W wielkim świecie
Jeszcze kilka lat temu w Hollywood goście klasy A przybywali na bankiety przed północą. Teraz wpadają na chwilę koło godz. 1.00 lub 2.00. Szczególnie Amerykanie nie widzą nic złego w tak gigantycznym spóźnieniu. Powód? Imprezowe bywalczynie, takie jak Paris Hilton czy Lindsay Lohan, mają coraz więcej zaproszeń na jeden wieczór. Trudno przewidzieć, gdzie będzie najfajniejsza zabawa. Skakanie z imprezy na imprezę staje się coraz bardziej modne wśród gwiazd kategorii C. Powód? Na takich bankietach organizatorzy zwykle obdarowują swoich gości czymś, co nazywa się goody bags (torby z prezentami). Im impreza bardziej prestiżowa, tym torby bardziej wypchane. Natomiast powszechnie znani i lubiani spóźniają się, bo mają poczucie, że żyją trochę na innych prawach. Nikt przecież nie będzie miał za złe piosenkarce czy aktorce, że przyszła dwie godziny później niż przewidywał program organizatora bankietu. Wręcz przeciwnie, wszyscy na nią czekają i witają z wielką atencją, kłaniając się niemal w pas, że ten ktoś wybrał właśnie ich zaproszenie ze sterty innych zaproszeń. I przybył. I zaszczycił.
Celebrities nie czekają
Z największym opóźnieniem w wielkim świecie startują pokazy mody. Bliski skandalu był pokaz Marca Jacobsa zaplanowany na godz. 20.00. Rozpoczął się tuż przed 23.00. Powodem było, oczywiście, spóźnienie gwiazdy, tym razem Beyoncé. Kiedy w końcu wszystko się wyjaśniło, Marc Jacobs osobiście stanął na wybiegu i po prostu powiedział „Przepraszam wszystkich”. W tej sytuacji nie mógł już sobie pozwolić na żarty ani na popularne przemilczenie sprawy. Bo dla mody przez wielkie M nastroje dziennikarzy zgromadzonych na takim show są niesłychanie ważne. Spóźnianie na przedstawienia, bankiety, konferencje to już dziś standard. Jedna z londyńskich organizatorek twierdzi, że jeśli rozsyła zaproszenia na godz. 20.00, to może być pewna, że pierwsza godzina przyjęcia będzie bardzo niemrawa.
Dlatego na początku spotkania zatrudnia mniej osób do obsługi. Czasem zdarza się, że organizatorzy celowo informują gości, że zapraszają ich na 19.00, bo wiedzą, że wszystko wystartuje o 20.00. Na tę godzinę zaproszone są największe gwiazdy, aby nie musiały czekać.
Na rodzimym gruncie
U nas jest podobnie. Umówiłam się kiedyś na wywiad z Anną Muchą. Kilka razy przekładała miejsca i termin spotkania. A to Modulor, a to Sushi Bar, a to godz. 14.00, a to 18.00. A to miała ochotę na chińskie jedzenie, a to na coś innego.
W końcu wysłała mi SMS, że będzie w Zielniku. Tylko nie dodała, o której godzinie. Wsiadłam więc w taksówkę i co tchu popędziłam (bo może ona będzie tam za 5 minut). Czekając na nią, czułam się jak idiotka. – To nic – powtarzałam sobie. – Zwykłe roztrzepanie, taki charakter.
Nasze pokazy mody czy wieczorowe bankiety też mają maksymalne opóźnienie. Dopiero kiedy zjawi się wystarczająca ilość „znanych osób”, show może się rozpocząć. Pamiętam pewien pokaz fryzjerski, na którym miał pojawić się słynny mistrz nożyc. Nie wiadomo, z jakiej przyczyny dotarł na imprezę dopiero przed 23.00. Wszyscy musieliśmy czekać. Dzisiaj każda szanująca się persona choć trochę musi być spóźniona.
Kowalska jak gwiazda
Ale dlaczego zwyczaje gwiazd przyjmują zwykli ludzie? Moja spóźnialska przyjaciółka spokojnym krokiem przychodzi
30 minut po umówionym czasie. Wydaje jej się, że jak wysyła SMS ze standardowego szablonu: „Spóźnię się... 20 minut”, to wszystko jest OK. Bo przecież mnie uprzedziła. Zero przeprosin. Działa w myśl zasady: jeśli już brakuje ci solidnych argumentów, nie ma co kombinować. Zachowuje się jak Lauryn Hill. Podobno piosenkarka miała przyjechać na koncert do Londynu na godz. 20.00, a dotarła na 22.40. Gdy stanęła przed rozjuszonymi fanami, każde „przepraszam” pogorszyłoby tylko sytuację. Powiedziała: „Miałam okropny problem, bo nie wiedziałam, co na siebie włożyć”. I tym tekstem skradła kobiece serca. Kłopot w tym, że to, co uchodzi gwieździe, nijak ma się do prawdziwego życia.
Dyspunktualność – choroba czasów
Czasem zastanawiam się, czy Kaśka nie jest na coś chora. Nigdy nie potrafi ocenić, ile czasu potrzebuje na wykonanie nawet najprostszej czynności. Kiedyś np. strasznie kochała się w jednym kolesiu. Gdy ten po pół roku jej zabiegów w końcu zaprosił ją na randkę, Kaśka przyszła 45 minut po czasie. No i gość się zmył. Pewnie niedługo chorobę na notoryczne spóźnianie odkryją jacyś naukowcy (jak kiedyś np. dysgrafię). Nazwą ją np. dyspunktualność. Jak wytłumaczą ten syndrom? Psychologowie twierdzą, że ludzie, którzy zawsze się spóźniają, mają kłopot z uznaniem zależności w stosunku do innych. Podporządkowując się ogólnie przyjętym zasadom, musieliby uznać, że są tacy jak wszyscy. Kłopot w tym, że dziś nie lubimy być „jak wszyscy”. Pragniemy się wyróżniać. Chcemy być gwiazdami, na które, jeśli nie czeka tłum dziennikarzy, poczekają przynajmniej znajomi na imprezie.
Ile wypada się spóźnić?
Zero minut
W sprawie przydzielanie kredytu, spotkania biznesowego, rozmowy o pracę.
15 minut
Na pierwsze randki. Bycie na czas mówi: „Jestem desperatką”.
1/2 godziny
Na kolejne „domowe randki” z chłopakiem i spotkania u przyjaciół.
1 godzinę
Jeśli chcesz się na kimś zemścić za jego spóźnianie albo za cokolwiek innego.
3 godziny
Czy Ty nazywasz się Paris Hilton?
Wszyscy wybaczają gwiazdom i cieszą się, że w ogóle przybyły i zaszczyciły...
Na swoim urodzinowym party Madonna pojawiła się po godz. 1.00.
Lindsay Lohan ma na jeden wieczór kilka zaproszeń. Jest w czym wybierać.
Iwona Czarnyszewicz
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!