– A może coś ostrzejszego?
– Hot pepperoni?
– Acha, super. Małą na pól.
Prawie codziennie po pracy wpadałyśmy na pizzę. To był rytuał, w którym brałyśmy udział tylko my: Matylda i ja.
Poznałyśmy się w liceum. Polubiłam ją natychmiast, podobnie jak wszyscy. Nikomu jednak nie udało się z nią bliżej zaprzyjaźnić. Była jak kot chodzący swoimi ścieżkami. Kiedy po kilku miesiącach stało się jasne, że to ze mną spędza najwięcej czasu, byłam dumna i szczęśliwa. Uwielbiałam mówić: ja i Matylda, byłyśmy z Matyldą... i szukałam w oczach moich rozmówców podziwu. Bo przecież musiałam być kimś wyjątkowym, skoro Matylda wybrała właśnie mnie.
Pochodziłyśmy z niezbyt zamożnych rodzin, więc po maturze trzeba było iść do pracy. Zbiegiem okoliczności wylądowałyśmy w jednym urzędzie. Razem zaczęłyśmy zaocznie studiować. Niestety, moja mama zachorowała i musiałam zrezygnować z nauki. Matylda obroniła pracę magisterską i wkrótce została kierowniczką działu. Cieszyłam się razem z nią, ciężko pracowała na ten awans. Nic to nie zmieniło w naszych układach. Niestety, do czasu...
Szłam przez park. Bzy pachniały, ptaki śpiewały, a ja pomyślałam, że chciałabym wreszcie spotkać tego wyśnionego, wymarzonego. Zaczęłam go sobie wyobrażać: wysoki, ciemne, kręcone kędziory, czarne oczy, ubrany z fantazją jak artysta i żeby był... Nie zdążyłam pomyśleć jaki, bo nagle zobaczyłam go! Jakby się zmaterializował! Jeden szczegół się nie zgadzał – u jego rękawa wisiała uczepiona moja koleżanka.
– Cześć Anka! – zawołała. – Dawno się nie widziałyśmy! Poznajcie się, to mój kuzyn, Tomek.
Spojrzałam w melancholijne oczy, na wielką, błyszczącą klamrę u paska, wyglansowane kowbojki i zakochałam się na zabój. Tomek mówił o sobie, a ja z zachwytem słuchałam. Okazało się, że przyjechał szukać pracy, bo w rodzinnym miasteczku nie znalazł nic na miarę swoich ambicji.
– Może u nas w urzędzie coś by się znalazło! – zawołałam. – Jaką szkołę skończyłeś? – zapytałam.
– Ogólniak, ale oblałem maturę. Właściwie na własne życzenie, bo akurat wtedy komponowałem muzykę i miałem taką wenę, że nie było czasu na wkuwanie.
Westchnęłam z podziwu. Prawdziwy artysta, poświęcił się dla sztuki. Muszę mu pomóc.
Nazajutrz od rana męczyłam Matyldę:
– Proszę cię, wymyśl coś, on jest taki zdolny, inteligentny...
Spojrzała na mnie uważnie i czułam, że już mnie rozszyfrowała. Ale, jak to ona, nie komentowała i nie oceniała.
– Ma szczęście ten twój protegowany – stwierdziła. – Właśnie dyrektor postanowił powiększyć nasz dział i będą nowe etaty. Na jednym z nich możemy zatrudnić kogoś do prac pomocniczych, oczywiście pensja nie będzie zbyt wysoka.
Była marna, ale Tomek się zgodził.
– Na początek może być – oświadczył. – Byle się zaczepić. Jak już się na mnie poznają, zobaczysz, co to znaczy zawrotna kariera.
Kiedy pojawił się następnego dnia, wszystkim po prostu zaparło dech z wrażenia. W skórzanych spodniach i długim, białym płaszczu wyglądał bosko. Nie odstępowałam go na krok, żeby wszyscy wiedzieli, że to ja znalazłam ten skarb, to cudo.
– Chodź Tomku, poznasz naszą kierowniczkę – jak najszybciej chciałam pokazać go Matyldzie.
Nie zrobił na niej dużego wrażenia. Przedstawiła mu zakres obowiązków i wyszła, wymawiając się spotkaniem. Mimo tego chłodu Tomek był zachwycony.
– Wspaniała kobieta! Stanowcza, konkretna, a jaka elegancka!
– Tak, oczywiście, ale zajmijmy się pracą – ucięłam. Zirytowały mnie te hymny pochwalne. Praca szła nie najlepiej, ale wiadomo, początki zawsze są trudne. Porzuciłam więc swoje zajęcia, usiadłam obok Tomka i punkt po punkcie tłumaczyłam mu jego zadania.
– Aniu, jaka jesteś mądra – mówił – a wprowadziłabyś te dane? Tak szybko to robisz. Tak więc ja robiłam, a Tomek siedział obok i się mną zachwycał. Czułam się wspaniale. Gorzej było po południu, kiedy zerknął na zegarek i stwierdził:
– O, już prawie czwarta. To ja lecę.
I poleciał. Chwilę później do pokoju zajrzała Matylda.
– Idziemy? Dzisiaj mam ochotę na hawajską. A ty?
– A ja nie mogę. Muszę zostać, nie wyrobiłam się ze wszystkim.
Następnego dnia było podobnie. Czułam się szczęśliwa. Tomek był ciągle blisko, nie mógł się beze mnie obejść. Denerwowało mnie tylko pełne podziwu spojrzenie, jakim wodził za Matyldą.
– Wiesz, Tomek się chyba w tobie podkochuje – powiedziałam do niej.
Roześmiała się.
– Jeżeli już, to się podlizuje, bo jestem kierowniczką. Uważaj Aniu – spoważniała – to egoista, a ty dajesz się wykorzystywać.
– Spokojnie, wszystko jest pod kontrolą – odparłam. – To jest część strategii.
Na jej efekty nie czekałam zbyt długo. Mniej więcej po tygodniu Tomek po swoim zwyczajnym "to ja już lecę", dodał:
– A może poszlibyśmy na kawę. Muszę ci coś koniecznie powiedzieć.
– Dobrze – rzuciłam lekko, choć prawie zemdlałam z wrażenia.
Ledwie zniknął, popędziłam do domu. Niebawem mieszkanie wyglądało jak po trzęsieniu ziemi, ja natomiast prezentowałam się wspaniale. Wszystko dopracowane: fryzura, makijaż, ciuchy. O umówionej godzinie wkroczyłam do kawiarni. Tomek już czekał. Obrzucił mnie pełnym uznania spojrzeniem:
– Ty też potrafisz super wyglądać!
Nie był to najzręczniejszy komplement, ale to pewnie z nerwów, pomyślałam. Ledwie usiadłam, chwycił mnie za rękę i spojrzał w oczy.
– A więc wreszcie się udało.
Zarumieniłam się ze szczęścia. Nie sądziłam, że spotkanie ze mną jest dla niego takim sukcesem. Żądna dalszych wyznań udałam, że nie rozumiem.
– Co się udało?
– No, zainteresować sobą kobietę, o której marzę.
– To ci się udało już dawno – szepnęłam.
– Naprawdę? – szczerze się zdumiał. – Nie zauważyłem. Ale jeżeli tak, to świetnie. Jutro, jak pójdziemy na kawę...
– Znowu? – wyrwało mi się.
– Jak to znowu?
– No, bo już dzisiaj jesteśmy – stwierdziłam logicznie.
– Nie my, tylko ja z Matyldą. Zaproponowała mi spotkanie. Ach – rozmarzył się – jaka ona jest bezpośrednia, odważna...
Wyliczał po kolei wspaniałe cechy Matyldy, a we mnie wzbierała gorycz. A więc to tak. Zdradzili mnie oboje. Zerwałam się i krzyknęłam:
– A ja?! Ja się nie liczę! Zawsze tylko Matylda! Najmądrzejsza! Najładniejsza!
– Zazdrościsz jej?!
Zaniemówiłam. Zazdroszczę. Rzeczywiście, tak to wygląda. Tak myśli on i tak pomyśli Matylda, jak jej o tym powie.
A najgorsze, że to prawda. Jestem głupia, pełna kompleksów. Już nigdy nie spojrzę jej w oczy. Koniec z naszą przyjaźnią.
Po nieprzespanej i przepłakanej nocy wyglądałam tak, że lekarz w przychodni o nic nie pytał. Przepisał coś na nerwy i dał tydzień zwolnienia. Zaszyłam się w domu i snułam ponure plany pozostania w łóżku na zawsze. Szóstego dnia ktoś zapukał do drzwi. To była Matylda.
– Aniu, muszę ci coś powiedzieć.
– Nie musisz. Wszystko jasne. Tomek woli ciebie.
– Tomek woli tytuły – przerwała mi. – Mam znajomą, prezeskę dużej firmy. Poprosiłam, by znalazła jakieś zajęcie dla niewykwalifikowanego przystojniaka. Spotkaliśmy się we troje i odkąd usłyszał słowo "prezes", nie odrywał od niej wzroku. Teraz przekłada papiery pod drzwiami jej gabinetu, a my mamy go z głowy.
Uśmiechnęła się.
– Może wylazłabyś z tego szlafroka? Dawno nie byłyśmy na pizzy.
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!