Oprócz dwójki bliźniaków państwo Grądzielowie mają jeszcze sześcioletniego syna, Łukasza, który podobnie jak rodzeństwo przyszedł na świat dzięki nowoczesnej metodzie zapłodnienia pozaustrojowego – mikromanipulacji.
W poszukiwaniu ratunku
Małgosia i Darek zaczęli starać się o dziecko dziewięć lat temu. Bez desperacji, ale z nadzieją, że gdyby pojawiło się na świecie, będzie ich największym skarbem. Przypieczętowaniem łączącego ich uczucia. Ale minął rok i Małgosia zaczęła się niepokoić. Jak to możliwe: są młodzi (oboje mieli po 26 lat), kochają się, nie nadużywają alkoholu, nie palą papierosów, nie stosują żadnych zabezpieczeń, a jednak nie zachodzą w ciążę?
Swoimi wątpliwościami Małgosia podzieliła się z ginekologiem. Obawiała się, że wyśmieje jej przewrażliwienie, a on natychmiast skierował ich na badania hormonalne i biochemiczne. – I okazało się, że mamy problem z płodnością – ucina krótko Małgosia.
Ta wiadomość spadła na nich jak grom z jasnego nieba. Mieli jedną szansę na dziesięć tysięcy, że zajdą w ciążę w sposób naturalny. A oni nie chcieli się oszukiwać i skazywać na nieudane próby. – Zastanawialiśmy się tylko, co z tym zrobić – mówi Małgosia. Ze swoich problemów zwierzyła się koleżance. Okazało się, że i ona nie może zajść w ciążę, i leczy się w przychodni „Novum” w Warszawie. Małżonkowie pojechali tam natychmiast. – Zupełnie na żywioł. Byliśmy zdesperowani, nawet nie zastanowiliśmy się, ile nas to będzie kosztowało! – wspomina Darek. – Postawiliśmy wszystko na jedną kartę! Chcieliśmy mieć dzieci, czas płynął, więc trzeba było działać – dodaje Małgosia.
Wyciągnęliśmy wszystkie oszczędności
Na miejscu ponownie przeszli serię badań: krwi, moczu, poziomu hormonów oraz to najważniejsze – genetyczne. Jeśli okazałoby się, że dziedziczą poważną wadę czy chorobę, lekarze z przyczyn etycznych odmówiliby dalszego leczenia.
– Na szczęście byliśmy zdrowi – mówi Małgosia. Ale to był dopiero początek ich drogi. Teraz Małgosię czekało odpowiednie przygotowanie hormonalne, po którym dopiero możliwe staje się sztuczne zapłodnienie za pomocą mikromanipulacji. – Podczas samego zabiegu zapłodnienia pod mikroskopem połączy się nasienie z komórką jajową, a potem zarodek zostanie przetransferowany do łona matki – tłumaczyła lekarka. Na koniec wizyty wymieniła cenę kilku tysięcy złotych za zabieg i podawane hormony oraz ostrzegła, że pierwsza próba nie zawsze jest skuteczna. – Nie mieliśmy żadnych wątpliwości. Nie baliśmy się prób, rozczarowania ani kosztów, choć były ogromne – twierdzą zgodnie małżonkowie. – Zainwestowaliśmy wszystkie nasze oszczędności. Dalibyśmy o wiele więcej, aby tylko spełnić nasze największe pragnienie...
Chwile zwątpienia i radość
W holu kliniki wiszą tysiące zdjęć maluchów, które przyszły na świat dzięki pomocy tutejszych specjalistów. Małgosia i Darek przyglądali się im przez rok. Początkowo z nadzieją zastanawiali się, kiedy zawiśnie tu portret ich dziecka. Z czasem ze zwątpieniem. – Miałam problemy z cytologią, a bez dobrego wyniku tego badania nie mogłam zacząć brać hormonów i przygotowywać się do zabiegu – mówi Małgosia. Psychicznie też nie czuła się najlepiej. Była coraz bardziej zniecierpliwiona – czas mijał, a ona stała w miejscu. Na szczęście miała Darka.
– Zobaczysz, wszystko będzie dobrze. Tyle już przeszliśmy, to dalej też damy sobie radę. Wytrzymaj – pocieszał ją, kiedy nocami płakała w poduszkę.
Wreszcie stało się. Wyniki wyszły dobre i Małgosia mogła zacząć przyjmować hormony, a potem poddać się punkcji i mikromanipulacji. Dwa tygodnie później młodzi zrobili próbę ciążową. – Jesteśmy rodzicami! – skakali ze szczęścia. – To był wielki prezent od losu. Mieliśmy 30 procent szans, że z pomocą mikromanipulacji zostaniemy rodzicami i mój organizm nie odrzuci zapłodnionych komórek, i udało się! Za pierwszym razem! – uśmiecha się Małgosia.
Łukasz przyszedł na świat dziewięć miesięcy później. Był duży, spokojny i zdrowy. – Kochany – mówią jego rodzice. I tu zapewne skończyłaby się ich historia, gdyby nie życie, a dokładnie Łukasz, który dopisał do niej ciąg dalszy...
Rodzina znów się powiększyła!
Dwa lata temu podczas wakacji oznajmił im, że nie są prawdziwą rodziną, bo on nie ma brata ani siostry. – Powiedział to, o czym myślałam od dawna. Ale nawet nie śmiałam o tym marzyć, bo skąd wzięlibyśmy fundusze na kolejne dziecko? – mówi Małgosia. Lecz od wyznania Łukasza wszystko zaczęło się zmieniać. Małgosia dostała w pracy nagrodę, porozmawiała z rodzicami, a oni zaoferowali pomoc. – W rodzinie do dziś żartują, że zafundowali sobie wnuczkę – opowiada Małgosia.
Po niemal pięciu latach państwo Grądzielowie ponownie stanęli na progu przychodni. – O, dawno niewidziani goście – przywitała ich lekarka. Tym razem Małgosia mogła już po dwóch miesiącach poddać się mikromanipulacji. A Darek i Łukasz dzielnie czekali na nią pod drzwiami gabinetu.
– I udało się nam za pierwszym razem! – wspomina Darek. – O tym, że mamy bliźniaki, dowiedzieliśmy się podczas USG, kiedy lekarka pokazała nam, że biją dla nas dwa serduszka.
Bliźniaki przyszły na świat siódmego października. – A przecież nie byłoby ich, gdyby nie medycyna – mówi Darek. – Mieliśmy dużo szczęścia, że od razu trafiliśmy na badania, a potem w ręce specjalistów.
Anna Grzelczak
Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!