Tak mi się przynajmniej wtedy wydawało. No i w ogóle w moim typie. Ciemne włosy, nonszalancja w ubiorze, błysk w oku.
– Filozof – orzekła autorytatywnie Ewka. – Mówię ci, że to filozof. Z takimi trzeba uważać. Głowa w chmurach, a w kieszeni pusto.
– Coś ty, wygląda raczej na artystę – zaoponowałam. – Typ Jamesa Deana – zbuntowany, skłócony ze światem.
– Niech ci będzie. Tak czy owak też pewnie ma pusto w kieszeni. Mówię ci, uważaj – orzekła moja przyjaciółka.
Zamęczałam ją opowieściami o nieznajomym już od miesiąca, bo wyglądało na to, że się w nim zakochałam od pierwszego wejrzenia. Odkąd się zorientowałam, że codziennie jeździ o tej samej godzinie, stawiałam się na przystanku punktualnie o 9.45 i sterczałam dziesięć minut zanim nie wsiądzie i później jeszcze drugie dziesięć do odjazdu mojego autobusu, choć miałam wcześniejszy o 9.40. Prawda, jakie poświęcenie?
– Wiem! Ubiorę sie wystrzałowo, jakaś miniówa, but na wysokim obcasie, założę nogę na nogę - gorączkowałam się. – Musi zadziałać!
– Akurat! Na roztrzepanego artystę takie triki nie działają – ostudziła moje emocje przyjaciółka. – Pamiętaj. Do celu idź prostą drogą. Po prostu zapytaj go: "Która godzina?".
Genialnie proste! Zapytam, która jest godzina! No dobrze... i co dalej?
– Co dalej, co dalej. Pociągniesz wątek godziny, przeskoczysz na inny temat i jakoś pójdzie.
Łatwo mówić, trudno wykonać. Podchodziłam do tej akcji ze trzy kolejne dni. Autobus linii 108 odjeżdżał, a ja klęłam na czym świat stoi, że zabrakło mi odwagi. W końcu postanowiłam – zrobię to dzisiaj.
Tego dnia los mi wyjątkowo sprzyjał – siedzieliśmy na ławce na przystanku sami. Niestety, zdenerwowana, nie wykorzystałam tych paru minut i wkrótce zaczęli się schodzić pojedynczy ludzie. W końcu się w sobie zebrałam – teraz albo nigdy.
– Która godzina? – spytałam z głupia frant.
– Przepraszam, właśnie jedzie mój autobus – rzucił pospiesznie podnosząc się z ławki. Nawet na mnie nie spojrzał.
Rzeczywiście zza zakrętu wyłonił się autobus... Zdruzgotana zastygłam w poczuciu upokorzenia. – 9.41. Przyjechał chyba wcześniej – usłyszałam obok siebie sympatyczny męski głos.
Spojrzałam w bok. Wysoki blondyn uśmiechał się do mnie niepewnie.
– Mam na imię Karol. Chyba mieszkasz niedaleko, bo często cię tu widzę. A ja mieszkam o tam, w tamtym domu – kontynuował.
– Natalia. Nigdy wcześniej cię tu nie widziałam.
– Bo mnie po prostu nie zauważyłaś – uśmiechnął się. – Wsiadamy codziennie do tego samego autobusu, tylko ty wysiadasz przystanek wcześniej. O jedzie nasz, wsiadamy.
W autobusie zagadaliśmy się tak, że przejechaliśmy oboje nasze przystanki. Odtąd witaliśmy się co rano jak starzy znajomi i mieliśmy sobie bardzo dużo do powiedzenia. Tak dużo, że trzeba było umówić się na wieczór. I na następny i następny. Dziś zupełnie nie rozumiem, jak mogło mi się wydawać, że zakochałam się w tym mruku w rozchełstanej koszuli. Najśmieszniejsze jest to, że Karol od dłuższego czasu kombinował, jak by mnie tu zaczepić. W końcu wymyślił, że zapyta o godzinę. No cóż, pytanie zostało zadane. Najważniejsze, że odpowiedziała na nie właściwa osoba.
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!