Sprytne kochanki, mądre matki, pomocne babki

Sprytne kochanki, mądre matki, pomocne babki
Drodzy panowie, przykro mi, ale czas pogodzić się z faktami – to nie my byliśmy siłą napędową ewolucji człowieka! Najnowsze badania dowodzą, że rozum zawdzięczamy kobietom.
/ 15.04.2009 11:24
Sprytne kochanki, mądre matki, pomocne babki

To była chyba jedyna sesja, na której krytykowano Darwina. Poza tym cały tegoroczny zjazd Amerykańskiego Towarzystwa na rzecz Postępu Nauki (American Association for the Advancement of Science) w Chicago był hołdem ku czci twórcy teorii ewolucji. Nic w tym zresztą dziwnego – konferencja zaczęła się 12 lutego 2009 roku, dokładnie w 200. rocznicę urodzin Karola Darwina. W tym roku obchodzimy jeszcze 150. rocznicę wydania jego najważniejszego dzieła „O powstawaniu gatunków drogą doboru naturalnego”. Stąd na zjeździe wygłoszono dziesiątki wykładów poświęconych teorii ewolucji i Darwinowi. Bo trzeba przyznać – wielkim uczonym był. Właściwie czymkolwiek się zajął, zamieniał to w naukowe złoto: czy była to praca o dżdżownicach, zapylaniu kwiatów, czy o pochodzeniu człowieka. Wiele jego poglądów odrzucano, by potem nierzadko przyznawać mu rację.
A jednak nawet Darwin czasem się mylił. I właśnie jedna z jego wielkich pomyłek stała się tematem intrygującej sesji „Niewidzialna kobieta w ewolucji”. Już na wstępie stało się jasne, że nikt Darwinowi pobłażać nie będzie. „Uważał, że ewolucja człowieka była konsekwencją aktywności mężczyzn. To działalność inteligentnych, umięśnionych łowców miała doprowadzić do pojawienia się języka czy umiejętności posługiwania się narzędziami – usłyszeliśmy we wprowadzeniu do sesji. – Dopiero gdy ludzie zaczęli przyglądać się bliżej rozwojowi człowieka, wielkości mózgu dziecka, rodzinom, wyszło na jaw, jak ważną rolę odegrały kobiety”. Od tego momentu wykład za wykładem naukowcy wbijali kolejne gwoździe do trumny męskich wyobrażeń o tym, która płeć miała większy wpływ na dzieje naszego gatunku.

10 miliardów interakcji na sekundę
A wszystko przez ten nasz wielki mózg. Przez długie lata naukowcy nie byli w stanie zrozumieć tego, jakim cudem wyewoluował tak kosztowny organ. Doprawdy do polowania i przeżycia na sawannie nie trzeba angażować aż 30 miliardów komórek nerwowych. Tymczasem tyle ich mieści się w przeciętnym ludzkim mózgu. W dodatku każda z nich ma do tysiąca połączeń z innymi neuronami, co daje w sumie w naszej czaszce ponad bilion połączeń. Całość zaś pracuje w tempie do 10 miliardów interakcji na sekundę. By utrzymać tę maszynerię, dorosły człowiek musi zużywać blisko 20 procent swoich zasobów energii. U dziecka sięga to nawet 50 procent. W dodatku tak wielki mózg drastycznie utrudnia przychodzenie na świat. Nie ma chyba żadnego innego ssaka, u którego naturalny poród wiązałby się z tak wielkim ryzykiem śmierci i dla matki, i dla niemowlaka.
Dane paleontologiczne dowodzą zaś, że ten kosztowny i niebezpieczny narząd ewoluował w zdumiewająco szybkim tempie. W ciągu dwóch milionów lat pojemność ludzkiej czaszki wzrosła trzykrotnie – od około 450 do 1350 centymetrów sześciennych. W efekcie tak gwałtownej ewolucji w każdym pokoleniu przybywało średnio sto tysięcy neuronów mózgowych!
Tak przynajmniej wyliczyła Carol Ward z Uniwersytetu Missouri, której wykład rozpoczął sesję. By zrozumieć, jak i po co powstał tak wielki mózg, badaczka podsumowała wszystkie inne cechy biologii, które odróżniają człowieka od zwierząt. A są to między innymi: dwunożna postawa, przedłużone dzieciństwo, opieka nad potomstwem, silna zależność dzieci od rodziców, sztuka, złożone społeczeństwo, umiejętność rozumienia innych umysłów, język, świadomość, kobiecy orgazm, menopauza, rywalizacja między krewniaczymi koalicjami oraz ukryta owulacja. Co prawda żadna z tych cech sama w sobie nie świadczy o wyjątkowości Homo sapiens. Ich połączenie jest jednak czymś całkowicie unikalnym.

Jeśli przyjrzeć się dokładnie tej liście, można w niej dostrzec pewną prawidłowość. Otóż zdecydowana większość z wymienionych przez Ward cech to umiejętności społeczne. A przecież już Darwin zauważył, że dobór naturalny to niejedyna siła, która steruje ewolucją. Drugą miał być dobór płciowy – rozmnaża się ten, kto podoba się partnerom. Nawet jeśli cechy, w których gustuje płeć przeciwna, są kosztowne, do niczego się nie przydają albo wręcz utrudniają życie. W rezultacie mamy monstrualne ogony pawi, diabelsko niewygodne poroża jeleni czy... No właśnie, może mózg? Może pramatki ludzkości po prostu wolały oddawać się inteligentnym facetom? Takie hipotezy pojawiły się już dawno. Tyle że gdyby chodziło wyłącznie o dobór płciowy, to wielkie mózgi mieliby jedynie mężczyźni. Panie zadowalałyby się mniejszymi, tańszymi i wygodniejszymi główkami-. Co – jak dobrze wiemy – prawdą nie jest.
I tu właśnie wkraczają idee Carol Ward. Jej zdaniem drugą oprócz doboru naturalnego siłą jest dobór społeczny. Dobór płciowy to jedynie jego krańcowy przykład. I akurat- mniej ważny w ewolucji- wielkiego- mózgu. Bo cechą, która nas odróżniała od innych gatunków-, była struktura społeczna. Nasi przodkowie żyli w grupach zbieracko-łowieckich, które liczyły zwykle kilkadziesiąt osób, czasem niewiele ponad sto. Rywalizowały one ostro z innymi grupami, a jak wiadomo, podczas krwawych bójek zawsze warto trzymać się razem. Członkowie jednej społeczności wspólnie chronili się też przed drapieżnikami i zgrają ruszali na polowania. By przetrwać, musieli tworzyć spójną paczkę i nieustannie wymieniać między sobą informacje. Osoba wyrzucona poza nawias grupy zwykle nie potrafiła sobie poradzić. Samotność oznaczała śmierć.
Jednak i wewnątrz grupy trwała nieustanna rywalizacja. Członków społeczności, często spokrewnionych, łączyły bliskie i skomplikowane związki. Układy, układziki i koalicje zmieniały się jak w kalejdoskopie. Trzeba było potrafić wyczuć, co myśli inny człowiek. Stworzyć własne wyobrażenie o jego inteligencji, emocjach i zamiarach. Niemal wejść w jego umysł. I jednocześnie postarać się ukryć własną inteligencję, emocje bądź zamiary. Sprawić, by on, próbując wymyślić, co my myślimy, się mylił.
Tak, to dosyć skomplikowane. I właśnie dlatego ten mechanizm doprowadził do – jak to określa Ward – „informacyjnego wyścigu zbrojeń”. Bo nie dość, że trzeba było się nauczyć naśladowania innych, to na dodatek przetrwanie wymagało nieustannego tworzenia nowych strategii, czyli kreatywności. Cały czas trzy kroki naprzód. Ward nazywa to wręcz „społeczną grą w szachy”. A kto jest w tych szachach najlepszym graczem? Jak to kto?! Kobiety!

Człowiek to ma łeb!
Przez pierwsze miesiące swojego życia ludzkie dziecko jest wyjątkowo niesamodzielne. Gdy mężczyźni szli na polowanie, zostawało ono z matką. I to ona uczyła je języka, społecznych układów i wszystkich tych skomplikowanych zasad poruszania się po „szachownicy”. Sukces swojego dziecka w tej konkurencji skłonna była przypłacić nawet ryzykownym porodem.
Bo – jak udowadniała podczas kolejnego wykładu Karen Rosenberg z Uniwersytetu Delaware – średnica mózgu noworodka wynosi 110 procent średnicy matczynej miednicy! Z powodu tak wąskiego przejścia ludzkie dziecko musi w trakcie porodu jeszcze się przekręcić. W efekcie rodzi się ułożone twarzą w kierunku przeciwnym niż twarz matki. Kobieta, nawet jeśli pośród swych cierpień chciałaby pomóc dziecku, nie potrafi tego, bo nie widzi, co się z nim dzieje. Poród nie powinien więc odbywać się w samotności. Matka potrzebuje pomocy. I to zarówno fizycznej, jak i emocjonalnej. Żeby przetrwać, musi więc nauczyć się budować więzi społeczne. A bez wielkiego mózgu na pewno to by jej się nie udało.

Potem następuje okres karmienia piersią. O tym na sesji „Niewidzialna kobieta…” opowiadała Barbara Piperata z Uniwersytetu Stanowego Ohio. Również w tym czasie matce przydaje się społeczność. Krewni zwalniają ją z części wyczerpujących obowiązków. Dostarczając pokarm, pozwalają na produkcję kalorycznego i kosztownego mleka. Piperata wyliczyła, że w okresie laktacji potrzeby energetyczne kobiety rosną o prawie 25 do 30 procent. A przecież wraz z ustaniem karmienia dziecko jeszcze się nie usamodzielnia. Wciąż uczy się życia i jest zależne od dorosłych. By je „wyprowadzić na ludzi”, kobieta musi nawiązać w miarę stabilne relacje ze swym partnerem. Ale jak go przy sobie zatrzymać, gdy już spłodził potomka? Ano – dowodziła Carol Ward – umiejętności społeczne to oczywiście pierwsza rzecz. Na drugim miejscu stoi seks. Stąd kobiecy orgazm (ech, te jęki!) oraz ukryta owulacja (kiedyż ona zajdzie w ciążę?). Mężczyźnie opłacało się więc wpadać do łóżka wybranki jak najczęściej. I przy okazji sprawować nad nią opiekę, strzec przed rywalami i zajmować się dziećmi. Wprowadzić syna w świat męskich układów i koalicji. I tym sposobem znów napędzić „społeczny wyścig zbrojeń”.

Kulturowa rewolucja babć
Jakby tego było mało, kobiety prawdopodobnie doprowadziły do najbardziej tajemniczego przełomu w dziejach ludzkości. Około 40 tysięcy lat temu nastąpiło coś, co uczeni zwą rewolucją górnego paleolitu. Żadne szczątki człowieka nie wskazują na jakąś zmianę anatomiczną. Nawet mózg naszym przodkom wówczas nie urósł. A jednak to właśnie wtedy pojawiła się prawdziwa sztuka. Homo sapiens zaczął malować jaskinie, rzeźbić figurki i tworzyć skomplikowane narzędzia. To wtedy pokonał neandertalczyka i został panem świata.
Wyjaśnienie tego zjawiska zaproponowała podczas sesji Rachel Caspari z Uniwersytetu Środkowego Michigan. Na podstawie znalezionych zębów człowiekowatych określała ona wiek zmarłych. Wyłonił się z tego bardzo charakterystyczny wzór. W dziejach człowieka stopniowo rosła liczba starych osobników. Zawsze było ich jednak kilkakrotnie mniej niż młodych ludzi. I nagle, właśnie w górnym paleolicie, te proporcje uległy odwróceniu – liczba starych osób dwukrotnie przewyższyła liczebność młodzieży! I dotyczy to wyłącznie Homo sapiens. U neandertalczyków w tamtym okresie nadal przeważali młodzi. Pozbawieni starych osobników wkrótce potem wymierali-.
Caspari sugerowała, że to właśnie seniorom zawdzięczamy paleo-lityczny skok cywilizacyjny. Szczególną rolę odegrały tu babcie. Menopauza pozbawiała je możliwości płodzenia potomków, więc pomagały córkom, wychowując wnuki. Przekazywały informacje, szczególnie te społeczne: co warto robić, czego nie, z kim dobrze współpracować, a kogo lepiej unikać. Zwiększało to szanse potomków ich córek na przetrwanie. I pozwoliło na rozwój kultury.
Wykłady podsumował Alan Mann z Uniwersytetu Princeton: „Początkowo chciałem przywrócić mężczyźnie jego naturalnie wyższą pozycję – zaczął. – Ale po wysłuchaniu wykładów uznałem, że to niemożliwe”. Zgadzam się z nim. Zresztą nawet jeśli mój mózg wyewoluował za sprawą kobiet, to cóż w tym złego? Tylko im za to dziękować. Wspaniale wam to wyszło, drogie panie!

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA