Nie wezmę cudzych pieniędzy!

pieniądze, forsa, potfel
Jeszcze nigdy w życiu nie zostałam okradziona. Aż do tamtego razu...
/ 23.12.2008 17:20
pieniądze, forsa, potfel
W ostatnią sobotę sierpnia pojechałam do supermarketu na większe zakupy. Proszek do prania, chleb, jakieś tańsze mięso – od ostatnich kilku miesięcy bardzo oszczędzaliśmy. A wiadomo, że w takich wielkich sklepach jest mnóstwo promocji i wyprzedaży.
Utrzymywaliśmy się tylko z pensji męża. Tadek jest informatykiem, nie zarabia dużo. Mamy troje dzieci. Są kochane. Wiedzą, że w domu się nie przelewa, więc nie proszą nas o ekstra rzeczy.
– Kochanie, kup im jakieś łakocie. Dostałem premię, niedużo, bo 400 złotych, ale zawsze. Może dostaniesz też jakieś tańsze buty dla naszych łobuziaków – przed wyjściem mąż dał mi pieniądze. Aż go uściskałam! To cały mój Tadzio... Widziałam, że siedzi po nocach przy komputerze, ale nawet słowem mi nie wspomniał, że chce dodatkowo dorobić dla nas parę groszy.

Miałam przy sobie 1000 zł, bo w drodze powrotnej chciałam opłacić rachunki za telefon, prąd, gaz. Do sklepu pojechałam z Oleńką. Po godzinie koszyk był pełny.
Kiedy kasjerka podliczyła rachunek, sięgnęłam do torebki po portfel. Byłam zaskoczona, że jest otwarta, ale przypomniało mi się, że wyciągałam telefon, bo dzwonił do nas Tadeusz. Widać zapomniałam, zaciągnąć suwak. Przeszukałam torebkę raz, drugi... Aż ciarki przeszły mnie po plecach. Nic! Ani śladu po portfelu!
– Mamusiu, co się stało? Dlaczego nie płacisz? – Ola nie rozumiała, co się dzieje.
– Boże, nie mam portfela! Ktoś musiał mi go wyciągnąć – powiedziałam przerażona.
Kasjerka na mnie popatrzyła i głośno powiedziała:
– Jest pani dziś drugą osobą, która mówi, że ją okradziono. Wątpię, aby stało się to w sklepie, tu wszędzie są kamery. Ale zresztą, kto wie... Dziś złodziej wygląda tak, jak "przyzwoity człowiek".
– Miała pani w portfelu karty kredytowe? – przejął się starszy człowiek z kolejki. Przytaknęłam głową.
– Kobieto, więc na co czekasz! Dzwoń jak najszybciej, żeby bank ci je zablokował. Bo złodzieje zrobią zakupy na twoje konto – mężczyzna, który stał tuż za mną, wyraźnie się zdenerwował.

Niestety, jak się później okazało, było już za późno. Rzeczywiście złodzieje w tym samym sklepie obkupili się na mój koszt za ponad 1000 zł! To były pieniądze, które trzymaliśmy na karcie kredytowej na czarną godzinę.
Do domu wróciłam załamana. Tadeusz próbował mnie pocieszać, ale widziałam, że jest zły. Trudno było się mu dziwić – w końcu złodzieje ukradli nam 1000 zł w gotówce i jeszcze drugi tysiąc z karty. Choć negocjowaliśmy z bankiem, to urzędnicy rozkładali ręce – musieliśmy spłacić debet, którego nie zrobiliśmy.

Los bywa jednak przewrotny. Kiedy miesiąc później wracałam wieczorem od siostry, na przystanku autobusowym znalazłam portfel! Nie, nie swój – był męski, z czarnej skóry. Kilka razy się obejrzałam, czy gdzieś w pobliżu nie stoi właściciel zguby. Przez myśl mi nawet przeszło, że może jestem w ukrytej kamerze. Ale nie, nikogo nie było. Podniosłam z ziemi portfel. Otworzyłam. Nie, to było niemożliwe! Oczom nie dowierzałam – w portfelu był plik banknotów!
W domu Tadeusz przeliczył kilkakrotnie pieniądze, bo za każdym razem myślał, że się pomylił. Wreszcie położył je na stole i powiedział:
– Kochanie, przyniosłaś do domu 10 tysięcy złotych – aż mnie uściskał. – Jedziemy w najbliższy weekend na duże zakupy!
– Jak to, na zakupy?! Przecież to nie nasze pieniądze. Musimy je oddać – oburzyłam się.
– Czyś ty oszalała? Komu chcesz je oddać? Popatrz tylko na ten portfel. Elegancki, skórzany. Nie należał do biedaka. A i facet z dowodu osobistego wygląda na lepszego gościa – Tadeusz nie rozumiał, o co mi chodzi. – Pewnie miał przy sobie tę kasę na drobne wydatki. Zresztą przypomnij sobie, co nam się tak niedawno przytrafiło. Ten portfel znalazłaś w samą porę. Pomyśl o dzieciach. Kupisz im buty, książki do szkoły, starczy jeszcze na jedzenie.
Kiedy jednak pomyślałam sobie, jak czułam się tamtego dnia, gdy zostałam okradziona, mój zapał do wydawania cudzych pieniędzy ostygł. Nie chciałam, aby ktoś płakał tak, ja ja wtedy. Może te pieniądze były przeznaczone na leczenie dziecka?
– Musimy zwrócić ten portfel. Spróbuję przez biuro numerów znaleźć telefon do mężczyzny z dowodu osobistego – powiedziałam stanowczym tonem. – Tadeusz, właśnie dlatego, że straciłam własny portfel, uważam że ten musimy oddać.
Mąż tylko machnął ręką. Widział, że nie ma sensu dłużej ciągnąć tego tematu.
– Przyjadę, gdzie tylko pani będzie chciała. Proszę mi wierzyć, gdybym nie odzyskał tych pieniędzy, nie tylko ja byłbym załamany – powiedział zdenerwowanym głosem.
Spotkaliśmy się w cukierni, w której kupuję ulubione pączki męża. Kiedy weszłam do środka, mężczyzna już na mnie czekał.
– Nazywam się Lucjan Michalski. Nawet pani nie wie, jak się cieszę z naszego spotkania – uścisnął mi rękę.
Kiedy siedzieliśmy przy kawie, opowiedział, że tamtego dnia wracał od klienta.
– Prowadzę firmę transportową. Klient nie chciał wysyłać pieniędzy na konto, poprosił, abym przyjechał po gotówkę. Byłem zaskoczony, bo dziś wszystko odbywa się za pomocą przelewów, ale sama pani rozumie. Są takie czasy, że klient nasz pan. Nie miało dla mnie znaczenia, jak zapłaci za usługę – mówił pan Lucjan. – Zresztą i tak zaraz miałem te pieniądze oddać swoim kierowcom. Przeznaczyłem je na premię.

Dobrze go rozumiałam. No i zdradziłam swoją historię z portfelem. Posmutniał.
– Niestety, jest mnóstwo podłych, złych ludzi. Ale na szczęście pani Haniu, są także ci dobrzy, jak pani – jeszcze raz uścisnął mi dłoń.
Po godzinie rozmawialiśmy już jak dobrzy znajomi. Kiedy powiedziałam panu Lucjanowi, że szukam pracy, zmarszczył brwi.
– A czym pani się zajmuje? – zapytał.
– Z wykształcenia jestem laborantką, ale sam pan rozumie, nie jest łatwo dziś o zatrudnienie w moim wyuczonym zawodzie. Przyszłych pracodawców przeraża to, że mam troje dzieci. Że jak zaczną chorować, zaczną się zwolnienia, spóźnienia.
– Pani Haniu, to się świetnie składa! – aż przyklasnął.
– Nie rozumiem? Cieszy się pan, że nie mogę znaleźć pracy? – byłam zaskoczona.
– Broń Boże, nic podobnego! Po prostu szukam kogoś do pracy w mojej firmie na stanowisku sekretarki – powiedział.
– Panie Lucjanie, dziękuję, ale ja się na sekretarkę nie nadaję. Kiepsko pracuję przy komputerze, nie znam języków obcych i... – nie dokończyłam tej wyliczanki własnych wad, bo szybko mi przerwał.
– Pani Haniu, jest pani idealną kandydatką. Niezwykle uczciwą i dobrą, czyli taką osobą, którą chciałbym mieć w swojej firmie – uśmiechnął się. – A co do obsługi komputera, to proszę się nie martwić. Wyślemy panią na kurs, szybko się pani nauczy. To co? Zastanowi się pani nad moją propozycją? Tu jest moja wizytówka. Proszę do mnie zadzwonić. Najlepiej jutro, bo szkoda czasu.

Do domu przyniosłam dwadzieścia ulubionych pączków Tadeusza. Cała rodzina była zaskoczona.
– Kochanie, czy coś się stało? – zaniepokojony mąż mnie przytulił.
– Nic, tylko... – zawiesiłam głos, popatrzyłam na nich. – Właśnie dostałam pracę! – dodałam radośnie.
Tadeusz i dzieci patrzyli na mnie z niedowierzaniem.
Kilka dni później stawiłam się w mojej nowej pracy. Od tamtej pory minęły cztery miesiące. Co tu dużo mówić – pracuje mi się świetnie.

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA