Jak wspierać chorego? – wywiad z psychoonkologiem

Katarzyna Borowicz, psycholog i psychoonkolog
Na pytania dotyczące niesienia pomocy pacjentom onkologicznym i ich rodzinom, emocjach towarzyszących chorym w czasie leczenia i o tym, jak w czasie choroby zmienia się ich życie, odpowiada Katarzyna Borowicz, psycholog i psychoonkolog.
Marta Słupska / 16.03.2012 09:42
Katarzyna Borowicz, psycholog i psychoonkolog

Rozumiem, że niektórzy chorzy sami zgłaszają się do Pani po pomoc. Co jednak można zrobić w przypadku osób, które wyraźne potrzebują takiej pomocy, ale ją odrzucają?

Katarzyna Borowicz: To jest największy problem. Pracując w szpitalu, często miałam do czynienia z takimi pacjentami. Wtedy psycholog jest bezradny.

Nikogo nie zmusimy do tego, by przyjął pomoc, prawda?

Katarzyna Borowicz: Właśnie. To, co można zrobić, to być. Poinformować, że jesteśmy, pokazać, czym się zajmujemy, ale nie naciskać. Taka pomoc jest oczywiście wskazana, wspaniale może uzupełniać leczenie medyczne – operacyjne, farmakologiczne czy chemioterapię lub radioterapię – natomiast jeśli pacjent mówi „dziękuję, ja sobie sam poradzę”, to nie mamy prawa przełamywać jego barier. Taki pacjent może jeszcze nie być gotowy na to, by zmierzyć się ze swoimi emocjami.

Powiedziała Pani „jeszcze”. Czyli zdarza się, że pacjent początkowo odrzuca pomoc, a w trakcie leczenia zmienia zdanie? Czy pomoc psychoonkologa jest potrzebna także po zakończeniu leczenia? Pytam, ponieważ mam wrażenie, że psychiki nie da się tak szybko wyleczyć…

Katarzyna Borowicz: Najlepiej jest, jeśli pacjent trafia do psychoonkologa już w okresie diagnostycznym – wówczas od początku może mieć kontrolę nad swoimi emocjami, poznawać swoje reakcje i porządkować trudne sprawy. Dalszy etap pracy psychoonkologa to pomoc w szpitalu w trakcie leczenia – przed operacją bądź po niej lub w czasie chemio- i radioterapii.

Zdarza się, że pacjent po diagnozie, w czasie leczenia nie korzystał z pomocy psychoonkologicznej.  Po pewnym czasie jednak nadmiar negatywnych emocji i uczuć sprawia, że zgłasza się do specjalisty. W takich sytuacjach pomoc jest nadal wskazana i oczywiście możliwa. Bez względu na to, kiedy pacjent szuka wsparcia psychologicznego, nigdy nie jest za późno.

Psychoonkolog nie tylko pracuje w szpitalu, ale także w poradniach onkologicznych, hospicjach, fundacjach i stowarzyszeniach... Czy spośród tych miejsc praca w hospicjum jest pracą najtrudniejszą? Jak rozmawiać o umieraniu?

Katarzyna Borowicz: Czy jest najtrudniejszą? Tego nie wiem. Nigdy nie pracowałam w hospicjum, więc nie mam skali porównawczej.

Jak rozmawiać o umieraniu? Na pewno naturalnie. Oczywiście nie każdy chce i potrzebuje poruszać ten temat. Zdarza się, że pacjenci hospicjum, osoby w terminalnej fazie choroby, zaprzeczają stanowi w którym się znajdują, nie przyjmują do wiadomości tego, że rozpoczął się proces umierania. Wtedy oczywiście nie można nakłaniać do rozmowy. Ona nie jest obowiązkowa. Jeśli się pojawia, to na życzenie pacjenta i wtedy jest z korzyścią dla niego.

Rozmowa o śmierci musi być naturalna. Warto, by psychoonkolog podczas takiej rozmowy zajrzał w głąb siebie, zastanowił się, czy jest pogodzony ze śmiercią, co o niej wie, jakie ma wyobrażenia. Jeśli osoba, która zawodowo wspiera pacjentów w chwili godzenia się z odejściem, unika tematu śmierci, to trudno, aby w rozmowie z pacjentem zachowała spokój, świadomość swych emocji i profesjonalizm w postępowaniu.

Mówiła Pani o osobach, które zaprzeczają temu, że są nieuleczalnie chore, wypierają chorobę ze swojej świadomości. Czy taka blokada nie ułatwia życia? Czy nie sprawia, że na ten czas dana osoba lepiej funkcjonuje, ponieważ uznaje siebie za zdrową?

Katarzyna Borowicz: W pewnym stopniu tak. Po to uruchomiony zostaje mechanizm obronny nazywany zaprzeczeniem, by okresowo służył człowiekowi, by chronił go przed nadmiernym obciążeniem psychicznym. Wcześniej mówiłam, że nie wolno nam tych mechanizmów przełamywać. Możemy próbować je rozluźnić, zwolnić blokadę zaprzeczenia, ale tylko wtedy, gdy mamy na to zgodę pacjenta. Jeśli odmawia, to oznacza, że nie jest jeszcze gotowy przyjrzeć się swoim uczuciom i emocjom, które pojawiły się w związku z chorobą i potencjalną śmiercią. Zaprzeczanie go chroni. Przed czym? On sam wie najlepiej.

Zobacz też: Na czym polega praca psychoonkologa? - wywiad

Wróćmy może jeszcze do chorych dorosłych. Jeśli bliska nam osoba – rodzic, brat, siostra, mąż, żona – odtrąca naszą pomoc, to czy wystarczy tylko pomaganie jej fizycznie, np. odciążanie z obowiązków? Czy jednak pomoc psychiczna okaże się w pewnym momencie konieczna?

Katarzyna Borowicz: Jeśli chora żona nie dzieli się z mężem swymi przeżyciami, niekoniecznie oznacza to, że odtrąca jego gotowość wsparcia psychicznego. Jego obecność, pomoc fizyczna – mam na myśli czasowe wyręczanie jej np. po operacji w takich obowiązkach jak zakupy czy ugotowanie obiadu – już wpływa na odciążenie psychiczne. Rodzina, angażując się, pokazuje, że akceptuje stan chorego, rozumie, że na czas choroby wyszedł on z dotychczasowo pełnionej roli i może liczyć na tymczasowe ,,zastąpienie” z ich strony.

Chciałabym zapytać Panią o reakcje chorych na diagnozę. Jakie emocje towarzyszą najczęściej pacjentom w takich chwilach: strach, złość, a może bezradność? Czy te emocje zmieniają się w trakcie leczenia?

Katarzyna Borowicz: Wszystko zależy od etapu leczenia i od osoby. Zwykle mamy do czynienia z różnorodnością przeżyć. Zdarza się, że chorego, który usłyszał diagnozę, ogarnia paraliż emocjonalny. Taki pacjent może zaprzeczać chorobie, mówić „to pomyłka, nie jestem chory, wyniki zostały podmienione”. Są to reakcje obronne organizmu, pod którymi najczęściej kryją się lęk, strach i niepokój. Później, gdy do pacjenta dociera, że jest chory, pojawia się pytanie ,,dlaczego ja?”. W tej fazie wyzwalane są gniew i złość. Z czasem pacjent zaczyna się targować o swe życie i zdrowie; walczy, opracowuje strategie, by zażegnać kryzys poważnej choroby. Zdarza się, że po okresie walki, następuje zmęczenie, do głosu dochodzą smutek, żal, rozpacz, załamanie – stany depresyjne. Ostatecznie zwykle przychodzi akceptacja sytuacji.

Chcę przypomnieć, że dzięki mechanizmom obronnym pacjent ma czas na poukładanie informacji o swoim stanie zdrowia, przyswojenie tego, że jest chory.

I wtedy może zebrać siły na leczenie.

Katarzyna Borowicz: Właśnie! To organizm o tym decyduje. Najpierw mówi: „stop, odcinam się”, a później powolutku dozuje sobie przepływ informacji. Pojawia się świadomość: ,,jestem chora/y” , następnie decyzja o leczeniu lub dochodzą do głosu złość, gniew, pretensje...

Pretensje do kogo? Do losu, lekarza, swojego organizmu…?

Katarzyna Borowicz: Tak.

Do swoich bliskich również?

Katarzyna Borowicz: Tak. Mogą się pojawić żal i pretensje do wszystkich – tak jak Pani mówi: do losu, do świata, do Pana Boga, do lekarza, do rodziny…

Dlaczego chorzy mają pretensje do swoich rodzin?

Katarzyna Borowicz: Człowiek doświadczający cierpienia emocjonalnego związanego z zagrożeniem życia zwykle czuje się zagubiony i bezradny. W sytuacji, gdy nie jest gotowy poradzić sobie z ogromem przeżyć, czuje się jak zwierzę uwięzione w klatce. Pojawiają się frustracja, złość wściekłość, pretensje ciskane na oślep, najczęściej w bliskich, bo ci siłą rzeczy są najbliżej. Trudno powiedzieć czego te pretensje dotyczą – wiadomo jednak, że są próbą uwolnienia się od cierpienia oraz  że z  zawinieniem ze strony innych nie mają nic wspólnego.

Zobacz też: serwis Nowotwory

A czy u chorych pojawia się zazdrość o osoby zdrowe? Myślenie „ja jestem chory, a ktoś zdrowy – dlaczego akurat mnie to spotkało, a nie jego”?

Katarzyna Borowicz: Tak. Pojawia się myślenie „dlaczego ja?”.

A wyładowywanie emocji na bliskich również?

Katarzyna Borowicz: Chory wyładowuje złość i frustracje na innych przede wszystkim wtedy, gdy nie potrafi otwarcie mówić o swoich emocjach.

Czy wówczas praca z psychoonkologiem pomaga wyładować negatywne emocje?

Katarzyna Borowicz: Tak. To podstawowy cel pomocy psychologicznej. Zmniejszenie natężenia silnych przeżyć ułatwia choremu realne spojrzenie na sytuację i pomaga w racjonalnym myśleniu.

Kiedy więc najlepiej zwrócić się o pomoc do psychoonkologa?

Katarzyna Borowicz: Im wcześniej, tym lepiej. Zmniejsza sie wówczas ryzyko wystąpienia długotrwałych stanów lękowych i depresyjnych.

W Polsce coraz więcej osób udaje się do psychologa lub psychiatry i mówi o tym bez wstydu – może więc zmienia się sposób myślenia na temat tych dziedzin zdrowia…

Katarzyna Borowicz: Bardzo mnie to cieszy. Blisko dziesięć lat temu, gdy w oddziale szpitalnym proponowałam wsparcie psychologiczne, zdarzało mi sie usłyszeć: „ale przecież choruje moje ciało,  nie głowa”. Obecnie chorzy mają większą wiedzę na temat roli psychiki w leczeniu raka.

Rozmowa z psychoonkologiem to rozmowa z obcą osobą. Czy choremu łatwiej jest się otworzyć przed kimś obcym niż bliskim?

Katarzyna Borowicz: To zależy od jego relacji z bliskimi i tego w jakim stopniu chce ich chronić.

Gdzie są więc granice rozmowy z bliskimi? Jak dużo chory może i powinien im powiedzieć?

Katarzyna Borowicz: To, ile chory chce powiedzieć swym najbliższym i w jaki sposób, związane jest ze stopniem jego bliskości i zaufania względem nich. Istotne jest, by pamiętał, że nie może otrzymać pomocy tylko z jednego źródła. Po rzetelne, specjalistyczne informacje, może zwrócić się do swojego lekarza, czułości szukać u małżonka/i, zrozumianym zostać przez przyjaciół, a współodczuwanie może otrzymać od udzielającego mu wsparcia psychologa.

Czy zdarzało się Pani rozmawiać z pacjentem, który traktował swoją chorobę jako wstyd, przejaw słabości?

Katarzyna Borowicz: Tak. Choroba oraz proces jej leczenia zwykle ograniczają czynności chorego.  Często słyszałam od kobiet słowa: ,,byłam do tej pory taka zdrowa, mało co mi  dolegało, ze wszystkim sobie świetnie radziłam... a tu nagle choroba...” Kobiety traciły poczucie wartości, czuły się słabsze.

Mówiła Pani o kobietach, a co z mężczyznami? Czy chory mężczyzna nie czuje się bezużyteczny, gdy nagle przestaje być żywicielem rodziny?

Katarzyna Borowicz: Są i tacy, którzy w ten sposób reagują na następstwa choroby. Mężczyźni również dotkliwie odczuwają ograniczenia jakie niesie choroba.  

Do tego dochodzi trudność mówienia o swoich emocjach i uczuciach. Skutkuje to zamykaniem się w sobie. Cierpią w sposób zwielokrotniony. Jest to uwarunkowane wychowaniem – jako dzieci prawdopodobnie słyszeli: „chłopcy nie płaczą”, „mężczyźni powinni być twardzi” itp. Ze strony mężczyzn potrzebna jest silna wola, by się przełamać i zwrócić po pomoc.

Czyli rozmowa z psychoonkologiem w przypadku takiego mężczyzny, o którym mówimy, też wiąże się z jakimś wstydem, świadczy – wg niego – o tym, że sam nie potrafi poradzić sobie z problemem i musi szukać pomocy?

Katarzyna Borowicz: Taki osąd jest krzywdzący. Ogranicza zakres pomocy, którą mężczyzna mógłby przyjąć.

Kiedy i dlaczego psychoonkolog decyduje się na rozmowę jednocześnie z pacjentem i jego rodziną? A może to pacjent lub rodzina decydują się wspólnie na wizytę u psychoonkologia?

Katarzyna Borowicz: Specjalista raczej nie decyduje w tej kwestii, lecz tylko proponuje. Decyzja o wspólnej wizycie należy do chorego i/lub jego najbliższych.

Gdzie po zakończeniu leczenia pacjent może szukać wsparcia i pomocy?

Katarzyna Borowicz: Pacjenci opuszczający szpital zwykle są informowani przez psychologa, gdzie mogą kontynuować spotkania wspierające. W przeciwnym razie warto zapytać swego lekarza onkologa/chirurga onkologa o pomoc psychoonkologiczną.

Doktor może zaproponować odpowiednie stowarzyszenie samopomocowe, np. Stowarzyszenie Amazonek lub Gladiator, a także poinformować o Akademii Walki z Rakiem.

Zobacz też: Ile wiemy o nowotworach?

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA