Na miejscu Bożeny…

Na miejscu Bożeny... fot. Panthermedia
Bożena wychowywała dzieci, podczas gdy mąż zarabiał pieniądze. Niby układ idealny, a jednak nie sprawdził się. Córka wpadła w uzależnienie od narkotyków, a żona ma już dosyć. Jaki będzie finał tej historii?
/ 21.09.2011 14:40
Na miejscu Bożeny... fot. Panthermedia
Mieli za sobą blisko dwadzieścia lat małżeńskiego stażu, na początku w miarę szczęśliwego, z czasem przepełnionego żalem, pretensjami, a nawet nienawiścią. On, wzięty adwokat, jeden z niewielu na tym terenie, patriarcha w najgorszym tego słowa znaczeniu, z roku na rok mnożył wymagania; ona, też po studiach, i to dobrych, ale z krótkim stażem zawodowym, bo po urodzeniu drugiego dziecka postanowiła zająć się domem. No, może niezupełnie postanowiła. Decyzję podjął on, ona się podporządkowała. Chyba chciał uzależnić rodzinę od siebie, choć najbardziej od swoich pieniędzy. A wymagania miał ogromne. Dzieci musiały być najlepsze w klasie, bo ojciec dopuszczał tylko po jednej ocenie dobrej na świadectwie, chciał także, aby uprawiały sport, chodziły na lekcje muzyki, tańca, malarstwa, brały udział w olimpiadach przedmiotowych….i we wszystkim były najlepsze. Bartek starał się, choć nie zawsze mu wychodziło, ale starsza Gosia zbuntowała się już w czwartej klasie. To wtedy po raz pierwszy uciekła z domu. Wprawdzie pojechała tylko do babci, ale rodzicom nic nie powiedziała. Dla matki to był sygnał, że w rodzinie dzieje się źle, dla ojca policzek. On nie zawiódł, nie spisała się córka. Bardzo się więc na Gosię obraził, i dawał to jej na każdym kroku do zrozumienia. Ale, to była dusza rogata, więc specjalnie reakcją ojca się  nie przejęła. Pewnie, że jej zależało na ojcowskiej miłości, ale nic na siłę, i nie za piątki na świadectwie. W szóstej klasie spróbowała wina, a w ósmej narkotyków. Na początku jakiś kompot, dość szybko jednak zaczęła używać strzykawki. Coraz częściej znikała z domu na kilka dni. Mama wprawdzie zawsze ją gdzieś znalazła, ale ojciec nie był z tego zadowolony, on by chciał, aby córka włożyła włosienicę i przydreptała do niego niczym do Canossy. A Gośka po prostu przestała go zauważać. W klasie maturalnej okazało się, że dziewczyna jest zarażona wirusem HIV. Matka pocieszała Gosię, namawiała na odwyk, tłumaczyła, że wszystko będzie dobrze. Trzeba tylko być ostrożną. Ojciec postawił sprawę kategorycznie.  Albo leczenie w zakładzie zamkniętym i przyjęcie warunków przez niego spisanych, albo fora ze dwora. Wybrała drugi wariant.

Po dwóch tygodniach matka wybrała się na poszukiwanie córki.
Odwiedzała miejsca, gdzie Gosia mogła się zatrzymać. W końcu dotarła do swojej matki. Mąż dzwonił, mówił, że powinna natychmiast wracać, krzyczał, że bliższa jej jakaś ćpunka, niż dobrze ułożony syn. Bartek z kolei nieustannie dopytywał o siostrę. Gdy nie uzyskał od ojca odpowiedzi, także pojechał szukać  siostry. Chciał ją skłonić, aby wróciła do domu.
Ucieczka młodszego dziecka sprawiła, że mąż całą winą za to, co dzieje się w domu, obarczył żonę. Gdy wykrzyczał jej to przez telefon, coś w niej pękło. Musi za wszelką cenę odnaleźć córkę i powiedzieć jej, że nie wraca do domu. Musi zacząć wszystko od nowa. Gdy tylko wynajmie mieszkanie i znajdzie pracę, zabierze dzieci. Gosię chciałaby natychmiast, Bartka, gdy tylko się urządzi. Matka wprawdzie namawiała, aby została u niej, bo będzie im łatwiej, ale ona wolałaby mieć swój własny kąt. Zaczyna przecież nowe życie. Wyjątkowo trudne i pełne niewiadomych.
Nie musiała szukać Gosi. Ona sama zjawiła się u babci. Chciała jej wszystko opowiedzieć, chciała się pożalić na ojca, przyznać się, że jest nosicielką wirusa, że bardzo się boi. Gdy tylko weszła do mieszkania, matka powiedziała:
- Jak to dobrze, że jesteś. Bardzo się o ciebie martwiłam.
- Tatuś też się martwił? - zapytała ironicznie.
- Nie wiem, ale Bartek tak. Nawet zniknął z domu, bo chciał cię odnaleźć. Chyba powinnaś się z nim skontaktować. Jemu bardzo na tobie zależy.
- A poza tym podjęłam decyzję o wyprowadzce z domu. Ja także mam dość. Jeśli chcesz, zamieszkaj ze mną. Jakoś sobie poradzimy.
Gosia przytuliła się do matki. Po policzkach spływały jej łzy. Przestała płakać, gdy do drzwi zapukał ojciec. Nie chciała go widzieć. On chyba także nie miał na to ochoty. Wszedł, rozejrzał się i powiedział: Czy jesteście zadowolone?
- Musimy ci coś powiedzieć. Nie wracamy do twojego domu. Tak, twojego, bo zawsze nam to dawałeś do zrozumienia. Mamy nadzieję, że Bartek także podejmie taką decyzję. Musimy go tylko odnaleźć.
- Syna ci nie oddam, bo ta ćpunka go wykończy. Gosia popatrzyła na matkę i z politowaniem pokiwała głową. - Wybrałeś mecenasie wariant, który najbardziej tobie odpowiada. Zawsze tak było. Ale teraz już nam na tobie nie zależy, już nie musimy się podlizywać. Zamieszkamy razem z mamą i Bartkiem, bo chyba ci się nie uda go przekabacić na swoja stronę. Ty zostaniesz sam jak palec. Ciężko na to pracowałeś. I kto tu powinien się wstydzić? Chyba bardziej ty, bo udało ci się wykończyć trzy osoby. Ja mam nadzieję, że jakoś dojdę do siebie. I mama i brat mi w tym pomogą. A teraz nie zawracaj nam głowy. Przepraszam mamo – zwróciła się do stojącej opodal matki. Ty nigdy byś się na taką mowę nie zdobyła. Ja mogę, bo u pana mecenasa mam same krechy. Mnie wypada. Ćpunce wolno wszystko.

Ta historia nie ma jeszcze swojego końca. Jaki powinien być?
Spróbujmy dopisać finał tej opowieści, zwłaszcza że udało nam się poznać jej bohaterów.


Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA