Gniazdo

Fundacja Przyjaciółka wspiera ideę świetlic dla dzieci „Gniazdo”. Właśnie minęło 15 lat od chwili, gdy popularna aktorka Alina Janowska założyła pierwszą z nich.
/ 16.08.2006 12:41
gniazdo1.jpgWszystko zaczęło się od Solidarności. Kiedyś uważałam, że sama nie umiem niczego zrobić, ale tamten czas wyzwolił we mnie odwagę – powiedziała podczas uroczystych obchodów 15-lecia Gniazda Alina Janowska, popularna aktorka i prezes Stowarzyszenia Pomocy Dzieciom „Gniazdo”.

Dokładnie wtedy, 15 lat temu, zobaczyła na ulicy grupkę dzieci. Z nudów wybiły komuś szybę, komuś innemu porysowały samochód. Wszystko dlatego, że nie miał się kto nimi zająć po lekcjach, w czasie, gdy ich rodzice jeszcze pracowali. Aktorka zapytała, z jakiej są szkoły. Traf chciał, że do tej samej chodziły kiedyś jej dzieci. Nie zastanawiając się, poszła wprost do dyrektorki. – Czy pani nie ma problemów z dziećmi? – spytała. Pani dyrektor tylko załamała ręce: – Nie ma dnia, bym nie była wzywana na policję. Niech nam pani pomoże coś z tym zrobić – poprosiła. Alina Janowska zgodziła się, ale w zamian za pomoc poprosiła o salę w szkole, do której dzieci mogłyby przychodzić po lekcjach. Wraz z grupą przyjaciół pomalowała ją, urządziła i nazwała Gniazdem. Bo gniazdo to miejsce, w którym każde pisklę znajdzie schronienie.

Nie ma czasu na żadną nudę
Dzisiaj Gniazdo nr 1, od którego wszystko się zaczęło, przyciąga już drugie pokolenie wychowanków. I choć teraz nie mieści się w szkole, lecz w okazałej piwnicy jednego z domów na warszawskim Żoliborzu, to wciąż jest dla dzieci ukochanym miejscem na świecie. – Proszę pani, proszę pani, a czy to pani się podoba – kilkoro dzieci otacza wianuszkiem Annę Chwalczyk, kierowniczkę pierwszego Gniazda. Jedno przez drugie przekrzykują się i starają się pokazać jej swoje wyklejanki w kolorowe serca. Starsi chłopcy już nie mogą się doczekać, kiedy zakończą prace ręczne i razem z wychowawcą Michałem Bińkowskim popędzą na podwórko zdobywać kolejne gole. Cały dzień byli grzeczni, odrobili lekcje, starali się nie poplamić zeszytów i pilnie słuchać wychowawców, ale teraz nie mogą już dłużej usiedzieć na miejscu.
Zapalają się, gdy pytamy o ryby, na które często chadzają w „męskim” świetlicowym gronie, albo o rowerowe wycieczki. – Nie ma co, są wspaniałe – krótko wyjaśnia jeden z chłopców. Pozostali chwalą się swoimi rowerami, które zajmują cały hol w Gnieździe. – Nie wiem, co bym robił, gdybym tutaj nie był. Pewnie jakieś głupie rzeczy – chłopiec wzrusza ramionami.
Do Gniazda codziennie przychodzi kilkudziesięciu podopiecznych. Większość mieszka w okolicznych domach. Znają się doskonale i wiedzą o sobie wszystko, podobnie jak ich rodzice. Dlatego nim powstała świetlica, Michał, który jest wychowawcą i streetworkerem (pedagogiem ulicy) musiał zyskać sympatię rodziców, by zgodzili się posyłać do Gniazda swoje pociechy. – Szybko się polubiliśmy i po kilku miesiącach mogliśmy otworzyć świetlicę – mówi.

Wracają niczym ptaki do gniazd
gniazdo01.jpg
Inaczej jest w pobliskim Gnieździe nr 7. Tam do sali użyczonej przez podstawówkę przychodzą dzieci zarówno kierowane do świetlicy przez wychowawców, jak i jedynacy, którym zwyczajnie nudzi się w domu. Bywa, że w tej małej salce urzęduje ich po lekcjach nawet trzydzieścioro! Tutaj wspólnie odrabiają prace domowe, podciągają się z trudniejszych przedmiotów, bawią, uczą się obsługi komputera, śpiewają, tańczą i oczywiście jedzą obowiązkowy w każdym Gnieździe podwieczorek. Ośmioletni Damian bardzo chwali sobie świetlicę. – Lubię być tutaj. Mam małego braciszka i siostrzyczkę, kiedy wracam do domu, mogę się z nimi bawić ile tylko chcemy, bo lekcje mam już odrobione. Pani chętnie tłumaczy, gdy czegoś nie rozumiem, a potem gramy z chłopakami w piłkę – rozpromienia się. – A ja to lubię malować. Ptaki, domy i ogródki – zwierza się siedmioletnia Madzia. – I lubię pączki na podwieczorek.
Dziewczynka marzy, że w tym roku pojedzie z przyjaciółmi z Gniazda na kolonie. Bo stowarzyszenie dba o swoich podopiecznych nie tylko w ciągu roku szkolnego, ale także w czasie wakacji i wysyła ich na wypoczynek poza miasto. – Lubię kolonie, bo są fajne – zwierza się Madzia. – Tam całe dnie tylko bawimy się i wygłupiamy.
Te dzieci, które nie wyjadą na wakacje, także mogą liczyć na opiekę, bo świetlice zawsze stoją przed nimi otworem. Także Gniazdo w Mrągowie, które dwa lata temu wsparła finansowo Fundacja Przyjaciółka, działa pełną parą. Nie ma mowy, by którekolwiek dziecko czuło się w letnie dni samotne. Bo we wszystkich świetlicach Aliny Janowskiej jest tak, że przychodzą nowe dzieci, starsze idą do szkół średnich, bywa, że zdają na studia, a potem wracają do swoich Gniazd jako wychowawcy.

Anna Grzelczak
fot. M. Szymański

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!