Żaden człowiek nie jest samoistną wyspą, każdy stanowi ułamek kontynentu, część lądu. Każdy z nas jest zespolony z ludzkością. Samotność nie jest więc czymś naturalnym i pozytywnie wpływającym na psychikę człowieka. Z samotnością walkę toczą kolejne pokolenia. Jednak u kresów ludzkiej egzystencji walka ta wzmaga się i dotyka sedna.
Śmiało przez życie
- Dawno nie byłam tak zabiegana – zaczyna rozmowę ze mną pani Janina – zajęcia na Uniwersytecie, a potem spotkanie z dawną koleżanką – wylicza – wszystko to sprawia, że aż chce się żyć – na Uniwersytet III Wieku uczęszcza od niedawna – sama nigdy nie wpadłabym na ten pomysł, aby wziąć w tym udział. Sąsiadki mnie namówiły. Podczas jednego ze spotkań któraś zaproponowała, byśmy się wszystkie zapisały na jakieś zajęcia. Dziś chodzimy wszystkie razem i uczymy się języka niemieckiego. Daje nam to ogromne zadowolenie, zaspokajamy w ten sposób chęć obcowania z ludźmi. Ponadto nabywamy nową wiedzę i umiejętności. Znajomość języków obcych w dzisiejszych czasach to podstawa, jak twierdzą młodzi, a czy nam się znajomość języka przyda? Kto wie, może już niedługo wybierzemy się gdzieś dalej niż tylko na spacer do parku – pani Janina przerywa, uśmiechając się. Na moje pytanie, czy samotność jej doskwiera, odpowiada: - Tylko czasem, gdy przychodzi mi spędzać samej cały dzień w czterech ścianach, choć ostatnio rzadko tak się dzieje. Ciągle jestem poza domem. Dawno nie żyłam tak aktywnie – słucham z uwagą.
- Przez pewien czas pracowałam w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej. Miałam pod opieką pewną niewidomą kobietę, której pomagałam w pracach domowych i, której dotrzymywałam towarzystwa. Przez to samotność i mnie dokuczała mniej. Miałam do kogo usta otworzyć – z wiadomości, jakie uzyskałam od pani Janiny wynika, że kobieta ta naprawdę żyje chwilą i udziela się. Czas wolny spędza z przyjaciółmi na mieście lub z sąsiadkami na kawie u siebie w domu. Często chodzi do kina i teatru.
- Regularnie biorę udział w wycieczkach organizowanych przez Polskie Towarzystwo Krajoznawcze. Zwiedzamy okolice Łodzi. Ostatnio wybraliśmy się całą grupą do Rogowa. Cudowne miejsce, takie zaciszne. A rośliny przepiękne. Rozalie, Rododendrony, Cisy – pani Janina wylicza.
- Kiedyś pracowałam w Zakładzie Papierniczym „Scanbox”. Dziś tęsknię za swoją dawną pracą. Żeby nie tęsknić, szukam sobie jak najwięcej zajęć. To pomaga zapomnieć o tym, co było dawniej. Nie wolno rozpamiętywać przeszłości. Trzeba iść śmiało przez życie.
Pokój z widokiem
Stróżujący w oknach to odwieczny element pejzażu wsi, miast, ulic i podwórek. Dzięki otwartemu oknu ludzie doznają bliskości i pociechy. Jednak okna coraz częściej pozostają puste, a Ci, którzy szukali w nich kontaktu ze światem, wracają do swoich pokoi rozczarowani. Bo nic godnego uwagi już tam nie ma. Czy naprawdę tak się dzieje?
Pani Basia widzi przez okno domu na łódzkim Teofilowie dachy sąsiednich bloków, wycinek chodnika i ulicę. Samochody nie przejeżdżają tędy często, ale z dnia na dzień jest ich coraz więcej. Pani Basia lubi patrzeć przez to okno i patrzy przez nie bardzo często. Dziwi się, dlaczego jednak sąsiednie są zwykle zamknięte – kiedyś było inaczej – wspomina – okno wskazywało na obecność człowieka, a wyglądanie przez nie było manifestowaniem chęci bycia z innymi – tłumaczy. Pani Basia doskonale pamięta czasy swojej młodości – pamiętam, okna kiedyś naprawdę dawały kontakt ze światem. Kobiety opierały się wygodnie na łokciach i potrafiły w nich całymi godzinami stać, plotkując przy tym. Moja babcia też tak spędzała czas wolny. Potem moja mama. Ja także już jako mała dziewczynka byłam przyzwyczajona do otwartych okien i funkcji, jakie spełniały – zauważyłam, że w oknie pani Basi nie wiszą firanki. Zaintrygowało mnie to.
- Za firanką czuję się uwięziona. Nawet jeśli firanka jest, to odsłonięta. Bardzo lubię przestrzeń. Lubię, gdy przez okno wpada dużo światła. Lubię też móc w każdej chwili spojrzeć przez okno i nic mi wtedy tego widoku nie ogranicza – po długiej i fascynującej rozmowie z panią Basią na temat jej dzieciństwa oraz sposobach na tworzenie więzi międzyludzkich naprawdę dociera do mnie mnóstwo faktów, których wcześniej nie zauważałam – moim sposobem na tworzenie więzi jest otwarte okno. Dzięki niemu doznaję bliskości ze światem i ludźmi. Przykry jest fakt, że dziś mało ludzi tak sądzi. Jednak mnie to nie przeszkadza, bo kiedy patrzę przez to okno, przesuwa mi się przed oczami całe moje życie. Powracają wspomnienia. I w ten sposób staram się uśmierzać ból, który powstaje, gdy patrzę na dzisiejszy świat i ludzi, którzy wciąż gdzieś pędzą.
Na zielonej działce
Mijam kolejne grządki kolorowych kwiatów i krzewów budzących się do życia. Zostają w tyle liczne alejki i ścieżki. Między altankami krzątają się starsi ludzie. Delikatnie i z troską pielęgnują rośliny. Dochodzę do ostatniej uliczki i widzę domek w kolorze jasnej brzoskwini. Przed domem tym, na ławce siedzi pani Helena, z którą zaczynam rozmowę – przy roślinach jest mnóstwo pracy. Czasem pomagają mi moje dzieci. Co jakiś czas trzeba przekopać ziemię, skosić trawę. Regularnie trzeba doglądać roślin. To pochłania dużo energii i czasu – ogródek pani Heleny jest prześliczny: zadbany i kolorowy – ta działka to całe moje życie – tłumaczy – w ciepłe dni siedzę tu cały czas, nie myśląc o samotności. Najgorzej jest, gdy robi się chłodniej i przychodzą długie, zimowe wieczory oraz mroźne dni. Siedzę wtedy sama w domu. To bardzo przygnębia – pani Helena dogląda swoich kwiatów i owoców, i nie myśli wcale o długich, zimowych wieczorach. Nie myśli, bo właśnie przyszedł czerwiec, a wraz z nim długie i ciepłe dni oraz mnóstwo pracy w ogródku. Pani Helena zajęta porządkowaniem działki i uprawą swoich roślin nie wyobraża sobie, że działki tej mogłaby nie mieć. Co by się z nią stało, gdyby ktoś zabrał jej ukochany kawałek ziemi? Pogrążyłaby się w cichej samotności niezauważona…
Dominika A. M. Makowska
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!