Na miejscu Aldony

na jej miejscu, na miejscu Aldony
Pasują do siebie, czy nie pasują, a może tylko im się kiedyś wydawało, że żyć bez siebie nie mogli? Co zrobić po tylu wspólnych latach...
/ 13.10.2008 10:14
na jej miejscu, na miejscu Aldony
I Roman i Aldona byli jedynakami. Ona wychowywała się w robotniczej rodzinie z pretensjami, on w inteligenckiej równie sztucznej i nadętej. Pierwsi rodzice robili pieniądze, bo ojciec był wziętym stolarzem, drudzy karierę. Roman biegał po podwórku z kluczami, zmieniał opiekunki i szkoły, Aldona była chowana na żonę bogatego męża. Była śliczna, wysoka, cała słodziutka. Roman do urodziwych nie należał, ale miał wzięcie u kobiet. Taki typowy bawidamek. Tej komplemencik, tamtej uśmiech, a jeszcze innej zapewnienie o dozgonnej miłości. Gdy na siebie trafili, ona była niewinna jak lilia, on miał już za sobą niejedną przygodę. Postanowili się pobrać. Rodzicom ten pomysł nie odpowiadał, bo jedni chcieli dla swojej córki przystojnego bogacza, drudzy piękna intelektualistkę, a Aldona zaledwie skończyła policealną dwuletnią szkołę dla redaktorów technicznych. Młodzi specjalnie się tym nie przejmowali. On miał dwadzieścia cztery lata, ona dwadzieścia jeden, więc na zgodzie staruszków im nie zależało.
Na zgodzie nie, ale na pomocy finansowej jak najbardziej. Gdy urodziła się Alicja, dostali od rodziców Aldony dwupokojowe mieszkanie w centrum Warszawy. Dostali, to oczywiście słowo niezbyt stosowne, ale dach nad głową mieli. Mieli też na głowie codzienne wizyty rodziców młodej mamy. Szczerze mówiąc to nawet firanki do okien nie mogli sobie kupić bez konsultacji.

Po trzech latach Roman się wyprowadził. Nie był w stanie podporządkować się woli teściów. Po kilku miesiącach nastąpił powrót na łono rodziny, ale już do wynajętego mieszkania. Roman założył jakąś firmę i zaczął poważnie myśleć o kupieniu małego domu. W końcu zdecydował się na domek graniczący z posesją teściów, do których od pamiętnej wyprowadzki przestał się odzywać. Gdy przychodziły święta, on jechał do swoich rodziców, ona szła z córką do swoich. Oni sami nigdy nie wpadli na to, by na przykład urządzić spotkanie u siebie. Romek pracował od świtu do nocy, Aldona zajmowała się Alicją, teściowie przychodzili w dalszym ciągu codziennie, ale tylko pod nieobecność Romana.

Trudno jednak nazwać to stadko prawdziwą rodziną. Ona buntowała córkę przeciw ojcu, on nie uznawał jej rodziców, ona naśmiewała się z jego staruszków. Że niby maja przewrócone w głowach, że są sztywni, że nie potrafią dogadać się z wnuczką, ale przede wszystkim najbardziej z tego, że są skąpi i nie dają kasy. A kasa była na pierwszym miejscu.
Firma się natomiast rozwijała, Roman w dalszym ciągu tyrał za dwoje, a Aldona była panią pełną gębą. Lubiła wpadać do ich sklepów na tak zwaną kontrolę, pilnowała córki, wybierała dla niej książki, koleżanki, zajęcia dodatkowe... odwoziła do szkoły, awanturowała się z nauczycielami, że nie doceniają jej jedynaczki. Żadne z zajęć małej nie trwało dłużej niż pół roku, bo Alicja szybko się nudziła, a jej mama jeszcze szybciej dochodziła do wniosku, że prowadzący zajęcia nie dorównują jej poziomem. A z głąbami nie chciała mieć nic do czynienia. Trzeba powiedzieć, że wszystko, co robiła, robiła z nudów. Szukała sobie zajęć, bo zwyczajnie nie chciało się jej prowadzić domu. W ich domu obiady gotowało się raz w tygodniu, kolacje każdy jadał oddzielnie, chętnie natomiast wszyscy chodzili w gości, ale do siebie nie zapraszali nikogo.

Nawet nietrudno się dziwić, że Roman coraz bardziej oddalał się od rodziny. Właściwie to nic go nie interesowało. Dom stał się dla niego hotelem. Coraz częściej zaczął tez zaglądać do kieliszka. No może się nie upijał, ale mocno drinkował. Aldonie się to bardzo nie podobało, ale na szczerą rozmowę nie potrafiła się zdobyć. Chętnie natomiast opowiadała o słabościach małżonka.
Wreszcie którejś nocy Roman nie wrócił do domu. Zadzwonił rano i powiedział, że trochę popili i wylądował w domu swojej pracownicy. Aldona wysłuchała informacji, po czym spokojnie acz stanowczo powiedziała, aby natychmiast przyjechał do domu. Włożyła szykowne ciuchy i wybrała się do firmy. Rozmowa z podwładną była krótka.
- Proszę spakować swoje rzeczy i w ciągu godziny opuścić firmę. Pani już tu nie pracuje.
Załatwiła sprawę i wróciła do domu. – W końcu – myślała – to także moja firma. Prawdziwe piekło zaczęło się w domu. Ona krzyczała, że ja zdradził, on, że zwolniła najlepszą pracownicę, że nie dała sobie wytłumaczyć, dlaczego nie nocował w domu.

To była ta przysłowiowa kropla. Od tej pory każde chodziło własnymi ścieżkami, ale w dalszym ciągu mieszkali w jednym domu. Aldona przyzwyczaiła się do milczenia męża, Roman przestał zwracać uwagę na żonę, a Alicja, która właśnie skończyła siedemnaście lat, oświadczyła, że wyprowadza się do swego chłopaka. Sytuacja bez wyjścia. A może jest jakieś rozwiązanie? Może powinni jeszcze raz porozmawiać? Może Aldona powinna się zmienić i wymóc zmianę na Romanie. Czy to małżeństwo da się jeszcze uratować?

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA