Na miejscu Weroniki…

Na miejscu Weroniki... fot. Panthermedia
Andrzej był dobrym, chociaż strasznie zapracowanym mężem. Weronika rozumiała to wszystko i bez pretensji wykonywała obowiązki matki i żony, do czasu, kiedy mąż zaczął wracać do domu pijany. Wtedy postanowiła odejść. Czy to dobra decyzja? Doradźcie jej sami.
/ 17.08.2011 12:10
Na miejscu Weroniki... fot. Panthermedia
O takich jak Andrzej mówi się, że są urodzeni w wyjątkowym czepku. Przystojny, wykształcony, pewny siebie pędzi po szczeblach zawodowej kariery. Co zaplanuje, w mig zrealizuje. Po prostu farciarz. Nie dziwi zatem, że mieszka w luksusowych warunkach, na strzeżonym osiedlu, że jeździ dobrym samochodem, a w dodatku ma piękną, kochającą żonę i dwójkę udanych dzieci. Nic, tylko zazdrościć. Niedawno wymyślił, że powinien kupić dom za miastem. Pięć dni w miejskim młynie, dwa we własnym domu ukrytym w lesie. Rodzina oszalała ze szczęścia. Ośmioletni syn powiedział nawet, że może tam naprawdę zamieszkają, bo on nie lubi podwórka. – Zobaczę, co da się zrobić – powiedział ojciec. – Może uda ci się mnie przekonać.
Andrzej wprawdzie uprzedził Weronikę, że zanim zrealizuje kolejny plan, będzie trochę później wracał do  domu, ale nawet się nie zająknął, że tak późno. Andrzej z takich rzeczy nigdy się zresztą nie tłumaczył, bo zwyczajnie nie wypadało. Był on i wokół niego dwór. I to było jedynie słuszne rozwiązanie. Niby pomagał w domowych obowiązkach, ale robił to, bo chciał, a nie musiał.
Żona zakasała więc rękawy i przejęła wszystkie domowe obowiązki. Pokusa posiadania domu, który może kiedyś stać się gniazdem, była silniejsza. Zatem wzięła się do pracy. W dzień jak zwykle praca zawodowa, późnymi popołudniami i wieczór sprzątanie, gotowanie, pranie, zakupy, rozmowy z dziećmi. Pewnie że mogliby sobie pozwolić na gosposię, ale Andrzej nie lubi obcych w domu. A poza tym o dobrą pomoc wyjątkowo trudno. Panie chcą sporo zarobić, ale małym kosztem. Ponadto to trudny zawód, trzeba mieć odpowiednie predyspozycję. Tak więc Weronika zaczęła się sprawdzać w roli pełnoetatowej gosposi. I sprawdzała się świetnie, choć w milczeniu. Gadanie o wysiłku, poświęcenie, zarabianiu, zmęczeniu było zarezerwowane dla Andrzeja, żona, choć równie dobrze wykształcona i całkiem nieźle zarabiająca, choć nie tyle co mąż, powinna siedzieć cicho I siedziała, chociaż coraz częściej czuła się z tym źle. Zwyczajnie padała ze zmęczenia.

Zauważyła jednak, że z Andrzejem dzieje się coś złego. Stał się nerwowy, zaczepny, coraz częściej czuć było od niego alkohol. Tłumaczył wprawdzie, że to tylko lampka koniaku, ale gdy któregoś dnia po tej lampce nie potrafił trafić w dziurkę od klucza, powiedziała stop.
- Musimy porozmawiać, tak dłużej nie można żyć.
- Znowu narzekasz. Człowiek pracuje od świtu do nocy, a żona oczywiście niezadowolona. To co ja mam jeszcze zrobić, aby dogodzić rodzince.
- Przestać pić. I nie opowiadać nieustannie, że tylko ty pracujesz. No, ostatecznie mogę znieść to twoje cierpiętnictwo, ale na wódkę nie pozwolę.
- Jaka wódka, kieliszek koniaku.
- Albo się zaczniesz leczyć, albo sam się opamiętasz. Kiedy ty ostatnio rozmawiałeś z dziećmi, bo że ze mną nie gadasz, to jakoś zniosę.
- Dzieci też mają matkę.
- Która pracuje na dwóch etatach. Czy ty tego nie widzisz. Mam gdzieś ten cały dom, jeśli ma być on przyczyną rozpadu małżeństwa.
Andrzej postanowił przystopować. Przez kilka tygodni było jak dawniej. Nawet wrócił do niektórych obowiązków domowych, a w weekendy chodził z dzieciakami do kina i na spacer. Weronika była szczęśliwa, dzieci także się cieszyły, że tata się z nimi bawi. Po kilku tygodniach Andrzej znów wrócił pijany.
- Nie dałeś rady, może warto porozmawiać z lekarzem. Niech medycyna wkroczy do akcji. Sam sobie nie poradzisz, a tak to będę ci mogła pomóc. Zależy mi na tobie. Jeszcze mi zależy.
To ostatnie zdanie wyjątkowo zdenerwowało Andrzeja. – Bo jeśli nie przestanę, to co mi zrobisz.
- Nic, po prostu odejdę. Nie mam zamiaru patrzeć na to jak się staczasz.
Nie umiała być delikatniejsza, a może nie chciała, miała dość życia w ciągłym cieniu genialnego męża, być pracownicą, nianią, gosposią, opiekunką i powiernicą.

W domu jednak było coraz gorzej. Andrzej jeszcze się nie awanturował, ale codziennie przychodził pijany. Nie, to nie był kieliszek czy dwa, to było zwyczajne pijaństwo.
Weronika nie mogła pojąć, że w pracy tego nie widzą. W końcu jednak sprawa się wydała. Któregoś dnia dowiedziała się, że męża zdegradowano, bo zawalił kilka ważnych dla firmy spraw. Powiedział jej to kolega męża, który nie darzył Andrzeja zbytnią sympatią, można nawet powiedzieć, że od lat traktował go jak rywala.  Musiała znowu wkroczyć do akcji, postawić warunki i wyegzekwować je. Nie może bez przerwy go straszyć, teraz powinna zacząć działać.
- Jutro idziemy do poradni. Trzeba to wreszcie zrobić.
- To sobie idź, ja nie czuję się winny.
- I nawet dlatego, że już nie jesteś ważnym dyrektorem. A co w tej sprawie masz mi do powiedzenia. Znowu wymyślisz jakąś bajeczkę. Ja w każdym razie pod koniec tygodnia się wyprowadzam. Dzieci nie mogą patrzeć na ciągle pijanego ojca. To nie jest wzorzec do naśladowania.
- Tylko ci się wydaje, że się wyprowadzisz. Gdzie ci tak będzie dobrze. Ten luksus, te samochody, te wczasy w pięciogwiazdkowych hotelach. No skąd na to wszystko weźmiesz.
Nie odezwała się słowem. Wieczorem zatelefonowała do rodziców. Ojciec chciał natychmiast przyjechać, ale powstrzymała go. Nie będzie przecież rozmawiał z pijanym zięciem. Poprosiła tylko, aby w piątek przed weekendem po nią przyjechał. Decyzję już podjęła.

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA