Rafał wyszedł z gabinetu szefa rozpromieniony. Pomyślałam, że pewnie znowu się podlizywał. Nasza firma architektoniczna nie miała jeszcze takiego klienta, jak ten zagraniczny inwestor, budujący w mieście galerię handlową. Każdy, kto u nas pracuje liczy, że dostanie ten projekt, ale po cichu mówi się, że szansę mam ja, Mirek i Rafał. Ta ostatnia kandydatura wzbudza wśród nas wiele komentarzy.
– Nie pracuje tu nawet pół roku, a szef już chce mu powierzyć taką fuchę?! – żołądkował się Mirek.
Przytaknęłam mu ochoczo, aż zgrzytając zębami na myśl, że Rafał może nam zwinąć sprzed nosa taki projekt. Nie lubiłam go. Zresztą, nie ja jedna. Prawie z nikim nie rozmawia, nie chodzi z nami na drinka w piątkowe wieczory, nie jeździ na wyjazdy integracyjne.
– Nadęty bufon i tyle – mruknęła sekretarka szefa, Majka.
– Jedno, co robi to biega do starego z każdym drobiazgiem – zaśmiałam się.
– Facet jest sztywny, jak kij od miotły i wygląda, że prędko się z nim nie dogadacie. Współczuję, bo podobno masz z nim dzielić pokój – Majka zawiesiła głos, a po chwili prawie szeptem dodała, że Mirek odchodzi do konkurencyjnej firmy, więc szef planuje małe przemeblowanie. – Rafał zajmie biurko Mirka, ale jakby co, nie wiesz tego ode mnie.
– Nie żartuj – jęknęłam.
Byłam załamana. Widywać lizusa Rafcia na korytarzu, to jedno, ale pracować z nim, to (cholera) drugie! Z Mirkiem dogadywaliśmy się fantastycznie, a z tym co niby zrobię? Może to plotka – myślałam.
Ale to nie była plotka. Na samym początku grudnia Mirek nas pożegnał, a Rafał zajął jego biurko. Nie ukrywałam wrogości, ale na nim nie robiło to chyba wrażenia. Po prostu przychodził rano, mówił to swoje "hej", a potem zatapiał nos w projektach i świat dla niego nie istniał. Chyba, że się czepiał...
– Proszę, nie pal przy mnie – jęczał, kiedy sięgałam po papierosa.
Nie lubiłam palić na korytarzu i diabli mnie brali. Zresztą, nie tylko o to chodziło. Po pięciu cudownych latach w tej firmie, teraz szłam do pracy, jak na ścięcie. No, a kiedy szef Rafałowi dał ten projekt galerii, coś we mnie pękło. Przez całe zebranie starałam się opanować łzy, zastanawiając się na okrągło, czemu szef nie docenia starych pracowników, tylko daje taką szansę nowemu. Ten cały Rafał niedawno skończył studia, ja jestem doświadczonym architektem i co? Teraz on zgarnie całą śmietankę! I pomyśleć, że miałam już nawet wstępne plany, ale skoro projektować ma Rafcio, niech radzi sobie sam! – piekliłam się w duchu.
Rafał zabrał się ostro do roboty. I gadał tylko o tej cholernej galerii.
– Słyszałaś? Rafał już dostał premię, a kroją się dużo większe pieniądze – syknęła Majka, kiedy razem paliłyśmy.
– A ja nie dostałam podwyżki od trzech lat! – oburzyłam się. – Proszę, jaka sprawiedliwość jest na świecie!
Szef najwidoczniej był ślepy na krzywdę zespołu i zachwycony pracą Rafała, bo wychwalał go pod niebiosa. Pan Rafał to, pan Rafał tamto! Jakbyśmy my, cała reszta, leżeli i nic nie robili.
– Może to jakiś protegowany szefa? – zastanawiała się jedna z koleżanek.
– Pewnie ma takie plecy, o jakich nam się nie śniło... – przytakiwał kolega.
W sumie nikt nie wiedział, co jest grane, ale wszyscy obwiniali Rafała o odejście Mirka, o złą atmosferę i ogólnie, o wszystko. Ja też byłam wściekła i pełna goryczy. Nie wiem, skąd mi przyszedł do głowy ten pomysł. Może jestem złym człowiekiem, może zaślepiła mnie zawiść, ale zapragnęłam zemsty. Postanowiłam podłożyć Rafałowi prawdziwą świnię. Korzystając z jego chwilowej nieobecności, wgrałam w jego komputer... wirusa. No i rozpętało się piekło.
– Dwa tygodnie pracy na nic! – ciskał się Rafał blady, jak ściana, a ja udając współczucie zacierałam ręce z uciechy. – Musiałem wpuścić wirusa z poczty elektronicznej, ale co ja teraz powiem szefowi? Inwestor idzie z nami w poniedziałek na kolację, chciałby coś zobaczyć... – Rafał miotał się po pokoju blady i roztrzęsiony.
– Pech, chłopie – udałam współczucie.
Wyszłam na papierosa, a kiedy wróciłam, Rafał siedział za biurkiem, bezmyślnie gapiąc się w ekran. Wyglądał, jakby ktoś mu umarł. Świnia ze mnie – pomyślałam. Dobra, nie lubię go, ale wycięłam mu naprawdę paskudny numer.
– No, to po dobrym początku pewnie wylecę z roboty – mruknął nieoczekiwanie i dodał, że... dziękuje mi za miłą współpracę. – Wiem, że bywam mrukiem, ale naprawdę cię lubię, Asiu – powiedział, a ja poczułam, że policzki oblewa mi szkarłat wstydu.
– Yyy, dziękuję ci – powiedziałam, unikając jego wzroku.
– Słuchaj, dziś jestem taki roztrzęsiony, że już chyba nic nie zrobię. Zresztą, muszę zanieść komputer do informatyków, bo sam się tego świństwa nie pozbędę. Może dasz się zaprosić na drinka? Mam trochę czasu, zanim będę musiał wrócić do domu – powiedział.
Przez sekundę szukałam w myślach wymówki, ale nagle się zgodziłam. Może po prostu przeważyła ciekawość? Może jednak chciałam się czegoś o nim dowiedzieć? Wkurzał mnie, zgoda, ale i intrygował...
W pubie tuż obok biura usiedliśmy w kącie, zamówiłam sok, Rafał małe piwo. Wcale nie ciągnęłam go za język, sam zaczął mi się zwierzać. Powiedział, że wie, że jest nielubiany, ale nic na to nie poradzi.
– Czasem chciałbym się z wami gdzieś wyrwać, zaszaleć, ale nie dam rady.
– Czemu? – zapytałam beztrosko, jak ostatnia idiotka.
– Muszę zmienić teściową, która zajmuje się moim synem – odparł.
Wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia, więc opowiedział mi, że odkąd żona zginęła w wypadku, chowa synka sam, z pomocą teściowej i rodziców, że czasem jest taki zmęczony, że chciałby tylko spać, że nie jest łatwo, ale inni miewają gorzej.
– A teraz jeszcze ten cholerny projekt! W dodatku całe rano mówiłem sobie, żeby zgrać go na płytę i zapomniałem... No, muszę lecieć, chociaż miło się gada. Jesteś pierwszą osobą z firmy, przed którą się otworzyłem – zaśmiał się, kiwając na kelnerkę. – Rachunek poproszę – powiedział do dziewczyny, a potem zaproponował, że mnie podwiezie.
Chciało mi się płakać. Dawno nie czułam się tak podle. To miała być zemsta doskonała, a zrobiłam z siebie idiotkę! Przeze mnie samotny ojciec i chyba całkiem porządny facet straci pracę! Nagle wpadłam na pomysł.
– Rafał, słuchaj – jest piątek wieczór. Może, gdybyśmy się sprężyli, razem zdążymy coś zrobić? – usłyszałam swój głos.
– Chcesz powiedzieć, że jesteś skłonna spędzić weekend pomagając mi w...
– Tak! – weszłam mu w słowo, gdy zatrzymał samochód pod moją klatką. – Wezmę tylko laptopa i jedziemy do ciebie!
To był długi weekend, ale odwaliliśmy kawał dobrej roboty.
– Z twoją pomocą wyszło nawet lepiej – zdziwił się Rafał, zerkając na monitor.
– Co dwie głowy, to nie jedna...
Spotkanie z szefem i inwestorem poszło, jak po maśle.
– Są zachwyceni! Podobał im się zwłaszcza ten twój pomysł – zaczął Rafał we wtorkowy ranek.
A ja zrozumiałam dwie rzeczy – że zyskałam przyjaciela i że muszę zagrać z nim w otwarte karty.
– Jest coś, co muszę ci powiedzieć – przerwałam mu.
Jego oczy pociemniały, zrobił się poważny.
– Chyba się domyślam, ale nie mówmy już o tym...
– Skąd wiedziałeś, że...
– Powiedziałem tylko, że się domyślam. A swoją drogą prawdziwa z ciebie żmija, wiesz? – zaśmiał się.
– Przepraszam...
– Ja też byłem nie w porządku. Przyznaję, podlizywałem się szefom, ale nie mogłem stracić tej pracy – westchnął, a potem zapytał, czy nie napiłabym się kawy.
Od tamtego grudnia minął prawie rok. Nie wyobrażam sobie pracy bez Rafała. Przyjaźnimy się, może nawet więcej... Dawne niesnaski poszły w niepamięć, praca zespołowa kwitnie. I jedno jest pewne – nigdy już nie wytnę nikomu takiego numeru. Nawet zanim dowiedziałam się prawdy o Rafale, czułam się jak ostatnia świnia. Wierzcie mi, nie było warto.
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!