Szczęście ma kolor niebieski

suknie, szafa
Przez pół wieku błękitna sukienka wisiała w szafie babci, a potem trafiła do mnie i niemal od razu okazała swoją moc. A ja w nią uwierzyłam...
/ 14.04.2008 11:55
suknie, szafa
Jak to się stało, że babcia nigdy nie opowiedziała nam tej historii?
Pociąg wlókł się niemiłosiernie. Jeśli takie ekspresy będą kursować w dalszym ciągu – pomyślałam wściekła – to nie dogonimy Europy nawet za sto lat. Byłam zła nie tylko na polskie koleje. Wkurzało mnie także i to, że musiałam jechać do babci akurat teraz. W pracy mam tyle roboty, że nie mogę sobie pozwolić na luksus odwiedzin rodziny mieszkającej ponad pięćset kilometrów od mojego domu.
I co z tego, że kocham babcię? Jakie jest życie, każdy widzi i nie trzeba geniusza, by dostrzec, że kto liczy na ulgi, zostaje w tyle. Poza tym denerwuje mnie, że żadną miarą nie mogliśmy zmusić babci, aby zamieszkała w naszym domu, a nie siedziała wśród obcych zupełnie sama.
Używaliśmy najróżniejszych forteli, żeby ją do nas ściągnąć, ale nie z babcią Anią takie numery. Ciągle powtarzała jak mantrę, że starych drzew się nie przesadza. To taki oklepany chwyt. Babcia nie była drzewkiem, które rosło w jednym miejscu przez całe życie. Dzieciństwo na Kresach, młodość na robotach w Niemczech, a dojrzały wiek na zachodzie Polski. To prawda, że najdłużej mieszka w nowym domu stworzonym po wojennej tułaczce, ale dlaczego tak kurczowo się go trzyma? Dziadek od wielu lat nie żyje, moi rodzice przenieśli się bliżej stolicy.

Po przyjeździe wzięłam taksówkę, bo po długiej podróży byłam wykończona i te kilka kilometrów dzielących dworzec od domu babci postanowiłam przebyć w przyzwoitych warunkach.
– Nareszcie jesteś – przywitała mnie. – Nie mogłam się ciebie doczekać, godziny ciągnęły się w nieskończoność, a mnie po głowie krążyły głupie myśli.
– Gdybyś mieszkała z nami – odpaliłam – nic by ci po głowie nie krążyło. My bylibyśmy szczęśliwi, a tobie by było o wiele wygodniej.
– Ale czy lepiej?
– Nie chce mi się tego słuchać. Tęsknię za tobą, babciu i chciałabym cię mieć przy sobie. Ale do rzeczy. Co takiego się wydarzyło, że chciałaś się ze mną widzieć natychmiast. Czyżbyś się nareszcie zdecydowała na przeprowadzkę?
– Nic z tych rzeczy – babcia uśmiechnęła się i pokręciła głową. – To coś innego, ważniejszego. O wiele ważniejszego... – umilkła na chwilę i wydała mi się nagle jakaś nieobecna, jakby myślami błądziła gdzieś daleko. – Nigdy ci tego nie mówiłam – zaczęła po chwili – ale dziś nadeszła pora. Chciałabym, abyś przyjęła ode mnie pewien niezwykły prezent. Przynosi szczęście. Pomyślałam, że tylko ty na niego zasługujesz.

Babcia wyjęła z szafy błękitną sukienkę i położyła ją przede mną.
– Nawet jeśli nigdy jej nie włożysz – dodała – chroń ją jak skarb, a potem, przekaż swojej wnuczce. Ona też będzie na to zasługiwać...
To było zdanie, które aż się prosiło ciągu dalszego. Usiadłam więc wygodnie w fotelu i powiedziałam:
– Babciu, nie bądź taka tajemnicza, opowiedz mi historię tej sukienki. Musi być dla ciebie bardzo ważna, skoro masz ją tyle lat i skoro tylko dla niej ściągałaś mnie w najgorętszym dla mnie okresie.
– Nawet nie podejrzewasz, jak długo – westchnęła babcia – Jak wiesz, nasza rodzina pochodzi z Kresów. Mieszkaliśmy w okolicach Tarnopola. Ojciec był zawiadowcą stacji, mama zajmowała się dziećmi. Gdy skończyłam szkołę powszechną, poszłam do gimnazjum w Tarnopolu.

To były piękne czasy. W klasie były dziewczęta ukraińskie, żydowskie, polskie. Moją najlepszą przyjaciółką została Rebeka, śliczna żydowska dziewczyna o kasztanowych włosach i zielonych oczach. Nigdy potem nie widziałam takich oczu. Gdy Niemcy wkroczyli do Polski, a sowieci zajęli zachodnią Ukrainę, nasze drogi się rozeszły. Wkrótce zaczęto przebąkiwać o wojnie z Niemcami. Rebekę spotkałam w styczniu 1940 roku. Żeby w spokoju pogadać, poszłam na chwilę do jej domu. Zawsze czułam się w nim cudownie, w czasach szkolnych zaglądałam tam często.
Rebeka wyjęła z szafy błękitną sukienkę i położyła ją przede mną. "To moja ukochana – powiedziała. – Chyba już nie będzie mi potrzebna. Nawet nie wiesz, Aniu, co Niemcy robią Żydom. Ktoś znajomy opowiadał to mojemu tacie". Byłam przerażona – ciągnęła swoją opowieść babcia – ale udawałam, że jej nie dowierzam, przekonywałam, że przesadza, że to nie może być prawda. "Nie martw się Rebeko, po wojnie, gdy się spotkamy, oddam ci tę sukienkę. To będzie znak, że świat znów jest piękny i dobry" – powiedziałam na pożegnanie. Niestety, nie udało się. Rebeka z całą rodziną zginęła w obozie, mnie wywieziono na roboty do Niemiec. Ale sukienka przyniosła mi szczęście.

Na roboty wywieziono nas – opowiadała dalej Anna – pod koniec 1943 roku. Dziadek też został zabrany, ale już w Niemczech nas rozdzielono. Sukienkę wzięłam ze sobą właściwie przypadkiem, ale strzegłam jej jak oka w głowie. Razem z twoją mamą, która wtedy miała niecałe pół roku znalazłyśmy się w gospodarstwie uprawiającym szparagi. Nie mogę narzekać, gospodarze byli dla mnie bardzo dobrzy. Dawali dodatkowe kartki na żywność, podrzucali twojej mamie mleko. Starali się, żebym choć trochę czasu spędzała z dzieckiem. Gdy wkroczyli Rosjanie, zrobiliśmy wszystko, aby właścicielom gospodarstwa nie stała się krzywda. A że gospodarstwo znajdowało się niedaleko Szczecina, więc na miejsce swojego nowego domu wybrałam jego okolice. Trochę w głębi lądu, ale na tych terenach. Niestety, nie spotkałam się z moją ukochaną siostrą i starszym bratem, choć oni również pracowali na Pomorzu Zachodnim. Zastrzelili ich Rosjanie. Siostrę najpierw zgwałcili, a później na dziedzińcu domu zamordowali. Nie patrzyli, czy to robotnicy, czy miejscowi. A zresztą, dlaczego strzelali do bezbronnych miejscowych? Na to pytanie pewnie nigdy sobie nie odpowiem. Ale to boli.
Rodzinny dom został na Ukrainie, nowy należało dopiero stworzyć – snuła babcia swoją opowieść. – Co chwilę przyjeżdżali kolejni osadnicy. Z Kresów, z centralnej Polski. Jedni dla chleba, inni dla przygody i rabunku. Gdy wprowadzaliśmy się do jednego z opuszczonych domów, czułam wstyd – powiedziała w pewnej chwili babcia. – Choć, tak naprawdę, to nie ja powinnam się wstydzić.

Najpierw powiesiłam w szafie błękitną sukienkę. Cały czas wierzyłam, że to ona pomogła mi przetrwać. Później zaczęłam szukać Rebeki. Nie wiedziałam, że zginęła razem z rodzicami i młodszym rodzeństwem. Wtedy też pomyślałam, że z "Błękitną", bo tak ją nazywałam, nigdy się nie rozstanę. Była przy mnie w najgorszych chwilach, zaczęła mi pomagać po wojnie. Ileż to razy mnie uchroniła. A to przed milicją, albo – gdy dziadek ciężko zachorował. Z każdej opresji udawało mi się wyjść bez większego szwanku. Obrastałam w tłuszczyk, więc nie mogłam jej włożyć, ale trzymałam, jak relikwię.
Któregoś roku twoja mama miała bardzo trudną sesję. "Włóż tę moją sukienkę na egzamin, na pewno zdasz" – powiedziałam. Basia tylko się roześmiała. "Ależ ty mamo jesteś przesądna" – stwierdziła, ale sukienkę włożyła. Wróciła z piątką i anegdotą o egzaminatorze, który przez cały czas wpatrywał się w sukienkę. W końcu nie wytrzymał i zapytał: "Kto pani uszył taką piękną suknię?". "Ta suknia, to historia panie profesorze" – powiedziała Basia.

Mimo to, nigdy nie pomyślałam, żeby oddać tę sukienkę Basi – uśmiechnęła się babcia. – Ale tobie, owszem... Po prostu czuję, że tak trzeba.
Gdy wracałam do domu, byłam już spokojniejsza. Wiozłam kawał życia babci i obietnicę, że zlikwiduje mieszkanie i nareszcie się do nas przeprowadzi. A więc sukienka zaczęła i mnie przynosić szczęście.

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA