Podwórkowy cudotwórca

sprzatanie, mycie okien
Nasz dozorca nieźle nas wszystkich zawstydził. W przeciwieństwie do nas nie żywił do Szumskiego urazy. Wiedział, że nie ma złych ludzi, trzeba im tylko pomóc otworzyć się przed innymi.
/ 23.09.2008 13:45
sprzatanie, mycie okien
Warto było te studia kończyć, żeby teraz śmietniki sprzątać? – spytał złośliwie mój sąsiad Stefan Szumski, który mieszkał pode mną.
– A skąd pan wie, co ja skończyłam?
– Oho! Ja wiem znacznie więcej, niż się pani zdaje.
Z reklamówki, którą trzymał w ręku, wysypywały się obierki.
– Nie mógłby pan zawiązać tej torby? – spytałam, patrząc wymownie.
– Nigdzie nie jest napisane, że lokator ma obowiązek wiązać torby. Za to niektórzy mają obowiązek sprzątać, bo biorą za to pieniądze – stwierdził nieprzyjemnie.
Nie odpowiedziałam, tylko wzięłam jego torbę, wrzuciłam do kontenera i zmiotłam rozsypane śmieci. Nie miałam czasu na głupie dyskusje, na ósmą musiałam być w pracy.
– Dlaczego pani to robi? Dlaczego pani odwala robotę za tego alkoholika?
– Podobno wszystko pan wie – rzuciłam przez ramię i pobiegłam do domu.

Dla mnie było jasne, dlaczego.
Właśnie dlatego, że Jacek, nasz dozorca, jest alkoholikiem. Alkoholikiem, który od lat nie pił, mimo że w jego rodzinie zawsze tak było. Dlatego, że mieszkam tu od urodzenia i widziałam jego walkę z nałogiem i wiedziałam, ile kosztowało go zwycięstwo. A jeszcze dlatego, że kiedy po swoim życiowym zakręcie zostałam sama, bez grosza przy duszy, za to z małym synkiem, był moją jedyną podporą. Kiedy rozpaczliwie szukałam pracy, on opiekował się moim Andrzejkiem. Razem podlewali trawnik, zamiatali podwórko. A w niedzielę Jacek o świcie jechał do siostry na wieś, żeby wieczorem wrócić z koszem pełnym jajek, serów i owoców.
– Bierz, Kasia, bierz – mówił, stawiając wszystko na kuchennym stole. – Siostra dała dla Andrzejka. Żeby miał siłę schody sprzątać – i puszczał do małego oko.

I tak przy jego pomocy przetrwałam najgorsze czasy. A teraz złe przyszło na niego.
Nie wiem, kto go namówił na pierwszy kieliszek. A dalej poszło jak lawina.
W ciągu ostatniego tygodnia widziałam Jacka tylko raz, jak zataczając się, wynosił z domu swój nowy odtwarzacz DVD, z którego był taki dumny.
Pobiegłam wtedy za nim:
– Jacek, co ty wyprawiasz?! Wracaj do domu!
– Nie mogę Kasia, nie mogę. Umówiłem się, słowo to słowo, muszę iść.
– Zostaw ten odtwarzacz!
– Obiecałem Kasia, obiecałem. Honor swój mam...
Nie mogłam się z nim dogadać. Alkohol to straszna rzecz. Oczywiście naszej rozmowie przysłuchiwał się Szumski.
– A co panią ten pijak tak obchodzi? Bardzo dobrze, niech chleje, akurat będzie powód, żeby go z dozorstwa wyrzucić. Porządni ludzie pracy nie mają, a taki ma, a nie szanuje jej.
– Pan się nie wtrąca, jak pan nic nie wie – nie wytrzymała Kowalska z parteru. – Ledwie się sprowadził, a do wszystkiego nos wtyka.
– Co mam się nie wtrącać, brudno tu wszędzie, syf!
– Pod pana drzwiami syf! Jakby ścierki nie mógł w rękę wziąć! – trzasnęła drzwiami.
To była prawda. Tylko pod drzwiami Szumskiego było brudno. Reszta lokatorów nie umawiając się wcale, przejęła obowiązki naszego niedysponowanego dozorcy. Każdy sprzątał wokół siebie, a jeszcze dodatkowo robił coś ekstra. Jeden umył okna na klatce, drugi podlał trawnik. Teraz dopiero było widać, jak wszyscy lubią i szanują Jacka. I zapewne każdy miał jakiś powód, tak jak ja.
W południe zadzwoniłam do Andrzeja.
– Nie chcę cię namawiać do złego, ale odpuść sobie dzisiaj resztę wykładów. Pojedź, proszę, do domu i sprawdź, co się dzieje. Mam przeczucie, że Szumski znowu coś knuje.
Miałam rację. Wieczorem rozbawiony Andrzej wszystko mi opowiedział:
– Ale była heca. Jak przyjechałem, na podwórku leżała sterta jakichś papierów. Zupełnie jakby ktoś specjalnie je rozrzucił. Wziąłem się za sprzątanie, a wtedy napatoczyła się Kowalska z córką. Zaczęły mi pomagać i tak się rozpędziliśmy, że oblecieliśmy cały dom, od strychu po piwnice. A najdokładniej wypucowała Kowalska okolice drzwi Szumskiego. Nawet płyn o zapachu konwalii przyniosła. Potem usiedliśmy na ławeczce i ucięliśmy sobie miłą pogawędkę o Schopenhauerze, bo córka Kowalskiej też studiuje filozofię. Wtedy zjawiła się administratorka. Przyszła na kontrolę, bo ktoś się skarżył, że brudno, że zaniedbane. A tu wszystko błyszczy i pachnie, a lokatorzy prowadzą intelektualne rozmowy. Zupełnie jak u Anioła w filmie "Alternatywy 4" – śmiał się Andrzej. – Szumski oczywiście podsłuchiwał i tak sapał ze złości, że na dole było słychać.
– Uff! No to tym razem się udało – odetchnęłam. – Ale dłużej tak być nie może. Nie wiem, co począć z tym Jackiem. Pójdę zobaczyć, może wrócił.

Nie wrócił jednak. Nastawiłam budzik na piątą, żeby przed pracą ogarnąć podwórko. Rano, kiedy ziewając, wyszłam z bramy, Jacek już był. Czyściutki i ogolony zamiatał chodnik. Kiedy podeszłam, podniósł głowę i popatrzył na mnie smutno.
– Zepsułem, Kasia, wszystko zepsułem. Pewnie za nic mnie macie, ty i wszyscy. I słusznie, bo jestem nic niewart.
– Gdybyśmy tak myśleli, nikt by tu palcem nie kiwnął. Wszyscy w ciebie wierzymy. Przez tyle lat nie piłeś, to i dalej nie będziesz.
– Oj tak, Kasia, oj tak. Ja już wiem, że mnie do wódki podejść nawet nie wolno. I nie podejdę, żeby nie wiem co.
Tylko Szumski nie mógł sobie darować, że ten wyskok uszedł Jackowi na sucho. Ciągle coś burczał pod nosem o pobłażaniu dla pijaków i kryciu nierobów. Wszyscy omijali go szerokim łukiem, nie chcąc słuchać tego zrzędzenia. A ja w ogóle nie zajmowałam się sprawami podwórkowymi, bo pakowałam walizki. Wzięłam zaległy urlop i na kilka tygodni pojechałam do Kanady do przyjaciółki z dzieciństwa.

Zaraz po powrocie wybrałam się do Jacka, aby wypytać, co nowego. Schodząc po schodach, usłyszałam stukanie młotka, więc od razu poszłam na podwórko. Ktoś pochylony nad piaskownicą reperował obramowanie. Ale to nie był Jacek, to był...Szumski. Przeraziłam się. Czyżby dopiął swego?
– Gdzie dozorca?! – krzyknęłam.
– A, dzień dobry pani – odpowiedział Szumski uprzejmie. – Pan Jacek poszedł po deski – i dalej stukał młotkiem.
Speszona wycofałam się do klatki i wpadłam prosto na Kowalską.
– Co tu się dzieje? – wskazałam głową piaskownicę. – Co ten pieniacz tam robi?
– Niech pani wstąpi na herbatkę – zaprosiła Kowalska – to pani opowiem.
Okazało się, że Szumski miał wypadek. Wymieniał żarówkę, spadł ze stołka i tak się potłukł, że ani chodzić, ani siedzieć nie mógł. A że ze wszystkimi sąsiadami się kłócił, wstydził się poprosić o pomoc. I tak tkwił unieruchomiony w mieszkaniu.
– Wie pani, teraz to mi głupio, że się nie zainteresowałam – opowiadała Kowalska – ale on był taki złośliwy, że cieszyłam się, że go nie spotykam. Nawet do głowy mi nie przyszło, że chory.

Tak samo było z resztą lokatorów. Nikt nie lubił Szumskiego, więc nikt się nim nie zainteresował. Nikt oprócz, oczywiście, Jacka.
– Jacek poszedł do niego? Po tych wszystkich złośliwościach?
– Poszedł. Jacek wszystkich sądzi po sobie. Ma złote serce i uważa, że wszyscy takie mają, tylko nie zawsze to widać.
A że Szumski od kilku dni nie wychodził z domu, Jacek od razu wziął ze sobą termos gorącej zupy i ciasto własnego wypieku. No i rozbroił Szumskiego zupełnie. Wredny Szumski zamienił się w uprzejmego i sympatycznego pana Stefana. Czy ten nasz dozorca nie jest cudotwórcą?
– Jest – odparłam z przekonaniem.
– I wie pani, tak sobie myślę, że może on ma rację, może naprawdę wszyscy pod tymi swoimi kolczastymi pancerzami mają serca, tylko nie wiadomo, dlaczego tego się tak wstydzą.

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA