To był głupi pomysł

party, impreza, świętowanie
Gdy w firmie pojawiła się nowa szefowa, padł na nas blady strach. Jak nic będą zwolnienia.
/ 23.12.2008 17:16
party, impreza, świętowanie
Przedstawiam wszystkim moją zastępczynię Małgorzatę Lemańską – powiedział dyrektor. – Mam nadzieję, że będzie się nam wszystkim dobrze pracowało – kiwnął głową i czmychnął do swojego gabinetu.
Nowa zastępczyni próbowała coś mówić, ale szczerze mówiąc, nie słuchałam jej, tylko po cichu wymknęłam się z sali konferencyjnej.
– Staremu odbiło – podzieliłam się wrażeniami z koleżanką. – Nie mógł awansować kogoś od nas, tylko zatrudnił jakąś obcą? Wiadomo, kto to jest?
– Oj, Marta, to ty nic nie wiesz? To jakaś rodzina szefa – poinformowała mnie Justyna. – Ona będzie tu węszyć.
– Co ty gadasz? – ta wiadomość zbiła mnie z nóg. – Znaczy szpieg? Kabel?
– A co ty myślałaś?! – zaśmiała się nieprzyjemnie koleżanka. – Każdy wie, że ona jest tu, żeby nas obserwować i sprawdzać. A co to oznacza? Zwolnienia, zakaz kawki i przerwy na papierosa.
Oblał mnie zimny pot. To, co mówiła Justyna, wydawało się mi całkiem prawdopodobne. Bez kawy wytrzymam, papierosów nie palę, ale zwolnienia?
– To straszne – podzieliłam się spostrzeżeniami z mężem. – Przyszła taka młoda cizia i będzie nas, starych pracowników kontrolować – mówiłam przejęta. – Nastąpią zwolnienia, bo na pewno ma swoich znajomych, których będzie chciała wcisnąć na ciepłą posadkę u wujka.
A kto pójdzie najpierw na bruk? Ci, co są już najdłużej w firmie i najwięcej zarabiają. Czyli lecę w pierwszej kolejności!
– No, co ty gadasz? – zdenerwował się mój mąż. – Zaufanych, sprawdzonych pracowników nikt nie zwalnia, ot tak sobie. Skąd w ogóle taki pomysł?
– No, a po co nam taka kierowniczka? Młoda, będzie chciała pokazać, co to nie ona, jaka jest ważna.
– Myślę, że masz bujną wyobraźnię.

Ja jednak wiedziałam swoje. W firmie wszyscy chodzili na paluszkach, przestaliśmy spotykać się w firmowej kuchni na kawę i ploteczki. Nikt nie odchodził od komputera, wszyscy gorliwie pracowali, a przynajmniej udawali, że coś tam robią.
Płynęły dni, a nasza nowa szefowa nikogo nie zwolniła, była miła i zawsze uprzejma. Wszyscy zaczęli się powoli uspokajać. Wszyscy tylko nie ja.
– Czy to już? – myślałam nerwowo, kiedy w pobliżu pojawiała się pani Małgorzata. – Pewnie dziś mi to powie, że jestem cenionym pracownikiem, ale...
– Pani Marto, jak pani idą te zestawienia?– usłyszałam jej głos za swoimi plecami i aż drgnęłam wystraszona.
– Zaraz dostarczę je do gabinetu – odezwałam się, starając się zapanować nad drżącym głosem.
– To świetnie. Przy okazji porozmawiamy – uśmiechnęła się szefowa. – Jest pani niezawodna – dodała na odchodne.

Stało się. Niosłam dokumenty, trzęsąc się ze strachu. Niepotrzebnie. Było całkiem przyjemnie. Pogawędziłyśmy o zmianach, które należy wprowadzić w programie komputerowym, aby usprawnić pracę w firmie. Później szefowa spytała mnie, jak mi się tu pracuje, zainteresowała się moimi osiągnięciami zawodowymi, zagadała o rodzinę. Na koniec zwierzyła mi się, że bała się pierwszego dnia w nowej pracy.
Dosyć tego, stwierdziłam. Koniec z tą paranoją. Ileż można się tak stresować? Postanowiłam zająć się na poważnie pracą, ale tak żeby zauważyła to kierowniczka. Zaczęłam kręcić się z dokumentami koło jej gabinetu, robiłam zestawienia sprzedaży, analizowałam wszystkie dokumenty jeszcze gorliwiej niż zwykle, kserowałam, pisałam, faksowałam.

Któregoś dnia szefowa poleciła mi zaktualizować teczki pracowników. Przeglądałam papiery w pokoju, który przylegał do jej gabinetu, kiedy odwiedziła ją koleżanka. Słyszałam, jak plotkowały, śmiały się i rozmawiały. Okazało się, że moja szefowa jest uczulona na eteryczny olejek cynamonowy, sierść zwierzaków i jakieś pyłki. Oraz to, że nigdy nie rozstaje się z lekami na alergię. Postanowiłam zapamiętać tę informację i wykorzystać ją w odpowiednim momencie. A okazja nadarzyła się parę tygodni później.
W związku z dziesięcioleciem naszego zakładu szef zorganizował małą imprezę. Firma cateringowa miała dostarczyć jedzenie, kolega załatwił muzykę.
Moje wszystkie koleżanki się cieszyły:
– Będzie super!
– W co się ubieracie?
– Idę do fryzjera, mam takie odrosty...
– A będzie Marcin? Ten z zaopatrzenia? Strasznie mam ochotę go poznać.
– Marta, co z tobą? – trąciła mnie Anka. – Nie cieszysz się z imprezy?
– Ależ tak, tak – mruknęłam. – Zastanawiam się tylko, w co się mam ubrać.
W rzeczywistości jednak knułam niecny plan. W dniu imprezy, godzinę wcześniej zakradłam się na salę ze świecami o zapachu... cynamonu i wanilii.
No, szybciej dziewczyno – ponaglałam siebie w myślach. Po czym powyjmowałam ze świeczników wszystkie świeczki, jakie były i włożyłam te przyniesione przez siebie. Teraz tylko wystarczyło je zapalić i gotowe. W całym pomieszczeniu rozszedł się przyjemny zapach cynamonu i wanilii.
Jak można być na to uczulonym? – zaśmiałam się w duchu. Chyba ta kobieta trochę przesadza.

Moja szefowa pojawiła się na bankiecie, gdy już straciłam nadzieję, że w ogóle przyjdzie. Wpadła mocno spóźniona i w progu zatrzymała się zdezorientowana. Na pewno wyczuła niepokojący zapach i chciała się wycofać, ale zaraz ktoś ją zagadał, ktoś podał kieliszek wina i nim się spostrzegła, już była w środku.
Nie musiałam długo czekać. Patrzyłam, jak robi się coraz bledsza i usiłuje wyminąć innych, żeby wyjść z sali. Niestety, było za późno. Osunęła się na krzesło, rozglądając się w panice za swoją torebką. Zamarłam. Byłam przerażona, bo nie spodziewałam się tak gwałtownej reakcji.
– Coś się dzieje z szefową! – krzyknęła przerażona Anka. – Ona chyba mdleje!
Oprzytomniałam. Dopiero wtedy ruszyłam do akcji, w pełni zdając sobie sprawę z mojego głupiego czynu. Mogłam jej zrobić krzywdę – przemknęło mi przez myśl. Jestem jakaś nienormalna.
– Torebka! – dopadłam do niej i gwałtownie wyrzuciłam z niej całą zawartość na podłogę. Błyskawicznie odnalazłam lek dla alergików w aerozolu i psiknęłam szefowej do ust. Raz, drugi, trzeci...
– Wyprowadźcie ją na zewnątrz – rozkazałam kolegom.
Szefowa powoli odzyskiwała kolory, widać było, że już jej lepiej.
– Przepraszam, zepsułam chyba imprezę – uśmiechnęła się słabo.
– Imprezę to dopiero rozkręciłaś – jeden z kolegów usiłował być dowcipny.
– Nic się nie stało – ktoś poklepał ją serdecznie po ramieniu, ktoś uśmiechnął się współczująco.

Moi koledzy podchodzili do mnie i gratulowali przytomności umysłu.
– Jesteś lepsza niż pogotowie ratunkowe – śmiali się i patrzyli z niekłamanym podziwem.
– Skąd wiedziałaś, co zrobić? – Anka spojrzała na mnie ciekawie.
– Dziękuję, pani Marto – szefowa odnalazła mnie wśród tłumu. – Jestem bardzo wdzięczna za szybką pomoc. I mam do pani prośbę. Proszę jutro z samego rana zajrzeć do mnie do gabinetu.
"Czyżby odkryła mój spisek? Jeśli tak, to po mnie!" – myślałam przerażona.

Następnego dnia weszłam z duszą na ramieniu do pokoju szefowej.
– Witam, pani Marto! Jeszcze raz dziękuję za pomoc. I mam nadzieję, że więcej nie będzie mi potrzebna. A w ogóle, to mówmy sobie po imieniu.
Nie wierzyłam własnym uszom. Tymczasem ona ciągnęła dalej.
– Słuchaj, Marta! Cenię cię jako pracownika i szkoda, żebyś się marnowała jako pomoc lekarska. Rozumiesz mnie?
Oczywiście, rozumiałam. Gosia wybaczyła mi i okazała zaufanie. Ale wstyd jeszcze długo będzie mi palił policzki.

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA