Nieoczekiwana zmiana miejsc

Nieoczekiwana zmiana miejsc
Iza, moja szefowa gnębiła mnie strasznie. Nie mogła przypuszczać, że w niedalekiej przyszłości zamienimy się rolami.
/ 30.04.2008 15:15
Nieoczekiwana zmiana miejsc
Dzień dobry, czy ja rozmawiam z panią Joanną Majewską? – usłyszałam kobiecy głos w słuchawce – Była u nas pani wczoraj na spotkaniu rekrutacyjnym i miło mi poinformować, że mamy dla pani ofertę...

Tak mniej więcej się dowiedziałam o przyjęciu do pierwszej pracy, którą dostałam niemal zaraz po studiach. Ogromnie się ucieszyłam. Bardzo mi zależało, żeby zostać asystentką dyrektora handlowego w jednej z większych firm komputerowych. Praca dobrze płatna i naprawdę fajna, no a dla mnie duże wyzwanie, ponieważ praktycznie nie miałam doświadczenia. "Widocznie po prostu się im spodobałam" – myślałam. Zdawałam sobie sprawę, jak teraz trudno się przebić na rynku. Wiedziałam też, jak łatwo stracić pracę. Pamiętam jak żaliły mi się moje koleżanki, którym zdarzało się, że po dwóch, trzech tygodniach pracy były wyrzucane z byle powodu. Albo i bez powodu. "Nie spełnia pani naszych oczekiwań" musiało wystarczyć za całe uzasadnienie. A jak trudno było im potem znaleźć inną pracę...

Dlatego postanowiłam, że jeśli dostanę dobrą pracę, to dam z siebie wszystko. Pokażę, że jestem idealną osobą na to stanowisko. Takie były moje założenia.
Pierwszy dzień był okropny. Wiadomo – nowa osoba w firmie. Wszyscy gapili się na mnie. Czułam jak oceniają każdy mój ruch. Postanowiłam jednak wziąć się w garść i nie przejmować. Robiłam to, co do mnie należało. Poza tym uśmiechałam się i starałam się być miła, uprzejma. Chciałam, żeby mnie tu polubili. Wiedziałam, że atmosfera pracy zależy od współpracowników, a ja chciałam czuć się dobrze. Szybko zostałam wdrożona do moich obowiązków. Chciałam umieć wszystko jak najlepiej, wiedzieć więcej niż przeciętna asystentka.

Dyrektor wydał mi się od początku niezwykle sympatycznym człowiekiem. Był to pan w średnim wieku, z lekko siwą czupryną o ciepłym spojrzeniu.
– Witaj – powiedział z uśmiechem, kiedy mnie zobaczył pierwszego dnia.
– Dzień dobry panu – przywitałam się.
– W naszej firmie wszyscy są po imieniu. Łukasz – wyciągnął do mnie dłoń.
– Joanna.
– Mam nadzieję, że ci się u nas spodoba Joasiu, chociaż pracy mamy sporo. Ale nie martw się, będzie ci pomagać Iza, moja zastępczyni. Zaraz ją poznasz.
– Rzeczywiście, na początku może mi nie być łatwo. Postaram się jednak jak najszybciej wszystkiego się nauczyć... – powiedziałam.
– Nie wątpię – rzuciła smukła szatynka o chłodnym spojrzeniu, która właśnie weszła do pokoju. To musiała być Iza. – Nie jesteś tutaj na szkoleniu, tylko w pracy, musisz o tym pamiętać.
– Oczywiście – zgodziłam się.
– No dobrze, dziewczyny, zostawiam was. Będę w pokoju obok – powiedział Łukasz i zamknął za sobą drzwi.
Spojrzałyśmy na siebie z Izą. Bałam się odezwać.
– Nie jesteś pierwszą osobą, którą przyjęli. Była tu niedawno taka małolata jak ty. Długo nie popracowała...
– Ale naprawdę zależy mi na tej pracy...
– Nie przerywaj mi, dobrze? Powiem ci jedno – nie jesteśmy organizacją charytatywną. A teraz siadaj i bierz się do roboty, ale najpierw ogarnij trochę to biurko.

Po tym, co usłyszałam byłam cała roztrzęsiona i zdenerwowana. "Jak ona może być taka niemiła?" – myślałam wściekła. Zaczęłam szybko sprzątać biurko, czułam, że do oczu napływają mi łzy. Jak tylko mogłam, starałam się je powstrzymać. "Boże, nie mogę się rozpłakać w pracy i to pierwszego dnia. Wszystko będzie dobrze, to tylko takie pierwsze wrażenie, będzie tylko lepiej" – wmawiałam sobie.

Niestety lepiej nie było. I następnego dnia i tydzień później. Iza zachowywała się wyniośle i ordynarnie wobec mnie.
– Ona ci zazdrości – powiedziała mi jedna z dziewczyn.
– Czego?
– Jesteś ładna, sympatyczna, a Iza zawsze uważała siebie za miss piękności. Bardzo nie lubi, jak ktoś się wyróżnia. Jest po prostu niedowartościowana.
– To co ja mam teraz zrobić, żeby dała mi spokój? – zapytałam zmartwiona.
– Szczerze? Zwolnij się.
Byłam zaskoczona taką odpowiedzią, chociaż nie wątpiłam w jej szczerość. Nie zamierzałam jednak rezygnować z tej pracy, tylko poczekać na rozwój wydarzeń i potem ewentualnie zadecydować, co począć. "Przecież Iza nie jest wszechmocna. Ma nad sobą zwierzchnika" – myślałam.

O tym jak bardzo się myliłam, przekonałam się w następnym tygodniu. Dyrektor wyjechał na urlop, a ja automatycznie znalazłam się pod całkowitą władzą Izy. Od razu było widać, że jest z tego bardzo zadowolona. Z uśmiechem na ustach zleciła mi do zrobienia bardzo trudny i czasochłonny projekt. Siedziałam nad nim do późna w nocy, zostawałam po godzinach, żeby zdążyć na czas. Codziennie przygotowywałam raporty, które jeszcze następnego dnia rano sprawdzałam. Pewnego dnia, gdy właśnie miałam zabrać się za sprawdzanie wszystkich obliczeń do mojego pokoju wparowała Iza.
– Widzisz to!? – rzuciła mi na biurko mój wydruk. – Dziewczyno, czy ty w ogóle znasz się na komputerach, czy po prostu wpisałaś to sobie w życiorys, bo tak ci pasowało!?
– Ale...
– Nie przerywaj mi! – krzyknęła – połowa obliczeń jest zła! Wpisałaś złe formuły! Miałam już ten raport wysłać, dzięki Bogu coś mnie tknęło, żeby to jeszcze sprawdzić!
– Przecież zawsze sprawdzam raporty rano. Wiedziałaś o tym. – powiedziałam.
– A ty wiedziałaś, że nie należy robić tak kardynalnych błędów, dlatego zwalniam cię! I tak nie widzę, żebyś była zaangażowana w tę pracę, tylko patrzyłaś na zegarek, kiedy by wrócić do domu!
– Zostawałam po godzinach! Ale skoro tak mam być traktowana to do widzenia! – krzyknęłam i zaczęłam zbierać swoje rzeczy z biurka. Byłam tak zdenerwowana jak chyba nigdy w życiu.

Teoretycznie było mi to na rękę, że zostałam zwolniona, bo nie mogłam już wytrzymać takiego traktowania, ale i tak czułam się podle. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego niektórzy są tacy wredni. Straciłam wiarę w ludzi.
- Pewnie w innych firmach jest podobnie. Ja po prostu nie nadaję się do takiego "wyścigu szczurów" – myślałam. Poza tym przerażała mnie myśl, że będę musiała teraz się wszystkim przyznać, że zostałam wyrzucona z pracy. Okropnie się tego wstydziłam, a na dodatek kompletnie przestałam wierzyć w siebie. "Może ja się do niczego nie nadaję" – myślałam.

Następnego dnia umówiłam się z moją przyjaciółką Agatą, żeby jej się wyżalić. Nikt tak jak ona nie potrafił mnie wysłuchać, a wtedy potrzebowałam tego najbardziej. Poszłyśmy do naszej ulubionej kawiarni, której ściany poznały niejedną naszą tajemnicę.
– Jestem beznadziejna – powiedziałam zrezygnowana.
– Przestań! To oni powinni się martwić, że stracili takiego pracownika jak ty. Założę się, że długo nikogo nie znajdą.
– Zresztą, nawet jak ktoś się znajdzie, to jeśli Iza będzie jego zwierzchnikiem, to nie wróżę mu długiej kariery – dodałam.
– Spokojnie Aśka. Zdolna z ciebie bestia! Znajdziesz lepszą pracę – powiedziała Agata i wzięła kolejny łyk kawy z mlekiem.

W domu przejrzałam gazetę z ogłoszeniami o pracy. Pamiętałam doskonale jakie to i trudne i męczące. Najpierw godziny spędzone przed komputerem, potem rozmowy kwalifikacyjne, a potem niekończące się oczekiwanie na telefon z nadzieją, że w końcu zadzwoni. "Można się załamać" – pomyślałam i w tym momencie kątem oka dostrzegłam ciekawe ogłoszenie. Szukano asystentki zarządu, a jedno z wymagań: "pogodne usposobienie" szczególnie mi przypadło do gustu. Od razu wysłałam tam swój życiorys.
Już dwa dni później miałam telefon w sprawie rozmowy kwalifikacyjnej. Spotkanie przebiegło w miłej atmosferze. Czułam, że wywarłam pozytywne wrażenie na rozmówcach, dlatego nie było dla mnie zaskoczeniem, że dostałam tę pracę. Oczywiście nie wspomniałam o moim krótkim, acz przykrym doświadczeniu z poprzednią firmą, dlatego wzięli mnie za nowicjuszkę. Tym razem szybko zaaklimatyzowałam się w nowej firmie i świetnie sobie radziłam. Otrzymywałam coraz bardziej odpowiedzialne zadania. W krótkim czasie awansowałam i dostałam podwyżkę. I pewnie jeszcze długo żyłabym sobie w takim błogim stanie spełnienia, gdyby nie "niespodzianka", która czekała na mnie pewnego dnia. Weszłam do biura i przeżyłam szok.

W drzwiach mojego pokoju zobaczyłam nikogo innego jak Izę! Zmizerniała, schudła, ale to była ciągle ta sama Iza!
"O mój Boże" – pomyślałam i poczułam jak robi mi się słabo.
– Asiu, co ci jest? – usłyszałam od dyrektora – wszystko w porządku?
– Tak... – ledwo wykrztusiłam.
– My się znamy – powiedziała nagle Iza. – Jeszcze z czasów liceum.
"Po co ona kłamie? Co kombinuje?" – myślałam.
– A... no to świetnie – ciągnął dyrektor. – W takim razie nie muszę was sobie przedstawiać. Powiem tylko jedno – Iza od dziś u nas pracuje i chciałbym, Asiu, żebyś się nią zajęła...

Dopiero po chwili dotarło do mnie, że znalazłam się w dokładnie odwrotnej sytuacji niż kiedyś. Dowiedziałam się z pewnych źródeł, że Iza z poprzedniej pracy została zwyczajnie zwolniona. Widocznie komuś zaczęły przeszkadzać jej rządy. Teraz to ja byłam górą. Zaczęłam rozmyślać, jakby się na niej zemścić za krzywdy, które mi wyrządziła. Zastanawiałam się, jak jej "uprzyjemnić" pierwsze dni pobytu w pracy. Wzięłam swoją zaległą papierkową robotę i zaniosłam na biurko Izy. "Trochę pracy jej nie zaszkodzi" – pomyślałam. Zemsta wprawiała mnie w miły nastrój. Naprawdę czułam się świetnie i nagle przestało mi przeszkadzać, że ta zołza będzie ze mną pracowała.

Następnego dnia przyszłam do firmy w doskonałym humorze. Gdy weszłam poczułam jednak, że atmosfera jest napięta. Szef poprosił mnie do gabinetu.
– Słuchaj, Joasiu, nasz zarząd ma dziś ważne posiedzenie. Możemy stracić jednego z naszych najlepszych klientów – popatrzył mi prosto w oczy. – Dlatego trzeba działać szybko. Innym pracownikom wydałem już dyspozycję, ciebie proszę o przygotowanie mi kluczowych kwestii z transakcji finansowych z tą firmą. Tu masz dane – szef podał mi kartkę.
– Rzeczywiście, sytuacja jest poważna – spojrzałam na kartkę z nazwą bardzo prestiżowej firmy. – Nie zawiodę cię – obiecałam.

Popędziłam do komputera i zaczęłam szukać pliku z informacjami, o które chodziło szefowi. Nic nie mogłam znaleźć. Wtedy zdałam sobie sprawę, że dane jakimś cudem zostały skasowane, a ja nie zrobiłam kopii! A pamiętałam, jak szef mi zawsze powtarzał: "Kopie to podstawa. W dużej firmie, nigdy nic nie wiadomo". Wpadłam w panikę, zupełnie nie wiedziałam, co robić. Zrobiło mi się słabo, trzęsły mi się ręce. Jeszcze raz przeszukałam wszystkie dostępne dokumenty i, oczywiście, nic nie znalazłam. "To koniec" – pomyślałam. "Na pewno mnie wyrzucą... zawiodłam ich wszystkich!".

Uznałam, że najlepszym rozwiązaniem będzie przyznanie się do wszystkiego i to od razu. Zebrałam się i z duszą na ramieniu ruszyłam do dyrektora. Gdy zbliżałam się do jego gabinetu, usłyszałam głos Izy:
– Hej, wszystko w porządku? – zapytała. – Dziwnie wyglądasz....
– Spadaj! – krzyknęłam ze łzami w oczach. – Odczep się ode mnie!
– Co się stało? – zapytała ponownie.
Pomyślałam, że skoro nie mam nic do stracenia, to mogę jej wszystko opowiedzieć. Przecież gorzej być nie mogło. Gdy skończyłam Iza bez wahania stwierdziła:
– Słuchaj znam dobrego informatyka, który odzyska te dane. Do spotkania zarządu zostało jeszcze cztery godziny, trzeba działać szybko.
– Ty chcesz mi pomóc? Ty? – zapytałam z niedowierzaniem. – Przecież...
– Wiem, ale teraz to nieważne... Zadzwonię do znajomego, który się tym zajmuję. Trzeba tylko wyjąć dysk, umiesz to zrobić?
– Nie bardzo...
– Dobra, zaraz go wyjmę – powiedziała Iza. – Ty chyba naprawdę nie znasz się na tych komputerach? – Teraz to nieważne – uśmiechnęłam się trochę złośliwie.

Dalej wszystko potoczyło się bardzo szybko. Iza oddała dysk informatykowi, a potem tylko czekałyśmy na telefon i nerwowo spoglądałyśmy na zegarki. Sprawa okazała się na szczęście do wygrania. Dane zostały odzyskane niecałą godzinę przed naradą. Razem przygotowałyśmy spis najważniejszych transakcji.
– Joasiu, czy wszystko gotowe? – szef wpadł do mojego gabinetu, gdy wklepywałam dosłownie ostatnie obliczenia.
– Tak, właśnie skończyłam – uśmiechnęłam się do Izy, która siedziała obok. – Tylko jeszcze przegram wszystko na dyskietkę.
– Super, dzięki – powiedział dyrektor. – Zanieś mi ją na biurko, dobrze?

Gdy zostałyśmy same z Izą, zrozumiałam, że kryzys się skończył. Poczułam się niezręcznie, w sumie gdyby nie jej pomoc, prawdopodobnie musiałabym się pożegnać ze swoją posadą.
– Dziękuję – powiedziałam.
– A ja przepraszam – usłyszałam.
– Wtedy zachowywałam się jak kretynka... Przechodziłam trudny okres, ale to mnie nie usprawiedliwia... Przepraszam.

Następnego dnia w biurze było święto. Nie straciliśmy klientów, a wręcz przeciwnie.
– Rozmowy wypadły pomyślnie i nie ma mowy o żadnych stratach – powiedział uroczyście dyrektor. – Chyba zasłużyliście na jakąś premię.
Podeszłam do Izy. Gdy mnie zobaczyła uśmiechnęła się.
– Chyba powinnam postawić ci kawę – powiedziałam.
– Czuję się zaproszona.
– To jak? Dziś po pracy?
– Jak najbardziej – zgodziła się.
Od tamtego czasu minęło już sporo lat, ciągle pracuję razem z Izą. Świetnie się dogadujemy nie tylko na płaszczyźnie zawodowej, a Iza pomaga mi dziś nie tylko przy komputerach...

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA