„Wiem, że romans z klientem oznacza kłopoty, ale nie mogłam się powstrzymać. Miałam w nosie nawet to, że widywałam go z inną”

baristka fot. Adobe Stock, pikselstock
„Byłam coraz bardziej zdumiona, dlaczego Jakub wciąż jest bez pary. Był naprawdę uroczy. Miał dobrą pracę, nie bał się wyzwań i odpowiedzialności. Szybko stał się moim ulubionym gościem. Cały dzień czekałam, aż przyjdzie i zamówi tę swoją kawę. A przychodził regularnie”.
/ 09.06.2023 16:30
baristka fot. Adobe Stock, pikselstock
Zanim poznałam jego imię, wiedziałam tylko, że pija mocną kawę z odrobiną mleka i koniecznie bez cukru! Nie pamiętam dokładnie, kiedy zaczęłam go już kojarzyć. Musiały minąć co najmniej dwa, może nawet trzy tygodnie. Początkowo byłam zbyt przejęta nową pracą, by skupiać się na obserwowaniu gości. Moim zadaniem było pilnowanie ich szklanek i talerzy, przyjmowanie zamówień i wydawanie reszty.

Na własnej skórze przekonywałam się, że praca kelnerki w najpopularniejszym pubie w mieście, wcale nie należy do łatwych. Zwykle przewijały się dziesiątki gości. Trudno było zapamiętać nawet tych, którzy przychodzili codziennie.

Najpierw zwróciłam uwagę na jego dłonie. Miał nawyk stukania palcami o blat. Robił to zupełnie bezwiednie, na przykład podczas czytania gazety. Jakby palcami wybijał rytm tekstu.

Zaczęłam rozpoznawać również jego sylwetkę, a potem profil. Orli nos, wydatne kości policzkowe, skronie przyprószone siwizną. Pomyślałam, że jest na nią za młody. Mógł być ode mnie – świeżo upieczonej trzydziestolatki – starszy najwyżej o pięć–sześć lat.

Szybko przestał być dla mnie jednym z klientów

Zawsze siadał w tym samym miejscu, z lewej strony baru. Pierwszy raz uśmiechnął się do mnie, gdy pochylona w jego stronę zapytałam:

– Espresso z mlekiem, jak zawsze?

Pamięta pani? – i zauroczył mnie uśmiechem ukazującym rząd równych, białych zębów.

Kilka tygodni później wiedziałam już o nim znacznie więcej. Bywał u nas niemal w każdą środę, często w piątki, w poniedziałki również, choć nieco później, niż zwykle. Zawsze przychodził sam, chyba, że to była sobota, wtedy pojawiał się w towarzystwie kolegi – jowialnego bruneta, który wyjadał nam cały zapas sernika i zwracał się do "mojego" gościa Talar.

Właśnie od owego "Talara" wszystko się zaczęło. W którąś sobotę przyszli obaj. Po mniej więcej dwóch godzinach poprosili o rachunek. Czekałam, aż koleżanka zwolni kasę, gdy usłyszałam "To na razie, Talar, widzimy się", i zobaczyłam jak jowialny jegomość zmierza w kierunku drzwi. Nie miałam ochoty płacić za jego trzy kawałki sernika z własnej kieszeni. Chciałam więc pobiec za niesolidnym klientem.

Proszę pani, ja jednak zostanę, mogę prosić małe piwo? Proszę się nie martwić, zapłacę za kolegę.

– Oczywiście, już podaję – odetchnęłam z prawdziwą ulgą.

– Aha, mam na imię Jakub. Talar to moje przezwisko z czasów szkolnych. Od nazwiska. Proszę wybaczyć koledze.

– Magda – uśmiechnęłam się niepewnie, bo nie wiedziałam, czy szefostwo pochwaliłoby takie spoufalanie się z gośćmi.

Pani Magdo, pani pierwszej to powiem. Jest w radiu taka audycja, wie pani? – kwadrans później Jakub T. najwyraźniej zaczął odczuwać brak towarzystwa więc zaczął mnie zagadywać.

– Chyba kojarzę – ton mojego głosu wcale nie brzmiał zachęcająco. Cóż, przy stoliku numer trzy właśnie dostałem napiwek w wysokości 50 gr.

– Ja pani też coś powiem. Nikomu jeszcze nie mówiłem. Zakochałem się.

"No, pięknie. Dwa małe piwa i już się we mnie zakochał. Inaczej go oceniałam" – przemknęło mi przez myśl.

– Miała przyjść tu dzisiaj ze mną, ale w ostatniej chwili odwołała spotkanie.

"Jeszcze lepiej. Zebrało mu się na zwierzenia" – westchnęłam.

Może wypadło jej coś ważnego – rzuciłam mu na pocieszenie.

– Może... – wpatrywał się w tekturową podstawkę pod kufel. – Ale prawda jest taka, że nie mam szczęścia do kobiet. Moja żona ciągle mi to powtarza. Moja była żona. Pięć lat jesteśmy po rozwodzie, a ona w kółko to samo.

– Może nie miał pan szczęścia do żony – wypaliłam. Byłam zmęczona po całym dniu. "Co ty pleciesz, chcesz spłoszyć stałego klienta" – opamiętałam się i szybko dodałam: –

Przepraszam, nie chciałam pana urazić.

– Nie musi pani przepraszać. Coś w tym jest. Dobrze było z panią pogawędzić, pani Magdo.

Zapłacił i wyszedł. W poniedziałek się nie pojawił. W środę również. Myślałam, że więcej nie przyjdzie. Zaczynałam obwiniać się o niewyparzony język.

Przyszedł dopiero po tygodniu. Nie sprawiał jednak wrażenia urażonego. Zamówił u koleżanki kawę i jak zwykle wbił wzrok w gazetę.

– Dzień dobry. Podać coś jeszcze – udawałam, że tamtej rozmowy nie było.

– O, pani Magdo, miło panią widzieć. Mam nadzieję, że w ubiegłą sobotę nie zanudziłem pani swoją paplaniną.

– Skądże. Nie byłam zresztą najlepszym słuchaczem.

– No to ma pani szansę się poprawić. Muszę pani coś powiedzieć. Oczywiście w tajemnicy.

I tak zaczęły się te nasze pogawędki

Jakub okazał się fantastycznym rozmówcą. O swoich sercowych perypetiach opowiadał z takim humorem, że często śmiałam się serdecznie jeszcze po powrocie do domu.

Jestem kawalerem z odzysku, ale długo nim nie pozostanę – mawiał, prężąc pierś i przeczesując palcami siwiejące skronie.

Szybko stałam się kimś w rodzaju jego powierniczki. Razem z nim opłakiwałam jego kolejne nieudane randki. Pomstowałam na kobiety, które adorował, i które pozostawały całkowicie obojętne na jego wdzięki. Cierpliwie słuchałam, gdy wyliczał swoje wady i przywoływał ostrzeżenia swojej byłej żony. Najpopularniejszą z nich: "Kobiety lubią tajemnice. Facet, który na pierwszej randce opowiada im historię swojego życia, przestaje je interesować" – wkrótce znałam na pamięć. Powtarzaliśmy je wspólnie, przekrzykując się i kiwając mądrze głowami.

Taki fajny facet, a wciąż jest samotny

Szczerze mówiąc, wcale się z owym stwierdzeniem nie zgadzałam. Byłam też coraz bardziej zdumiona, dlaczego Jakub wciąż jest bez pary. Był naprawdę uroczy. Miał dobrą pracę, nie bał się wyzwań i odpowiedzialności. Szybko stał się moim ulubionym gościem. Cały dzień czekałam, aż przyjdzie i zamówi tę swoją kawę. A przychodził regularnie. Żeby się wypłakać albo pośmiać. Coraz częściej zamiast "wpadłem tutaj" mówił "przyszedłem do ciebie".

Ten piątek długo nie różnił się od wielu poprzednich. Stoliki jak zwykle niemal wszystkie były zajęte. Uwinęłam się z kolejnym zamówieniem i wracałam do baru, gdy zobaczyłam sunącą po sali opaloną, długonogą blondynkę. Do jedynego wolnego stolika prowadził ją Jakub!

Dzisiaj nie przy barze? – nie mogłam powstrzymać ironii w głosie. Tak wiele razy powtarzałam mu, że znajdzie sobie kobietę, której wszyscy będą mu zazdrościli. Ale teraz, gdy on właśnie z taką kobietą usiadł przy stoliku... ja zaczęłam jej zazdrościć!

– Dzisiaj nie. Ale na kawę chyba nie jest jeszcze za późno. Elu, napijesz się? A może wolisz lampkę wina.

Nie mogłam na nich patrzeć. Powiedziałam szefowej, że boli mnie brzuch i zwolniłam się do domu. Pół nocy przewracałam się w pościeli. Nie mogłam znieść myśli, że gdzieś tam on i ona wspaniale się bawią.

Do pracy wróciłam dopiero we wtorek, ale i tak nie byłam gotowa na spotkanie. Nie chciałam usłyszeć "Magdo, nareszcie. Na taką kobietę jak Ela czekałem".

Przyszedł zaraz po otwarciu. Usiadł przy barze.

– Jak randka? – spytałam obojętnie.

– Ela była w domu jakieś pół godziny po tobie. O ile w ogóle poszłaś w piątek do domu. Dlaczego zniknęłaś?

– Źle się czułam – rzuciłam. – A Ela?

– Ja nie czułem się najlepiej w jej towarzystwie.

– Kto by pomyślał? Jeszcze kawy? – włączyłam ekspres i zaczęłam zbierać z baru puste naczynia. Nagle poczułam jego dłoń na swojej.

– Posłuchaj, w ten piątek... Twoja koleżanka powiedziała mi, że pierwszy raz w życiu zwolniłaś się w połowie dyżuru. Pomyślałem sobie, że może to z mojego powodu. Z powodu Eli.

– To idź i opowiedz jej – krzyknęłam.

– Nie opowiem. Ani tego, ani niczego innego. Szczerze mówiąc, ona potrafi słuchać wyłącznie komplementów.

Próbowałam uwolnić dłoń z jego uścisku. Trzymał ją jednak zbyt mocno.

– Pani Magdo – uśmiechnął się trochę niepewnie. – Mamy już za sobą tak wiele randek, więc może podczas kolejnej nie uda mi się zepsuć wszystkiego, co nas łączy. Czy zechce pani odwiedzić w moim skromnym towarzystwie jakiś inny lokal? Tym razem to ja zatroszczę się o panią.

Od tamtego dnia minął rok. I muszę przyznać, że mój Jakub parzy najlepszą kawę na świecie.

Czytaj także:
„Rodzina miała mnie za >>starą pannę<<. Nie mieli pojęcia, że od dawna ukrywam przed nimi sekret”
„Mam 26 lat, a babcia uważa mnie za starą pannę. Bawi się w swatkę i na siłę umawia mnie z wnukami swoich przyjaciółek”
„Po rozwodzie poczułam się jak wybrakowany towar. Sądziłam, że jestem za stara na amory, jednak los zesłał mi kochanka”

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA