Nie zdążyłam mu tego powiedzieć

nie zdążyłam mu powiedzieć
Wiecznie między nami iskrzyło. Ale wobec obcych zawsze tworzyliśmy wspólny front. To było nasze życie, nasze kłótnie, nasza miłość.
/ 14.04.2008 11:55
nie zdążyłam mu powiedzieć
Pierwsza Wielkanoc bez taty. Siedzę przy świątecznym śniadaniu, patrzę bezmyślnie przed siebie, jakbym czekała, że za chwilę wejdzie i zapyta, puszczając do reszty domowników oko, dlaczego mama go nie pospieszyła. To był taki świąteczny rytuał. Wszyscy wiedzieli, że tato spóźnia się na posiłki, bo podkrada w spiżarni niedozwolone tłuszczyki. Był słusznej budowy, słusznej tuszy, i był łasuchem, który stroił sobie żarty z zaleceń lekarzy.
– Życie – powiedział któregoś dnia – jest pełne różnych zakazów. Nie mogę przestrzegać ich wszystkich. Nie słuchałem "czerwonych", więc nie będę też słuchał doktorów.

Uwielbiałam te jego żarciki, ale nigdy mu tego nie powiedziałam. Uwielbiałam także jego metody wychowawcze, choć się im nie podporządkowywałam. Z dzieciństwa najbardziej utkwiła mi w pamięci śmierć Stalina i przeżycia z tym związane. Miałam niecałe 4 latka, gdy zszedł z tego świata, ale wszystko pamiętam. W przedszkolu zrobiono apel, postawiono nas w szeregu i zaczęto snuć opowieści o jego niezwykłej dobroci. Gdy po południu wróciłam do domu, zalewałam się łzami. Wyrwałam z książki portret wodza, wyjęłam z bieliźniarki czarną pończochę mamy, przymocowałam to wszystko do ściany i zaczęłam szlochać. Tato wrócił z pracy, spojrzał i zapytał:
– Co to wszystko znaczy? Co ta pończocha robi na ścianie?
A ja zalewając się łzami odrzekłam:
– Nie wiesz? Odszedł najlepszy człowiek na świecie. Nasz prawdziwy ojciec. Wszyscy w przedszkolu płakali, a ty jeszcze pytasz, co się stało?
Ojciec zdjął pas, przełożył mnie przez kolano i przylał solidnie, tak, abym poczuła. Byłam tak zdumiona, że przestałam płakać i tylko spytałam za co to?
– Gdy dorośniesz, wszystko ci wyjaśnię – powiedział ojciec.
Nie musiał, wódz prześladował mnie jeszcze wiele lat. Nawet na egzaminie wstępnym na polonistykę zapytano mnie o stosunek do tyrana. To było już po słynnym wystąpieniu Chruszczowa.

Pamiętam też paczkę od babci z Kanady. Mieszkaliśmy wtedy na wsi. Bieda wszędzie aż piszczała, a myśmy otrzymali tę niewiarygodną przesyłkę. Parę kilogramów rodzynków, tyle samo czekolady i kilka paczek kakao. Tato poszeptał z mamą, po czym ogłosił, że jutro będziemy mieć dużo gości. Nazajutrz po lekcjach przyszły dzieciaki ze szkoły, której tata był kierownikiem. Usiadły na podłodze, każde z dzieci dostało pół tabliczki czekolady i kubek kakao. Rodzynki leżały w dużej misce, każdy mógł wziąć tyle, ile zechciał.

Jak bardzo te dzieciaki go kochały, pojęłam dopiero na pogrzebie taty.
Na cmentarzu zjawili się chyba wszyscy jego wychowankowie, choć nieraz traktował ich mało życzliwie. I wtedy, gdy nie byli przygotowani do lekcji, i gdy przyłapał ich na paleniu papierosów. Podchodzili do mnie i mówili:
– Kochaliśmy go, bo był sprawiedliwy i bardzo dużo nas nauczył. Geografii za siebie, matematyki za kolegę, historii, bo lubił.
Mnie również podsuwał dyskretnie książki, zabierał na szkolne wycieczki w góry (kocham ten zakątek Polski do dziś), podpowiadał, jak postępować. Nie wybierał mi szkoły, nie marudził, gdzie powinnam studiować. Mimo to czułam, że akceptuje moje wybory, choć nigdy mi tego nie powiedział.

Któregoś dnia przyjechał do mnie do szkoły. Byłam wtedy licealistką i jak każda dziewczyna marzyłam o ładnych ciuchach. Pojechaliśmy do Krakowa po prawdziwą budrysówkę. Gdy wracaliśmy, tato nagle powiedział.
– Wiesz, Magdusiu, że mama jest bardzo oszczędna.
– Wiem, nie na darmo nazywamy ją skneruskiem – zażartowałam.
– Dlatego nie możemy pozwolić, żeby cierpiała z powodu tej kurtki. Musimy zmienić cenę na tym ciuszku, przynajmniej o połowę.
Innym razem zabrał mnie do restauracji. Usiadłam w kąciku, tyłem do sali. Był zdziwiony. Gdy powiedziałam, że wstydzę się jeść, bo jestem mańkutem, roześmiał się i oznajmił:
– Nie mogę wojować z całym światem. To, że nauczyciele bili cię po łapach za leworęczność, nie jest moją winą. Pamiętaj jednak, że masz robić tak, jak jest dla ciebie lepiej. Powiem ci tylko, że znam wielu leworęcznych ludzi wyjątkowo zdolnych.

To była fantastyczna lekcja. I skuteczna. Już nigdy później nie przyszło mi do głowy wstydzić się tego, że trzymam łyżkę w lewej ręce. Ale jakoś nie przyszło mi do głowy, że tę zmianę zawdzięczam właśnie ojcu. Nie zauważałam też, że zawsze jest po mojej stronie.
Pewnie dlatego dość często dochodziło między nami do ostrych sprzeczek. Buntowałam się, gdy pytał, o której wrócę do domu i gdy miał mi za złe, że nie wywiązuję się z niektórych obowiązków. W każdym razie nie tak, jak jego zdaniem powinnam. Gdy jednak nad moją głową zbierały się chmury, pędził do szkoły i walczył o mnie jak lew.

Drażniło mnie, gdy wychowawczyni w liceum stawiała mi go za wzór. Gdy po takiej rozmowie wracałam do domu, zawsze mu to wypominałam. Byłam wściekła, że zapisał mnie do klasy, którą opiekowała się jego przedwojenna nauczycielka.
Po maturze zabrał mnie na lody.
– Z tą moją solidnością w szkole to spora przesada – powiedział. – Nie byłem ani dobrym, ani grzecznym uczniem. Można nawet powiedzieć, że sprawiałem nauczycielom sporo kłopotów. Nigdy ci tego nie mówiłem, bo i tak byś mi nie uwierzyła. Na studiach też uczyłem się tylko tego, co mnie interesowało. Taką ekonomię socjalizmu musisz zdać, ale wolałbym, żebyś tych bzdur nie starała się zapamiętać...

Moje życie zawsze go interesowało, lubił wiedzieć, co się dzieje, a mimo to umiał zachować dystans i niczego mi nie narzucał. Uważnie przyglądał się moim kolejnym narzeczonym, ale ich nie oceniał. Czasami tylko pozwalał sobie na żarty. Krzyczałam, złościłam się, nawet przeklinałam. Śmiał się i powtarzał:
– Czy rzeczywiście nie widzisz, jaki to mało rozgarnięty dżentelmen. O czym ty z nim możesz rozmawiać, bo chyba nie o literaturze?
Zwykle miał rację i to mnie najbardziej bolało. Ale nawet gdy dochodziło do rozstania, nie przyznawałam się do błędu. Mojego męża zaakceptował bez słowa, ale to też mi się nie podobało. Do tego stopnia, że kilka miesięcy po ślubie pozwoliłam sobie nawet na drobną uszczypliwość:
– Nareszcie masz syneczka. Chyba teraz już jesteś szczęśliwy.
– Jeszcze nie – odparł z uśmiechem.

O co mu chodziło zrozumiałam dopiero, gdy na świat przyszła na świat moja córka. Tato oszalał. Biegał po mieszkaniu i powtarzał:
– Ona ma takie wąskie paluszki jak kosteczki żeberek (to był chyba najwyższy komplement). I jest taka foremna, i taka śliczna.
Mała szybko owinęła sobie dziadka wokół palca. Był na każde jej zawołanie. Przyznam się, że byłam trochę zazdrosna, co oczywiście też wykrzyczałam.
Śmiał się jak dziecko i powtarzał.
– Niby wykształcona a nie wie, że to całkiem inne uczucie. Dzieci się wychowuje, wnuki kocha.

Bezkompromisowy i dość namolny stawał się tylko wtedy, gdy zaczynaliśmy rozmawiać o pracy.
– Pamiętaj – powtarzał – nie wolno ci pracować w jednej firmie dłużej niż pięć lat. W przeciwnym razie przestaniesz się rozwijać. Poza tym nie słuchaj, gdy opowiadają ci, że prawdziwy obywatel powinien w jednym zakładzie przepracować całe życie. To celowa robota "czerwonych". Chcą przywiązać, uzależnić i stłamsić. Pracownik, który siedzi pod butem, jest bardziej posłuszny.
Tak, w tym jednym przypadku się z ojcem zgadzałam. Nie tylko dlatego, że zależało mi na tym, by nauczyć się wiele i od wielu, ale i dlatego, że widziałam, jak sam się męczył przez lata, gdy musiał rozmawiać z władzami oświatowymi.
– Jak to się dzieje, że do urzędniczej pracy zgłaszają się osoby, które były beznadziejnymi nauczycielami – powtarzał po każdej wizycie inspektora. – Szkoda, że przyszło mi żyć w takich czasach – wzdychał.

Tak się zatopiłam we wspomnieniach, że dopiero po chwili dotarło do mnie pytanie mamy, czy chcę mazurka? Obudziłam się z chwilowego letargu i przyjrzałam zebranym przy stole. Bezwiednie wzięłam kawałek ciasta.
– Szkoda, że nie ma mojej ulubionej słoniny z papryką. Zjadłabym plasterek.
– Nigdy tego nie jadłaś. To ulubiony przysmak taty – mama spojrzała na mnie zdumionymi oczami. – No, tak, ale wy byliście jak jedna osoba. Nawet gdy się kłóciliście, używaliście podobnych słów. Nie na darmo wszyscy mówili, że z ciebie taka nieodrodna córka tatusia.

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA