miejsce posiedzieć na kanapie mając u stóp bawiące się dziecko, albo w fotelu obok kochaną osobę. Łatwo sprawdzić, że niemal zawsze w takich chwilach dystans między bliskimi ludźmi maleje. W bezczynności bycie razem nabiera metafizycznego sensu. Bo może jest tak, że samo bycie razem w takich chwilach staje się sensem i treścią i celem jednocześnie.

Ewa Woydyłło

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA