Psychoonkologia czyli psychika kontra nowotwór

Psychoonkologia czyli psychika kontra nowotwór
Na nic chemia i nóż, jeśli nie pomożemy chorym wyjść z depresji – takie przesłanie głoszą psychologowie, którzy zajmują się chorymi na nowotwór i ich bliskimi.
/ 15.04.2008 14:24
Psychoonkologia czyli psychika kontra nowotwór
Lekarze potwierdzają – potęga naszej psychiki jest olbrzymia i naprawdę wspomaga terapię. A tymczasem problemy psychologiczne zazwyczaj spychane są na margines głównego nurtu medycyny. Onkolodzy zasłaniają się brakiem czasu. Przekazują chorym zdawkowe informacje w pośpiechu, na ogół używając niezrozumiałych dla nich słów.

Po wyjściu z gabinetu lekarskiego co czwarty pacjent twierdzi, że nie miał szansy zapytania o to, co go najbardziej niepokoi, co piąty ma poczucie, że specjalista ukrywa przed nim prawdę, a połowa jest przekonana, że nie dowiedziała się niczego na temat przyczyn choroby. Główny powód lekceważenia tych ważnych potrzeb psychicznych nie tkwi jednak w samym pośpiechu, lecz w braku wiedzy z zakresu psychologii i psychoterapii, dzięki której lekarze potrafiliby pomóc pacjentowi. Dlatego już od lat 70. XX wieku na świecie rozwija się psychoonkologia – niezwykle użyteczna dziedzina nauki wspierająca chorych i ich rodziny w trudnej akceptacji choroby nowotworowej. W praktyce chodzi o wzmocnienie sił pacjenta i jego najbliższych w zmaganiu się z rakiem, by łatwiej znieśli żmudną kurację. Gdy 30 lat temu Jimmie Holland, kierująca Katedrą Psychiatrii i Nauk Behawioralnych Centrum Onkologicznego w Nowym Jorku, tworzyła podstawy psychoonkologii, jej przesłanie burzyło pewien stereotyp: "Nowotwór niszczy ciało chorego, ale wpływa również na jego emocje. Od tych emocji zależy w dużej mierze sukces w walce z rakiem. Jeśli nie pomożemy chorym wyjść z depresji, na nic chemia i nóż". Słowa te nic nie straciły na swojej aktualności, bo współczesna wiedza medyczna potwierdziła przeczucie dr Holland – stres, lęk i depresja osłabiają układ odporności, który odgrywa kluczową rolę w rozwoju choroby nowotworowej.

Nadzieja czyni cuda
Samo rozpoznanie nowotworu, niezależnie od kogo pacjent je usłyszy, budzi ogromne emocje. Rak nierozłącznie kojarzy się bowiem ze śmiercią. Choć nie każdy nowotwór przecież jest złośliwy, a spośród wszystkich chorób z kręgu zainteresowania onkologów (których doliczyć się można 200) zabijają naprawdę nieliczne – późno rozpoznane, błędnie od początku leczone lub wyjątkowo agresywne. Lęk, rozpacz, przygnębienie to normalne reakcje, wpisane w psychikę każdego, kto nie wie, co go czeka. Większość pacjentów dotkniętych chorobą nowotworową znajduje się właśnie w takiej trudnej do zniesienia sytuacji niepewności. Stąd do listy pytań, na które rozpaczliwie szukają odpowiedzi, należy dodać najbardziej dramatyczne wątpliwości: jak długo będę chorować, ile czasu zostało mi do śmierci, czy uda mi się z tego wyjść? Mariola Kosowicz, psycholog kliniczny z warszawskiego Centrum Onkologii, próbuje wtedy zaszczepić racjonalną nadzieję: – Mówię pacjentowi, że będziemy robić wszystko, by wrócił do zdrowia. Nie używam sformułowania "na pewno", bo zamiast myślenia entuzjastycznego, wolę zdroworozsądkowe. Jest problem? Zastanówmy się, jak go rozwiązać.

Stres i przygnębienie to wrogowie terapii
– Pacjent poddany długotrwałemu stresowi i przygnębieniu jest bardziej narażony na postęp raka, ponieważ hormony kory nadnerczy negatywnie wpływają na układ immunologiczny – dodaje prof. Cezary Szczylik z Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie. – W efekcie wzrasta wydzielanie kortyzolu, a hormon ten doprowadza do wytworzenia w organizmie stanu "wyczerpania energetycznego", czyniąc go coraz mniej podatnym na leczenie. Pobyt w szpitalu onkologicznym to ogromny stres. Pojawia się wtedy pytanie nie tylko o sens życia, ale też o sens wszystkich przykrych zabiegów związanych z leczeniem. I wtedy pomocną dłoń wyciąga psychoonkolog. – Naszym orężem jest słowo, którym trzeba wesprzeć pacjenta i jego rodzinę nie tylko wtedy, gdy muszą zmierzyć się z rozpoznaniem raka, ale również w najtrudniejszych momentach kuracji – mówi Mariola Kosowicz. Najlepszy sposób na radzenie sobie z lękiem: nie uciekać od trudnych myśli, lecz przyjrzeć się im bez emocji. Czy to, o czym myślę i czego się boję, jest naprawdę tak straszne? – Kiedy ktoś sądzi, że jest ofiarą choroby, traci nad nią kontrolę, pozwala jej rządzić swoim losem – tłumaczy nasz ekspert. To, czego uczy pacjentów, nazywa się racjonalną terapią zachowań: jesteś w punkcie A i musisz dojść do punktu Z, pomiędzy tymi literami jest cały alfabet. Chorować też trzeba się nauczyć – powiadają pacjenci, co nabiera szczególnego znaczenia w chorobach przewlekłych, do których schorzenia onkologiczne bez wątpienia należą. Proces dochodzenia do zdrowia jest wieloetapowy, powinnaś więc nauczyć się z tym żyć. Tu nikt nie każe biec na setkę, obcowanie z nowotworem przypomina raczej wyścig długodystansowy, często na przełaj, z niespodziewanymi przeszkodami. Trzeba zatem dobrze zaplanować, jak rozłożyć siły na tym dystansie.

Jak rozmawiać z chorym?
Identyczny stres, który pojawia się w życiu chorego, przeżywają też jego bliscy. Każdy chce pomóc, zrozumieć, otoczyć troską – tylko skąd ma wiedzieć jak? Według psychoonkologów bliscy nie powinni zdawkowo dodawać otuchy i klepać po ramieniu z wymuszonym uśmiechem: będziesz żyć, myśl pozytywnie, ostatnia chemioterapia i już z górki. To nieuczciwe, bo mało kto potrafi przewidzieć postęp choroby. Lepiej wspierać chorego, wsłuchując się w to, co mówi i starać się wspólnie znajdować odpowiedź na dręczące pytania. Nie ma sensu pytać go: "Dlaczego się boisz?", lecz: "Jakie myśli towarzyszą ci w lęku?". Naprawdę nie ma lepszego sposobu na radzenie sobie ze stresem niż złapanie się na tym, jak o czymś myślimy. Stąd tak duża waga rozmowy, która uczy chorego spojrzenia na siebie jakby z boku. Ujawnione wtedy problemy stają się łatwiejsze do pokonania.

Słowa niczym lekarstwo
Psychoonkolog nikogo nie wyleczy z raka. Pomaga jednak przygotować się na cierpienie, by można je było łatwiej znieść. Zresztą ilu pacjentów, tyle problemów: jednych trzeba tylko trochę wesprzeć, pokazać, że nie są sami ze swoim problemem, inni muszą nauczyć się radzić sobie z bólem. Są też tacy, których ktoś musi pozbawić złudzeń co do szans na wyleczenie choroby (gdy jest już w zaawansowanym stadium). Bywa, że trzeba rodziny po prostu oswoić ze słowem "nowotwór", by chorą matkę, ojca lub rodzeństwo nie traktowali w domu jak zadżumionych. Psychoonkologia potrafi radzić sobie z tymi wszystkimi trudnymi sytuacjami. Niestety, w naszej polskiej rzeczywistości pacjent porażony diagnozą choroby nowotworowej pozostawiony jest najczęściej sam sobie, a jego wola spotkania z psychologiem odbierana jest jako wyraz słabego ducha i krańcowego załamania. Jeśli na 400 tysięcy chorych na raka przypada kilkudziesięciu psychoonkologów zajmujących się tą specjalnością, to jednak nie wynika to z niewielkiego zapotrzebowania na ten rodzaj pomocy, lecz jest przejawem niezrozumienia jej wartości. Dlatego psychoonkologów najłatwiej spotkać w większych szpitalach onkologicznych lub hospicjach, np. w Centrum Onkologii w Warszawie i Gdańsku, Świętokrzyskim Centrum Onkologii w Kielcach i Katedrze Onkologii w Poznaniu. Miejmy nadzieję, że wraz ze zmieniającym się obrazem medycyny również psychoonkologia zacznie być wreszcie doceniana. Postęp w leczeniu chorób nowotworowych sprawił, że dla coraz większej liczby chorych doświadczenie raka jest tylko kilkuletnim epizodem w ich życiu. Trzeba się więc starać, by ten okres przebiegał jak najłagodniej – bez stresu, lęku i depresji.

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA