Wszystkiego najlepszego kochanie!

sylwester, bal, świetowanie
Jestem ogromnie szczęśliwa. Po latach rozłąki znowu mieszkamy razem. To było moje największe marzenie i sylwestrowe życzenie. Tak bardzo tęskniłam za tobą...
/ 30.01.2009 12:03
sylwester, bal, świetowanie
Dochodzi północ. Przymykam oczy. Już za chwilę polecą w niebo kolorowe fajerwerki. W pokoju strzelą korki od szampana i zapłoną zimne ognie, odbijając światło iskier od świątecznych bombek. Za chwilę złożysz mi życzenia, a później po kolei zaczną pojawiać się starzy znajomi i znów będą nam życzyć tego samego co zwykle. Wszystko co złe odejdzie wraz ze starym rokiem, a to co dobre spełni się w nowym...
Który to już nasz sylwester? Który z kolei bal noworoczny? Trudno powiedzieć, trudno policzyć, pamięć zawodzi. Jesteśmy razem. Niby wszystko jest jak kiedyś, a jednak inaczej...

Pamiętasz pierwszy sylwestrowy wieczór, który spędziliśmy razem? Był szalony, niezwykły. Zaimprowizowaliśmy go, uciekliśmy z zadymionej balowej sali i wylądowaliśmy na placu przed ratuszem wraz z kilkusetosobowym, rozbawionym tłumem podobnych do nas dezerterów z dancingów, dyskotek i potańcówek. Padał drobny śnieg, a ty po raz pierwszy mnie wtedy pocałowałeś – pod pretekstem noworocznych życzeń.
A później przyszły kolejne sylwestry. Ten, który spędziliśmy w górach, w zasypanej śniegiem bacówce. Nigdy nie zapomnę kuligu z pochodniami, bigosu i góralskiej herbaty, która rozgrzewała bardziej niż zarzucony na nogi pled.
Dobrze pamiętam też ten egzotyczny, pachnący pustynnym piaskiem, który spędziliśmy w Egipcie na plaży, pod rozgwieżdżonym niebem, wsłuchując się w odgłos fal Morza Czerwonego. I ten we dwoje na dmuchanym materacu w naszym nowym, jeszcze zupełnie nieurządzonym, mieszkaniu na poddaszu. Piliśmy szampana wśród paczek z glazurą, worków cementu i pojemników z farbą, a ta niezwykła scenografia podobała nam się wtedy bardziej niż udekorowane i pełne marmurów sale hotelu, w którym byliśmy na wielkim balu z orkiestrą w następnym roku.

A później nadszedł ten najbardziej niesamowity i pamiętny sylwester, gdy siedziałeś przy mnie, trzymając moją rękę. A z oddali, jak z za kadru, słyszałam głos położnej:
– Niech pan powie żonie, żeby nie zsuwała się coraz niżej, tylko przyciągnęła głowę do piersi i mocno parła...
Zebrałam wszystkie siły i po chwili usłyszałam krzyk dziecka.
– Ma pan syna – dobiegł mnie beznamiętny głos pielęgniarki.
W tym momencie przestałam czuć ból, a w oczach pojawiły się łzy wzruszenia. Mijała właśnie pierwsza godzina Nowego Roku. Zza okna dochodziły jeszcze pojedyncze odgłosy petard. Byliśmy już we trójkę. Ja ty i Krzyś.
Wybuchy petard towarzyszyły nam również w następnym roku, gdy z naszym maleństwem siedzieliśmy w domu przy sałatce z owoców i wędlinie równo pokrojonej na półmiskach. Nigdy nie zapomnę, jak się denerwowałam, że Krzyś nie może spać od tego huku, a ty mruczałeś mu kołysankę nad łóżeczkiem, aż zasnął.
Myślałam wtedy, że takie szczęśliwe będą już wszystkie nasze sylwestry.
– Czy pamiętasz, czego życzyliśmy sobie wtedy?
– Abyśmy zawsze byli razem...
– Ile to już lat?

Podobno Pan Bóg zawsze spełnia prośby tych, którzy go bardzo o coś proszą, ale czasem robi to nie od razu i nie zawsze tak, jak byśmy sobie to wyobrażali.
Gdy straciłeś pracę, wyjechałeś, choć przekonywałam cię, że nie musisz, że to chwilowe, że damy sobie radę... Powiedziałeś, że mężczyzna musi zarabiać. To tylko rok lub dwa. Szybko minie. Tylko zdobędziesz pieniądze na spłatę naszego hipotecznego kredytu i wrócisz. Ale nie dotrzymałeś słowa. Przyszedł pierwszy Nowy Rok, który witaliśmy oddzielnie, który spędziłam sama przed telewizorem, gdy Krzyś już zasnął. A później następny i następny. Zniknąłeś, odszedłeś, rozmyłeś się. Gdy przyjeżdżałeś na krótko, twój syn cię nie poznawał, uciekał przed tobą do swego pokoju, ale ty wciąż mówiłeś, powtarzałeś jak mantrę, że to dla niego tam jesteś, że to dla niego się poświęcasz... A w nim rósł żal, że go zostawiłeś, że nas zostawiłeś.
Pieniądze, kariera, sukces, o których zawsze mówiłeś, gdy przyjeżdżałeś, to były dla niego puste słowa. Ja też po pewnym czasie przestałam na nie reagować. Ale ja cię kochałam. Nie mogłabym żyć bez tej miłości. Chciałam też być kochana. Bałam się, że któregoś dnia znikniesz zupełnie – odejdziesz.
Krzyś hodował w sobie swój żal, że nie ma cię w naszym życiu. Nie dostrzegałeś tego, gdy do nas przyjeżdżałeś? Gdy stał się nastolatkiem, zaczął do kolegów mówić o tobie: mój biologiczny ojciec.
Cóż z tego, że mieliśmy olbrzymi dom, skoro był pusty. Nawet wtedy, gdy już przyjechaliśmy do ciebie do Londynu i zamieszkaliśmy razem, niewiele się zmieniło, choć wydawało się, że wszystko...
Te nasze londyńskie sylwestry były takie smutne, bo po raz pierwszy miałam wrażenie, że spędzam je nie z tobą, ale obok ciebie. Ci ludzie – twoi znajomi z pracy – przez cały wieczór rozprawiający o pieniądzach, inwestycjach, lokatach, kursach akcji, meblach, samochodach i domach.
I wśród nich ty – opowiadający o swoich szefach, pracy, kolegach, rozrywkach. Nas jakby już w twojej głowie nie było. Coś się zepsuło. Coś się zacięło. Nie potrafiliśmy już rozmawiać jak dawniej, cieszyć się z padającego śniegu i światełek na choince. A między nami był Krzyś tęskniący za swoją starą szkołą, nie potrafiący się odnaleźć w nowej. Nerwowy i wyobcowany.

Nie wiem, co sprawiło, że wpadłeś na pomysł, by na 16 urodziny podarować mu ten samochód – położyłeś mu pod choinką kluczyki. Może chciałeś pokazać, że cię na to stać, może kupić jego uczucia. Nie wiem.
Gdy przyszła wiadomość o wypadku, znów cię nie było. Pracowałeś i za nic w świecie nie mogłeś w tym momencie się wyrwać. Spytałeś tylko:
– Czy to coś poważnego?
Byłam zszokowana.
– Cóż za pytanie?! On ma roztrzaskane lewe biodro, wstrząs mózgu i złamaną rękę – krzyczałam w słuchawkę. – Jesteś egoistą. Nic, a nic cię nie obchodzimy.
– Uspokój się, przyjadę tak szybko, jak tylko będę mógł – powiedziałeś i odłożyłeś słuchawkę.
Gdy tylko lekarze pozwolili Krzysiowi opuścić szpital, wróciliśmy do domu, ale tego naszego, na poddaszu. A ty zostałeś w swoim londyńskim "Neverlandzie". Powiedziałeś, że teraz nie możesz pojechać z nami. Minął już rok. Przed świętami zadzwoniłeś z życzeniami. Stwierdziłeś, że nie dasz rady przyjechać na Wigilię, a potem połączenie zostało przerwane. Przeszły święta, smutne święta, nadszedł sylwester. Na przekór wszystkiemu ubrałam się jak na bal. I nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Wciąż jeszcze nie wierzę, że wróciłeś. Zamykam oczy i w myślach wypowiadam życzenie. Takie jak w sylwestrową noc, gdy Krzyś nie mógł spać: "Żebyśmy zawsze byli razem". Za chwilę wystrzelą fajerwerki. To, co złe odejdzie wraz ze starym rokiem, a to co dobre spełni się w nowym... Za chwilę moje życzenie wypowiem na głos.
– Wszystkiego najlepszego, kochanie – mówisz i przytulasz mnie jak dawniej, tak mocno, że brakuje mi tchu.

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA