Ja też tak myślałam do czasu, gdy któregoś dnia, tuż przed balem maturalnym, nie podszedł do mnie ten uśmiechnięty półbóg i nie zapytał od niechcenia z kim wybieram się na bal.
– Eeee, nie wiem, jeszcze o tym nie myślałam – bąknęłam przerażona, że oto tak niespodziewanie dostąpiłam zaszczytu rozmowy z tym wymarzonym jedynym.
– A ja przeciwnie! Myślę o tym cały czas i nie wiem, co zrobić. Jest tyle fajnych dziewczyn... – poklepał mnie po ramieniu i odszedł uśmiechnięty.
Nie wytrzymałam i natychmiast pobiegłam do Iwony, podzielić się tą nowiną. Właściwie dopiero wtedy zdobyłam się na wyznanie, jak bardzo jestem zadurzona w Arku. Przyjaciółka uważnie mnie wysłuchała, a potem spróbowała sprowadzić mnie na ziemię.
– Elwira, przecież to była tylko nic nieznacząca rozmowa – tłumaczyła.
– Ale przecież podszedł do mnie! Nie do tej zgrabnej Ewki, czy Marleny, tylko do mnie. Nawet z tobą nie rozmawiał o balu, prawda? – broniłam się.
– Nie rozmawiał, ale może będzie – ucięła dyskusję.
Ale ja nie mogłam przestać myśleć o naszym spotkaniu. Oczyma wyobraźni już widziałam, jak tańczymy razem na sali pełnej uczniów i nauczycieli. Jak płynę przez ten tłum w jego silnych, męskich ramionach. Jednak moje marzenia prysły równie szybko jak się pojawiły. Następnego poranka zobaczyłam flirtującą z Arkiem Iwonę. Stali przed wejściem do szkoły, zapatrzeni w siebie, uśmiechnięci. W pewnym momencie ona dotknęła jego ramienia, a we mnie jakby piorun strzelił. Chciałam coś powiedzieć, krzyknąć, żeby odwrócić jego uwagę, ale zdobyłam się tylko na to, by z podniesioną głową i wzrokiem utkwionym przed siebie wejść do szkoły. Od tej chwili Iwona przestała dla mnie istnieć. Nie słuchałam jej opowieści o balu, Arku, o tym, jaki jest cudowny, co mówi, myśli i dokąd ją zabierze w wakacje. Ona też ignorowała moje uczucia. Jakby zapomniała o moim wyznaniu!
Wtedy podjęłam decyzję, że zerwę z Iwoną wszystkie kontakty. By na nią nie patrzeć, przesiadłam się do innej ławki, chodziłam do szkoły inną drogą, do innego kina i zmieniłam plany na życie.
– Złożę dokumenty na medycynę w Krakowie – oznajmiłam rodzicom.
– Jak to? Przecież wybierałyście się z Iwoną do Olsztyna na historię lub do Gdańska na ekonomię? Co się stało? – pytali zaskoczeni.
– Medycyna jest ciekawsza.
– Ale trudniejsza! To sześć lat nauki – odparł mój tata. – Nigdy nie przepadałaś aż tak za biologią.
– Dam radę. Zobaczycie!
I dałam. Kułam całe noce i dnie do matury, a potem do egzaminów wstępnych. Odcięłam się od Iwony i znajomych, myślałam tylko o jednym, żeby uciec z tego miasta, od niej i od niego. Ogłoszenie wyników przyjęłam jak zbawienie. Od tej pory byłam studentką krakowskiej uczelni. Wiedziałam, że czekają mnie trudne lata nauki, ale to nie miało znaczenia.
– Nie będę miała czasu na głupoty – kwitowałam pytania rodziców.
Z jednej strony widziałam, że byli ze mnie dumni, z drugiej nie bardzo wiedzieli dlaczego wybrałam takie studia i dlaczego nagle zerwałam kontakt z przyjaciółką. Ale taktownie milczeli, kiedy nie chciałam o tym rozmawiać.
W październiku, jak na skrzydłach, wyfrunęłam do Krakowa. Czekało mnie siedem długich godzin podróży w zatłoczonym pociągu, ale to było niczym w porównaniu z tym, że miałam już nie zobaczyć Iwony.
– Cześć! Czy my się nie znamy?
– Głupi tekst – podniosłam głowę znad książki i skwitowałam starania chłopaka w dżinsach i kraciastej marynarce.
– Ale ja pytam naprawdę. Twoja twarz wydaje mi się znajoma – ciągnął ani trochę nie speszony.
– No nie wiem, może widziałeś mnie kiedyś na ulicy.
– Nie, to nie to, a gdzie się uczyłaś?
– W drugim liceum, Jana Kazimierza.
– Właśnie! Wiedziałem! Skończyłem je w zeszłym roku? Jadę na studia a ty?
– Ja też, na medycynę – wypięłam dumnie pierś.
– No coś ty?! Ja też studiuję medycynę. Może mi jeszcze powiesz, że w Krakowie? – spytał z niedowierzaniem.
– Tak! – roześmiałam się.
Krystian okazał się fajnym kumplem. Dużo opowiedział mi o naszej uczelni, pomógł znaleźć odpowiedni autobus, a następnego dnia umówił się ze mną po wykładach. Czułam, że się mną opiekuje, jak młodszą siostrą. Pożyczał podręczniki, poznał ze swoimi znajomymi i pokazał mi Kraków, jakiego wcześniej nie znałam. Kiedy na weekend wróciliśmy do naszych domów, przedstawiłam mojego nowego kolegę rodzicom. Ani się spostrzegłam jak po roku zostaliśmy parą. Krystian był cudowny i opiekuńczy. Wymarzony mężczyzna dla takiej krnąbrnej dziewczyny, jak ja. Przy nim zapomniałam o wszystkich urazach i znów cieszyłam się życiem. I nawet medycyna zaczęła mnie pasjonować.
Po dwóch latach zaczęliśmy planować nasze specjalizacje. On chciał zostać anestezjologiem, ja wybrałam ginekologię. Na trzecim roku wzięliśmy ślub. Przyznam, że w ciągu tych trzech lat ani przez chwilę nie pomyślałam o Iwonie. Rodzice czasem coś wspominali, że ją widzieli, że gdzieś studiuje, ale ja zaczęłam już nowy rozdział życia. Myślałam, że wykreśliłam ją z pamięci i jak to często bywa – myliłam się.
Któregoś dnia, pędząc na uczelnię wpadłam na jakąś dziewczynę. Zaczęłyśmy się przepraszać i nagle spojrzałyśmy na siebie.
– Elwira?
– Iwona...
Obie byłyśmy zaskoczone. Ona wyraźnie się ucieszyła, chciała pogadać, ja szybko ucięłam rozmowę. Wytłumaczyłam się zajęciami i pobiegłam dalej. Ale to spotkanie nie dawało mi spokoju. Przypomniałam sobie szkolne lata, naszą przyjaźń i chłopaka, dla którego obie straciłyśmy głowę. Któregoś wieczoru spojrzałam na mojego zapracowanego męża, który przerzucał stosy książek w poszukiwaniu opisu jakiegoś przypadku. Był taki skupiony, mądry, kochany... Uśmiechnęłam się do siebie.
– Kochanie widzę, że jesteś w świetnym nastroju – powiedział, choć wydawało mi się, że nie widzi niczego poza książkami.
– Tak, jestem... Bo mam ciebie... – przytuliłam się do niego i już wiedziałam, że muszę się spotkać z Iwoną.
W weekend pojechałam odwiedzić rodziców. Przywitałam się z nim, rzuciłam torby w swoim dawnym pokoju i tak jak stałam poszłam do... domu rodziców mojej dawnej przyjaciółki. Otworzyła mi jej mama. Na mój widok rozpromieniła się i od razu zawołała córkę.
– Elwira? – Iwona była naprawdę zdziwiona. – Ty tutaj? Proszę wejdź.
– Nie, dziękuję. Może lepiej chodźmy na spacer. Mamy sobie wiele do powiedzenia – zaproponowałam.
Iwona przyjrzała mi się uważnie.
– Nie bój się, obiecuję, że nic złego ci nie zrobię. Stęskniłam się za tobą? – uśmiechnęłam się.
– Byłam taka głupia... – Iwona rozpłakała się.
– Iwonko, nie płacz. Chciałam ci podziękować za to, co zrobiłaś wtedy. Za tę głupotę, jak mówisz. Nawet nie wiesz, jak bardzo mi pomogłaś w życiu.
– To znaczy, że mi wybaczysz? – spytała.
– Tak, szkoda tylko, że zajęło mi to tyle lat, ale w końcu i ja zmądrzałam.
Przytuliłyśmy się, a potem poszłyśmy na długi spacer...
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!