Na miejscu Heleny…

Na miejscu Heleny
Mieszka z rodzicami, którzy nie znoszą jej męża. On teraz pracuje za granicą. Ona chce do niego pojechać, ale rodzice szaleją ze złości, ojciec nawet udaje ciężką chorobę. Co ma zrobić.
/ 09.04.2010 12:05
Na miejscu Heleny
To już pięć lat. Raz na wozie, raz pod wozem. Częściej jednak pod wozem. Gdy Helena i Marek postanowili się pobrać, wszyscy byli szczęśliwi. W miasteczku przecież uchodzili za wzorcową parę. Rodzice Heleny uważali, że nie wolno zmarnować takiej miłości. Kazali im się pobrać. Mają być razem, powinni założyć rodzinę i żyć po bożemu do końca swoich dni. Jak w ślubnej przysiędze „ i nie opuszczę cię aż do śmierci”.  Oni oddadzą im na razie pół domu, a jak pojawią się dzieci, przeniosą się do sutereny, gdzie stały wolne dwa pokoje.
Kłopoty zaczęły się trzy lata po hucznym weselisku. Najpierw Helena straciła swoje pół etatu, później kłopoty z pracą spadły na Marka. Ona dość szybko wyszła na prostą, bo znalazła zajęcie, on niestety nie mógł liczyć na żadną pracę. Nawet jak go zatrudniali, to po okresie próbnym umowy z nim nie przedłużano. Szefowie mówili wprawdzie, że jest dobry, ale wynajdywali tysiąc powodów, dla których nie mogą go zatrudnić. Nie układało się także w domu. Mieszkali z rodzicami Heleny, a ci nie mogli zrozumieć, dlaczego Marek jest nieustannie bezrobotny. „Pewnie coś przeskrobał” – narzekał teść, „może nie jest wystarczająco dobry” – dodawała teściowa. „Z tego związku chleba nie będzie” – mówili obydwoje.

Helena, uzależniona od swoich rodziców, nie potrafiła obronić męża. Nic dziwnego, że przepaść między Markiem a teściami była z dnia na dzień coraz głębsza. W końcu doszło do tego, że wszystko, co Marek zrobił i czego nie zrobił, nie podobało się teściom. A to narzekali, że jeszcze nie doczekali się wnuka i to na pewno wina zięcia, to znów margali, że Marek jest za mało operatywny. A Helena niczym nakręcana lalka śpiewała do muzyki swoich rodziców.
Wreszcie któregoś dnia Marek powiedział:
- Ciężko mi się żyje we czwórkę. Jeśli tak dalej pójdzie, to z naszego małżeństwa nic nie będzie. Musisz się zdecydować. Albo ciągniemy ten wózek obydwoje, albo mówimy sobie do widzenia.
- Spróbujmy wynająć gdzieś mieszkanie i zacznijmy wszystko od początku.
- Pomysł dobry, ale nie bardzo mamy za co wynająć. Ja pracuję od przypadku do przypadku, a twoja pensja wystarcza ledwie na jedzenie.
I znowu wszystko było jak dawniej. Wreszcie któregoś dnia na urlop przyjechał serdeczny kolega Marka. Od kilku lat mieszkał w Londynie. Posiedzieli, pogadali, wypili parę kufli piwa i uzgodnili, że Jurek się rozejrzy w swojej firmie. Jeśli będzie miejsce, ściągnie do siebie Marka. Helenie nawet ten pomysł przypadł do gustu.
- Pojedziesz, rozejrzysz się, jakoś urządzisz i wtedy ja do ciebie dołączę.
- Najpierw musimy poczekać na wiadomość od Jurka.

Odezwał się po kilku dniach i powiedział, że praca na Marka czeka, powinien przyjechać natychmiast. Helena się rozpłakała, bo nie wierzyła, że mogą się tak szybko rozstać, ale zaczęła pakować męża. Marek trzymał się dzielnie, choć też zbierało mu się na płacz. Tylko rodzice Heleny zachowali spokój. Można nawet powiedzieć, że triumfowali. Nareszcie pozbędą się zięcia nieudacznika i zachowają córeczkę dla siebie.

Po wyjeździe Marka w domu zaczęło się istne piekło.
Córka była kontrolowana na każdym kroku. Najgorzej było, gdy dzwonił Marek. „Czego on tu szuka” – złościł się ojciec.  „Powinnaś to szybko zakończyć” – mówiła mama i natychmiast dodawała: „Najpierw rozwód cywilny, później kościelne unieważnienie małżeństwa.  Przecież to jasne, że wszystko załatwisz, bo on nie może mieć dzieci.” Helena nawet nie miała siły prostować, że leczyć się powinni obydwoje, bo obydwoje mają problemy.

Zaczęli więc telefonować do siebie po kryjomu przed rodzicami Heleny. Wyjeżdżała wtedy do swoich teściów i gadała z Markiem spokojnie. Uzgodnili któregoś dnia, że jeden z najbliższych weekendów spędzą w Londynie. Ona powie rodzicom, że wyjeżdża na ważną konferencję i jakoś się wymknie z domu. Niestety ktoś doniósł, chyba brat Heleny i znowu się zaczęło. Ojcu zrobiło się słabo, matka zaczęła krzyczeć, że to na pewno zawał, Helena wezwała pogotowie, a później przyrzekła, że nigdzie nie pojedzie. Nie odwołała jednak rezerwacji, bo wydawało się jej, że może się jakoś uda. Ale staruszkowie byli czujniejsi. Marek prosił, płakał, Helena powtarzała tylko, że nie może zostawić swoich rodziców, bo jeśli nie daj Bóg ojcu coś się stanie, to ona sobie nigdy nie wybaczy. Nie pomogły prośby, łzy, zaklęcia, a nawet szantaż. Helena powtarzała w kółko, że spróbuje wyrwać się z domu za kilka miesięcy. Przyjedzie wtedy już na zawsze i może z dala od rodziców uda im się odbudować ich małżeństwo. Marek powiedział tylko, że będzie cierpliwie czekał na decyzję żony, ale prosił już nie będzie. Nie będzie także dzwonił. Może tylko powiedzieć, że ma dobrą pracę, szansę na własne mieszkanie, i nie ma zamiaru wracać do Polski. – Piłka jest po twojej stronie.

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA