Sympatie i antypatie

Jakie mechanizmy nami rządzą, gdy czujemy niechęć albo sympatię w stosunku do ludzi, których tak naprawdę nie znamy?
/ 08.05.2006 10:24
Mamy w sobie potrzebę dzielenia świata na czarny i biały. Widzimy kogoś po raz pierwszy i już wiemy: ten jest fajny, a tamten jakiś dziwny. Być może to spadek po naszych przodkach, którzy szybko musieli oceniać sytuację: uciekać czy zaprzyjaźnić się? To dawało im większe szanse na przeżycie. Jednak dziś świat jest bardziej skomplikowany, a zagrożenia nie są tak wyraźne. Aby popełniać mniej błędów podczas oceniania ludzi, trzeba lubić siebie i mieć dystans do swoich słabości. To daje poczucie bezpieczeństwa. Kiedy czujemy się silni, mamy znakomitą bazę do akceptowania odmienności innych ludzi i rozwiązywania konfliktów.

godz. 8.00
Obudziłam się rano w fatalnym humorze. Wszystko leciało mi z rąk, kawa nie smakowała, włosy nie chciały się ułożyć. Poszłam do piekarni. Ekspedientka ruszała się jak mucha w smole. Koszmar. Okropna, leniwa baba!
Joanna Dulińska (nasza konsultantka, psychoterapeutka z Ośrodka Psychoterapeutyczno-Szkoleniowego „Poza Centrum” w Warszawie): Często popełniamy błąd w ocenie ludzi, bo docierające do nas informacje przetwarzamy zgodnie z nastrojem, w jakim się właśnie znajdujemy. Jeśli mamy zły humor, widzimy świat przez czarne okulary, jeżeli dobry - przez różowe. Stawiamy siebie w centrum wszechświata. Jeśli ja czuję się podle, to inni ludzie też są nie do zniesienia.

godz. 9.00
Kiedy wchodziłam do pracy, wpadłam na dziewczynę, której nie znałam. Pytała mnie z obłędem w oczach, gdzie jest drukarka. „Co za kretynka!” - pomyślałam. W dodatku ma źle pomalowane usta.
Joanna Dulińska: Często na podstawie jednej negatywnej cechy zewnętrznej (np. rozmazana szminka) budujemy opinię o przypadkowo spotkanej osobie. Działamy tak, kiedy nie mamy czasu na zastanowienie. W pierwszym odruchu szeregujemy ludzi. Upychamy ich w szufladkach: fajni, nieciekawi, łamagi, bystrzy itp., by poczuć się bezpieczniej. Wtedy wydaje nam się, że mamy kontrolę nad sytuacją.

godz. 9.20
Idę do palarni na ploteczki z koleżankami. Bierzemy na warsztat temat nowej. Ma być naszą sekretarką. Ktoś podobno zna kogoś, kto ją zna. I ten ktoś mówił, że ona jest lizuską. Od słowa do słowa, ustalamy, że jej nie lubimy.
Joanna Dulińska: Dla grupy, która nie czuje się bezpieczna, nowa osoba jest zagrażającym elementem. Stąd nerwowa reakcja na jej powitanie. Dlaczego w pracy nie dajemy debiutantom kredytu zaufania, tylko przyklejamy im łatki: lizuski, głupiej blondynki itp.? Grupa jako całość ma mocną pozycję. Postawienie się w opozycji do tej siły bywa ryzykowne. Najprostsza droga: oceniać tak jak inni. Wtedy odpowiedzialność za naszą opinię rozłoży się na wszystkich członków zespołu.

godz. 11.15
Dzwoni siostra i opowiada, że znowu pokłóciła się z mężem. Mówi: „On robi awantury za to, że nie gotuję niedzielnych obiadków. A do domu przynosi grosze, a nie pensję. Muszę brać fuchy i nie mam siły, żeby mu dogadzać”. Moja ocena męża: „Idiota!”. Opinia o siostrze: „Biedaczka, tyle przez niego musi wycierpieć”.
Joanna Dulińska: Siostra dzwoni, bo czuje się słabsza od męża i szuka sojusznika. Tu nie chodzi o to, by ocenić go obiektywnie. Ale by potwierdzić, że ona jest w tym związku poszkodowana. Osoba będąca w konflikcie z jednej strony czuje, że została skrzywdzona. Jednak z drugiej - myśli: „A może się mylę?”. Dzwoni więc do bliskiej osoby, by ona rozstrzygnęła, kto ma rację. Ale sędzia, jeśli jest nią siostra, nie potrafi spojrzeć na męża obiektywnie. Opowiada się za osobą, która jest jej bliższa. A przecież w konflikcie rzadko jest winna tylko jedna osoba. Prawda leży pośrodku. Wina też.

godz. 12.05
Spotykam sekretarkę w windzie. Myślę od razu: „Będzie mi się głupio podlizywać”. Ona: „Masz fajne buty”. „Oho, już się zaczyna” - myślę.
Joanna Dulińska: Wszyscy lubimy mieć rację. Dlatego wybieramy z otoczenia te informacje, które ją potwierdzają. Nie chcemy burzyć swojej pierwszej hipotezy, bo to zmusiłoby nas do przeciwstawienia się grupie. A tego się boimy.

godz. 14.47
Wyszłam na lunch. Obok mnie przy stoliku siedzi para. Ładna dziewczyna, fajnie ubrana - zupełnie w moim stylu. Rozmawia z chłopakiem, który też jest interesujący. Nastroszone włosy, modny szalik. Śmieją się, wyglądają na zakochanych. Robią na mnie bardzo pozytywne wrażenie.
Joanna Dulińska: Instynktownie lubimy tych, którzy na pierwszy rzut oka są do nas podobni. Wydaje nam się, że jeżeli ktoś jest taki jak my, należy do tego samego klanu. Będzie nas lepiej rozumiał. To błędne założenie. Ludzie są przecież bardzo różni, nawet jeśli podobnie do nas wyglądają i ubierają się w tym samym stylu.

godz. 15.34
Słyszę, że w toalecie ktoś płacze. Jestem wściekła. Jakaś histeryczka zabiera mój cenny czas. Ustawiam się w kolejce. Nagle wychodzi zapłakana nowa sekretarka. Myślę: „Ona płacze, bo chce zwrócić na siebie uwagę”. Ja zawsze tak robię, kiedy mam ochotę, by ktoś się nade mną litował. Kilka łez i jestem otoczona samymi życzliwymi duszami.
Joanna Dulińska: Często nie zastanawiamy się nad motywacją w postępowaniu innych osób. Przykładamy do nich swoją miarkę. Jeśli ja płaczę w celu manipulowania innymi, to znaczy, że wszyscy tak robią. Znowu błąd. A może ta sekretarka płacze, bo ktoś jej zwyczajnie zrobił przykrość podczas pierwszego dnia pracy?

godz. 16.30
Po południu szef przedstawia nam nową dziewczynę - nie jako sekretarkę, ale jako swoją osobistą asystentkę. Jesteśmy skonsternowani. Idziemy w większym gronie na papierosa. Zbieramy o niej opinie. Tym razem nie wszystkie są negatywne. Podobno jest przejęta, ale miała już kilka sensownych pomysłów na usprawnienie pracy.
Joanna Dulińska: Kiedy okazuje się, że „nowa” jest osobą, która w firmie będzie miała wysoką pozycję, zaczynamy się jej przyglądać uważniej. W tym momencie udzielamy jej kredytu zaufania, bo przecież nasz los będzie w jakimś stopniu zależał od niej. Poza tym jeśli szef wybrał ją na swoją prawą rękę (a i my jesteśmy przez niego wybrani), to ona nie może być beznadziejna.

godz. 16.45
Dzwoni do mnie teściowa. Jest miła, aż za bardzo. Ale znam ją, na pewno coś knuje. Z uwagą analizuję każde jej słowo. W końcu pytam: „A tak naprawdę to po co dzwonisz?”. Ona: „Po prostu chciałam pogadać”. Nie wierzę! Przecież nieraz dzwoniła niby po nic, a potem wsadzała mi szpilki.
Joanna Dulińska: Jeśli nie rozwiązaliśmy z teściową zadawnionych konfliktów, teraz stajemy w pozycji obronnej, bo nie czujemy się pewnie. Gdybyśmy wcześniej wszystko sobie wyjaśniły, teraz byłaby szansa na kredyt zaufania. Bez tego ocena teściowej pozostaje negatywna. Na wieki!

godz. 20.00
Ploty na imprezie. Same rewelacje: znana nam X wyleciała z roboty, bo dopatrzyli się błędu w bilansie finansowym. „Ale przecież ona jest bardzo fajną dziewczyną” - myślę. Po chwili następna nowina. Znany nam Y odszedł od naszej koleżanki Z, kiedy dowiedział się, że ona jest w ciąży. Nie zostawiamy na nim suchej nitki.
Joanna Dulińska: Często myślimy: praca to instytucja, ona nie ma uczuć. Można więc jej zrobić krzywdę. Natomiast jeśli utożsamiamy się z porzuconą kobietą (możemy kiedyś znaleźć się w podobnej sytuacji), nasza ocena takiego czynu jest surowa. W ten sposób chcemy obronić siebie.

Iwona Zgliczyńska/ Uroda

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!